Foto: Arch. ŚMK Kraków

Wolontariat misyjny. Od robotyki po misje [MISYJNE DROGI]

Świeccy Misjonarze Kombonianie. U kombonianów krótki wyjazd misyjny jest początkiem, a nie celem powołania misyjnego. Po nim dopiero zaczyna się „prawdziwe”
życie misyjne.

Jako młoda dziewczyna miałam ciarki na plecach, a raczej dziwną zadumę w sercu, kiedy w czasie Mszy św. śpiewaliśmy „wiele jest serc, które czekają na Ewangelię” i w innym miejscu: „sam zobaczysz, że Bóg poprowadzi cię do ludzi, których będziesz mógł zaprowadzić do Chrystusa” – mówi Ewa Maziarz, świecka misjonarka kombonianka, która obecnie pracuje w Gulu w Ugandzie. Spotkałam wielu ludzi połączonych z misjami, ojców, którzy dzielili się z nami ich działalnością na Czarnym Kontynencie. Po wielu wątpliwościach, różnych moich planach, takich jak bycie policjantką czy praca w więzieniu, postanowiłam poszukać w Internecie, jakie są możliwości wyjazdu. Czy jechać jako wolontariuszka np. z Polską Akcją Charytatywną czy być posłaną przez Kościół, przejść formację w Centrum Formacji Misyjnej itp. Już wtedy w mojej parafii poznałam kombonianów. Wiedziałam tylko, że są misjonarzami w Afryce. – Zapamiętałam jedno zdanie: Jak będziecie kiedyś w Krakowie, to zapraszamy na kawę – kontynuuje. – Zaproszenie to wróciło do mnie na drugim roku studiów. Później to przekonanie pogłębiło się, gdy poznawaliśmy sylwetkę św. Daniela Comboniego. Jego wątpliwości były moimi wątpliwościami, odnajdywałam się w jego mocnym charakterze, w nieoczywistej świętości. Dzięki ojcom, którzy otworzyli drzwi swojego domu dla świeckich osób, pomagali i nadal pomagają w naszej formacji, rodzina komboniańska rośnie w siłę i nowych członków – kończy swoją historię.

Od siedmiu lat

To był 10 października 2010 r. – od tego dnia w Polsce oficialnie istnieje Ruch Świeckich Misjonarzy Kombonianów (ŚMK). Tego dnia przypada wspomnienie św. Daniela Comboniego – włoskiego biskupa, założyciela kombonianek i kombonianów. Ich głównym zadaniem jest praca misyjna. Św. Daniel chciał, aby w ewangelizację Afryki i pomoc jej włączył się cały Kościół, a nie tylko wybrane jego grupy. Był wizjonerem, wyprzedził w myśleniu świat o 150 lat – do działalności angażował osoby świeckie, współpracował z organizacjami społecznymi oraz innymi zakonami, co w jego czasach nie było czymś oczywistym. Dzieło Comboniego jest kontynuowane przez prawie 3600 misjonarzy: ojców, braci, siostry zakonne oraz osoby świeckie. Poświęcają życie pracy misyjnej wśród ludów i grup etnicznych, które nie poznały jeszcze Chrystusa lub gdzie wiara chrześcijańska dopiero kiełkuje. Działalność misyjna skupia się w 40 krajach w Afryce, Azji, obu Amerykach i Europie, choć najczęściej spotyka się ich w Afryce. Świeckich kombonianów związanych z misjami jest prawie 50. Obecnie na misjach przebywa 11 osób z Polski (cztery w Etiopii, dwie w Ugandzie,
jedna w Mozambiku, jedna w Republice Środkowoafrykańskiej). Trzy osoby wróciły z misji, a ponad 30 kolejnych osób uczestniczy w spotkaniach formacyjnych i jest w trakcie rozeznawania powołania. Jeszcze nie wiemy, czy na pewno wyjadą.

Foto: Arch. ŚMK Kraków

Bóg jest cierpliwy

Odkrycie powołania jest sprawą bardzo indywidualną i może trwać wiele lat. Jesteśmy cierpliwi. Pomocą jest formacja misyjna. W przypadku osób świeckich trwa ona około dwóch lat.
Raz w miesiącu do domu krakowskiej wspólnoty kombonianów z całej Polski zjeżdżają się osoby, które chcą odkryć, czy ich powołaniem jest praca misyjna. Dokonuje się to przez wspólną modlitwę, poszerzanie wiedzy na temat misji oraz studiowanie życia i charyzmatu św. Daniela Comboniego. Weekend formacyjny rozpoczyna się w piątek wieczorem spotkaniem „wprowadzającym” w temat przewodni i modlitwą wieczorną, a kończy w niedzielę po obiedzie. Tematy ułożone są w logiczną całość i dotykają aspektów życia misjonarza. „Życie we wspólnocie”, „Problemy krajów misyjnych”, „Tożsamość misjonarza” to tylko przykłady. Nie brak okazji do wspólnej i indywidualnej modlitwy w czasie adoracji lub medytacji słowa Bożego, do wysłuchania świadectwa osób, które pracują na misjach czy integracji. Poznajemy także bliżej kraje, w których pracują kombonianie. Dom wówczas tętni mocniej życiem.

Zamieszkać razem

W ramach dwuletniej formacji misyjnej istnieje możliwość wyjazdu na miesięczne doświadczenie misyjne, gdzie na własne oczy można zobaczyć, jak wygląda praca i życie misjonarza. W wielu przypadkach taki wyjazd jest punktem zwrotnym w życiu. Tak było chociażby w przypadku Madzi Plekan i Kasi Tomaszewskiej, które doświadczenie misyjne upewniło w decyzji o wyjeździe na misje długotreminowe. Po ukończeniu formacji następuje uroczyste wstąpienie do Ruchu ŚMK. Przed wyjazdem świeccy misjonarze kombonianie przeżywają tzw. doświadczenie życia we wspólnocie, które ma być przygotowaniem do życia na misji. Św. Daniel Comboni był propagatorem powszechności Kościoła katolickiego, dlatego wszyscy misjonarze kombonianie, także świeccy, pracują i żyją we wspólnotach międzynarodowych. Tuż przed wyjazdem na misje ŚMK jest oficjalnie posyłany przez biskupa danej diecezji w imieniu całej wspólnoty Kościoła.

Nie na krótko

Świeccy misjonarze kombonianie wyjeżdżają na dwa lub trzy lata, a czasem na dłużej. Po każdym wyjeździe przewidziane są dwu- trzymiesięczne wakacje. Nie ma możliwości wyjazdu na krócej. Jedyną formą krótkotrwałego wyjazdu jest właśnie doświadczenie misyjne, ale jest to bardziej czas obserwacji niż faktycznej pracy misyjnej. W czasie pracy na misji lub przed wyjazdem misjonarze uczestniczą też w kursie językowym. – Nie marzyłam o wyjeździe na misje – mówi Madzia Fiec pracująca w Etiopii. – Do 22. roku życia nawet mi taki pomysł przez myśl nie przeszedł. Pan Bóg mnie zaskoczył. Byłam studentką Automatyki i Robotyki na Politechnice Śląskiej, ale już wtedy wiedziałam, że nie tędy moja droga. Bardzo często modliłam się, by odkryć, do czego Pan Bóg mnie powołuje w życiu. Pewnego dnia moja przyjaciółka zaprosiła mnie na spotkanie świeckich kombonianów. Wiedziałam tyle, że jest to grupa religijna powiązana z misjami. Sprawę od początku traktowałam jednorazowo. Jednak gdy tam się znalazłam, w mojej głowie zrobił się wielki mętlik. Tematem spotkania była praca socjalna w miejscu, w którym żyjemy. Grupa mnie zafascynowała. Uczęszczałam  regularnie na spotkania, brałam udział w animacjach misyjnych, zaczęłam się interesować misjami, czytać książki i czasopisma na ten temat, czego wcześniej nigdy nie robiłam. Czytając Pismo Święte, miałam wrażenie, że Pan Bóg do mnie wprost mówił: „jedź na misje”. Do tej pory nigdy nie zwątpiłam, że Pan Bóg mnie prowadzi przez całe moje życie i moja misja jest Jego wolą.

Foto: Arch. ŚMK Kraków

Bez prawa jazdy

Kasia Tomaszewska pracująca w Mozambiku również nie od razu wiedziała, czy misje to droga dla niej. – Chyba nie będzie to odkrywcze, ale podobnie jak wiele osób nigdy nie myślałam o misjach. Wydawało mi się, że to nie dla mnie. Ale Bóg miał inny plan. Któregoś roku do mojej parafii zawitali kombonianie, którzy prowadzili tam animację misyjną. Razem z siostrą podeszłyśmy do nich, zamieniłyśmy dwa słowa i tyle. Ale po innej Mszy św. moje koleżanki podeszły i zaprosiły ojca na spotkanie naszej wspólnoty – Oazy Ruchu Światło-Życie. Ojciec przyjął zaproszenie, przyjechał do nas i tym razem to on zaprosił nas: na spotkanie młodych w Krakowie. Ale jak już wspomniałam, myślałam, że to nie dla mnie, więc… pojechała moja siostra. Nie miała jednak prawa jazdy, toteż postanowiłam zrobić sobie wycieczkę do Krakowa razem z nią. I wtedy ojciec ponownie mnie zaprosił – tym razem na na rekolekcje dla studentów. Pojechałam. I tak się zaczęło. Jeździłam regularnie na spotkania, rekolekcje, później na spotkania formacyjne ŚMK. Aż dotarło do mnie, że chcę wyjechać na misje – wspomina.

Jak w domu

– Powołanie misyjne zaczęłam rozeznawać w liceum, dużo myśląc nad tym, jaki jest Boży plan na moje życie – opowiada Madzia Plekan pracująca w Etiopii. Natknęłam się wtedy na informacje o dr Wandzie Błeńskiej, pochodzącej tak jak ja z Poznania, i poczułam, że bycie medykiem na misjach to właśnie to. Potem przez całe studia działałam w Akademickim Kole Misjologicznym, umacniając się w tym powołaniu poprzez spotkania formacyjne, modlitewne i doświadczenia misyjne na Cabo Verde i w Jerozolimie. Ale wciąż nie wiedziałam, co dalej, jak skończę studia. Warszawskie Centrum Formacji Misyjnej mnie nie przekonywało. Pracowałam w „Misyjnych Drogach”. W 2010 r. w Rotterdamie na europejskim spotkaniu Taizé podczas pracy wolontariackiej natknęłam się na kombonianów z Polski i od tego się zaczęły moje wyjazdy do Krakowa. Od początku czułam się tam jak w domu i z każdym spotkaniem to poczucie się umacniało coraz bardziej. Postać św. Daniela Comboniego jest mi bardzo bliska. Wiele sytuacji, z którymi on się zmagał, mogłam odnieść do siebie i swojego życia… I tak od ponad dwóch lat jestem w Etiopii, a dokładniej w Awassie, gdzie pracuję głównie wśród chorych. Osoby z wykształceniem medycznym, takie jak Magda, najczęściej pracują w szpitalach i ośrodkach zdrowia, jednakże nie jest to regułą.

Może się wydawać, że misje to powołanie dla ludzi nie będących w związkach, samotnych. Nic bardziej mylnego. W styczniu 2017 r. na misję do Etiopii wyjechało małżeństwo, Adela i Tobiasz
Lemańscy. Podczas uroczystego wstąpienia do Ruchu wspólnie wypowiedzieli słowa przez siebie ułożonej modlitwy: „Jako małżeństwo, czujemy się powołani do świadczenia o Tobie, Panie, naszą wzajemną miłością. Boże, Ty jesteś Miłością – spraw więc, by ludzie patrząc na naszą miłość, widzieli Ciebie”. Słowa te, jak i osoby Adeli i Tobiasza są przykładem tego, że Bóg nigdy nas nie ogranicza, a wybór jednej drogi nie zamyka przed nami innych.

Ewelina Gwóźdź

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze