Wyprawa życia: Misja Kamerum
28-go października z ramienia fundacji Dzieci Afryki udałam się do Kamerunu wraz z Teresą Stachowicz (członek Zarządu Fundacji) oraz dr Michałem Wierzbickim (farmaceuta, wolontariusz). Każdy z nas miał do zrealizowania program, który koordynuje w fundacji. Wyprawa była intensywna i bogata w doświadczenia. Pragnę się nimi z Wami podzielić.
Bóg zawsze odpowiada dobrocią. A my? Próbujemy nieść Boga w swoje środowisko. Przetwarzajmy zło w dobro i owego dobra rozsiewajmy wokół siebie jak najwięcej (Bł. Ks. Jerzy Popiełuszko)
Wszystko zaczęło się w sobotni poranek…
…gdy załoga w pełni sił stawiła się na lotnisku. Lot: kolejno lot do Douala w Kamerunie i po pół godziny ostatnie lądowanie w stolicy Yaounde. Zatrzymaliśmy się tam na nocleg u dominikanek włoskich. W niedzielę uczestniczyliśmy w uroczystej Mszy oraz zwiedzaliśmy stolicę. To co na wstępie mnie uderzyło w tym innym świecie to: straszny ruch na drogach, wyprzedzanie, tłumy ludzi, bogactwo, intensywne nocne życie, kreatywność Afrykanek w kwestii ubioru, wyczucie stylu, korupcja, niesprawiedliwość społeczna.
Kolejno udaliśmy się do Abong Mbang, gdzie wraz z siostrą Alicją Adamską ze Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Duszy Chrystua Pana udało się zrealizować projekt budowy kuchni nieopodal szkoły. Z okazji naszego przybycia odbyło się uroczyste otwarcie kuchni, poświęcenie, tańce i uczta, a także przygotowany specjalnie z tej okazji program artystyczny.
„Adopcja Serca” i „Bilet do Świata”
Po dwóch dniach udałam się na wschód Kamerunu do Nguelemendouka. Tam wraz z siostrą Rozalią Oleniacz ze Zgromadzenia Sióstr Świętego Michała Archanioła realizujemy program adopcji na odległość „Adopcja Serca” (wspieranie dzieci w kwestii dożywiania i opieki medycznej) i „Bilet do Świata” (wspieranie młodzieży w edukacji). Jestem koordynatorem tego projektu, stąd czułam ogromną powagę sytuacji podczas realizacji tej misji. Miałam okazję odwiedzić okoliczne szkoły, gdzie siostra prowadzi katechezy. Klasy są ciemne, wilgotne, brudne – z pewnością są to trudne warunki do nauki i zabawy. Dzieci są zaniedbane, ale z pewnością chętne do nauki i pracowite. Zwizytowałam Oratorium prowadzone przez siostrę Rozalię. Każda klasa ma swojego opiekuna, dzieci bawią się, uczą, mają okazję zjeść ciepły pożywny posiłek – najczęściej jest to ryż i kurczak w sosie. Dzieci są żywe i energiczne. Wszystkim naszym podopiecznym zrobiłam zdjęcia. Warto zwrócić uwagę, że dzieciaki garną się do zdjęć, są bardzo fotogeniczne. W Oratorium wspieramy około 150 dzieci. Spotkałam się z młodzieżą. Zajęcia zaczęły się już od rana – młodzi ludzie pomagają w różnych pracach przy użyciu maczety. Siostra dba o formację, integrację, organizuje spotkania filmowe, katechezy oraz uczy praktycznych umiejętności i pracy. Naszym starszym podopiecznym również zrobiłam zdjęcia z przeznaczeniem do dokumentacji dla naszych darczyńców. Wspieramy 60 młodych osób.
Pragnę bardzo serdecznie podziękować naszym Darczyńcom bez których realizacja programów adopcyjnych nie miałaby szans powodzenia. Jednocześnie apeluję o dalszą pomoc, ponieważ wielu zdolnych młodych i biednych ludzi czeka na pomoc i wsparcie w zakresie dożywiania i edukacji. Pomóżmy im! To są naprawdę zdolni ludzie z wielkim potencjałem. Wystarczy tylko się nad nimi pochylić i stworzyć pewne możliwości i szansę na rozwój i lepszą przyszłość. Podopieczni zorganizowali nam ciepłe pożegnanie, trudno było się z nimi rozstać. Ofiarowaliśmy im m.in. chustę klanzę, która z pewnością umili im czas rekreacji i wspólnych zabaw. W Nguelemendouka spędziłam tydzień, a dość szybko poczułam się jak w domu. Stałam się rozpoznawalna, ludzie zwracali się do mnie po imieniu, nie byłam dla nich tylko „biała”. Często widywałam dzieci i młodzież w kościele podczas nabożeństw i sakramentu pokuty i pojednania.
Warto przypomnieć słowa siostry Rozalii Oleniacz:
Drodzy Przyjaciele Misji!
Nazywam się s. Rozalia Oleniacz, jestem siostrą ze Zgromadzenia św. Michała Archanioła. W Nguelemendouka pracuję już od roku. Prowadzę katechezę w szkole publicznej i przedszkolach. Zajmuję się dziećmi i młodzieżą z ubogich rodzin i sierotami. Tutaj w oratorium podopieczni mają szansę na edukację, opiekę medyczną, dożywianie, rozwijanie zainteresowań oraz naukę praktycznych czynności tj. wyrabianie oleju z palmy, gotowanie, szycie, muzyka, plastyka. Praca z dziećmi i młodzieżą daje mi wiele radości i satysfakcji. Niestety bez wsparcia darczyńców nie ma możliwości utrzymania tego dzieła. W ostatnim czasie przybywa coraz więcej potrzebujących. Dlatego zwracam się do Wszystkich Ludzi Dobrej Woli o wsparcie finansowe i modlitewne. Istnieje możliwość podjęcia adopcji na odległość w ramach programów „Adopcja Serca” (dzieci) oraz „Bilet do Świata” (młodzież). Podejmując to dzieło darczyńca otrzymuje zdjęcie oraz kartę adopcyjną podopiecznego. Żywię ogromną nadzieję na dalszy rozwój naszego Oratorium. Zapewniam o modlitwie i pamięci. Za wszelkie dobro świadczone na rzecz misji składam serdeczne Bóg zapłać!
8-go listopada udaliśmy się w drogę do Abong Mbang
Po drodze zatrzymaliśmy się przy grobie Stewe Elana, naszego podopiecznego, gdzie umocowaliśmy pamiątkową tablicę nagrobną i znicz.
Spotkaliśmy się z jego bliskimi. Był to bardzo poruszający moment. Kolejny etap podróży to stolica i Balengou na zachodzie Kamerunu, gdzie również spotkaliśmy się z Siostrami Michalitkami. Mieliśmy okazję zwizytować ośrodek zdrowia oraz szkołę. Warto podkreślić, że klimat różni się znacznie od tego na wschodzie. Tutaj są góry, wysokość 1100 m n.p.m, bujna zielona roślinność i nieco niższa temperatura, owady już nie występują tutaj w takiej ilości jak w Nguelemendouka. Zaznacza się również różnica w mentalności ludzi – wychowanie angielskie daje o sobie znać – ludzie są bardziej pracowici, zaradni i nastawieni na rozwój, a nie jak w przypadku wschodu, gdzie wychowanie francuskie przyczyniło się do znacznego zubożenia intelektualnego ludności, co negatywnie odbija się w kwestii żywienia, higieny, edukacji i wiary. Po wizycie w Balengou udajemy się na ostatnie godziny do stolicy, gdzie żegnamy się z Kamerunem. Jeszcze udział we Mszy Świętej, uroczysty obiad i w drogę na lotnisko.
Jak pomagać misjonarzom
Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takich przygód i wrażeń. Często jest tak, że owoce podróży przychodzą później. Widzę to również u siebie, ponieważ teraz w moim sercu rodzą się ciekawe pomysły, jak jeszcze można pomagać misjonarzom, a potrzeby są ogromne w każdym aspekcie.
Najbardziej uderzający fakt to różnice między bogatymi a biednymi. Często jest tak, że brakuje empatii, bogaci skupiają się na sobie i swoim dobrobycie, mogą widzieć skrajną biedę i przechodzić obojętnie… Jest to ogromna dysproporcja i niesprawiedliwość. Ponadto zaznaczają się wyraźne różnice miedzy wschodem a zachodem Kamerunu. Szkoła angielska na zachodzie dała ludziom szansę na pracę i rozwój, inaczej dzieje się na wschodzie, gdzie często ludność nie posiada podstawowej wiedzy w kwestiach życia codziennego. Pochyliłam się również nad kwestią wiary. Chrześcijaństwo ma tam dopiero niecałe sto lat i wciąż zaznaczają się wpływy pogańskie, czary, magia, zabobony, zaklęcia, składanie ofiar itd… Często ludzie uczestniczą w nabożeństwach i sakramentach z czystej ciekawości, przymusu, a ich życie codzienne nie odzwierciedla prawdziwej wiary, co objawia się na przykład w braku szacunku i należnej czci do poświęconych przedmiotów.
Pamiętajmy o polskich misjonarzach. Przez modlitwę i wsparcie.
Polskim misjonarzom, którzy posługują w Kamerunie należą się słowa uznania i podziękowania. Wkładają wiele trudu i wysiłku w formację i naukę podstawowych prac i zachowań oraz w krzewienie wiary wśród miejscowej ludności. Z całego serca ogarniam ich wszystkich modlitwą i pamięcią! My dajemy im tylko pewne narzędzia do pracy, ale prawdziwe owoce są widoczne dzięki ich wysiłkom. Podczas rozmów z misjonarzami dowiedziałam się, że najbardziej trudne w ich życiu są: choroby, odmienność kulturowa oraz fakt, że nie widać od razu efektów ich pracy – te owoce zbierze ktoś inny. Ale za to oni zbierają owoce po poprzednikach, co objawia się poprzez wdzięczność, którą żywią do nich m.in. policjanci – byli wychowankowie misji, którzy kiedyś otrzymali szansę wybicia się.
Zachęcam do modlitwy i wspierania materialnego polskich misjonarzy, bo ich praca i trud są wartościowe i nie idą na marne, a także przyczyniają się do tego, że świat staje się lepszy i radośniejszy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |