Foto: Magdalena Kaczor

Zrób pierwszy krok [MISYJNE DROGI]

Salwatoriański Wolontariat Misyjny. Salwatoriańskich wolontariuszy spotkasz w Europie, Azji, Afryce i Ameryce Łacińskiej. Uczą, obierają ziemniaki, składają komputery i rysują kredą. Ludzie od wszystkiego.

Dochodzi 15. uroczyste zakończenie roku szkolnego w placówce prowadzonej przez siostry. Jesteśmy z Pauliną gotowe do wyjścia. – A wy dokąd już idziecie? – pyta ze zdziwieniem jedna z zakonnic. – Przecież nikogo tam jeszcze nie ma. Siostry celowo napisały na zaproszeniu wcześniejszą godzinę. Wiedziały, że ludzie i tak nie przyjdą na czas. Właśnie o to chodzi na misjach – nie obrażaj się na inny świat, nie próbuj go zmieniać na siłę. Staraj się z nim współpracować – wspomina swój wolontariat Marta Trawińska.

Właściwie Młody Salvator

Wolontariat Misyjny Salvator (WMS) działa od 2011 r. W ciągu sześciu lat grupa wolontariuszy wzrosła co najmniej trzykrotnie i obecnie liczy około 150 osób rozsianych po całej Polsce. Na co dzień działa w sześciu regionach: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Lublinie, Elblągu i w Małopolsce (w Trzebini). Większość osób działa aktywnie i regularnie, nie brakuje jednak grona
honorowych członków, którzy okazjonalnie wspierają misje. Kilkunastu „absolwentów WMS” prowadzi warsztaty i dzieli się doświadczeniem. „W pewnym sensie w WMS zostaje się na zawsze” – twierdzi Kuba Kosiński, który od dłuższego czasu „odchodzi z WMS”. Wraz z innymi wolontariuszami-lekarzami prowadzi kurs pierwszej pomocy dla młodszych kolegów. Brat Jakub
Rychlewski SDS przez zaangażowanie w wolontariat odkrył powołanie zakonne. Tak to już działa. Gdy raz zasmakujesz przeżywania wiary w działaniu, będziesz głodny kolejnych kąsków.

„Dopóki żyje na świecie…

…choćby jeden tylko człowiek, który nie zna i nie kocha Jezusa Chrystusa Zbawiciela Świata, nie wolno ci spocząć” – tak można streścić ideę WMS. Sługa Boży o. Franciszek Jordan doskonale wiedział, jak rzucić wyzwanie salwatoriańskim zapaleńcom. Zadanie to realizujemy na różne sposoby: po przez formację duchową, zaangażowanie na rzecz misji w kraju i za granicą. Wyjazdy misyjne nie są celem samym w sobie, a raczej jedną z form jego realizacji. Każdy może pomóc po swojemu, włączając się w dowolny fragment tego samego, misyjnego dzieła. Tak
samo ważne są modlitwa, stworzenie rękodzieła na kiermasz i prowadzenie katechezy w meksykańskim interiorze.

Foto: arch. WMS Trzebinia

Misyjne drogi?

Dochodzi druga w nocy. Mailuję jednocześnie z kilkoma osobami z WMS. Większość z nich nie wybiera się na misje zagraniczne. Jeden wolontariusz nigdy nie był jeszcze za granicą i będzie pracować w Polsce. Ktoś zarywa nockę, by zrobić plakat, ktoś organizuje rekolekcje w szkole, inny uzupełnia bazę danych, ktoś prowadzi zajęcia w świetlicy środowiskowej, ktoś sprząta salę spotkań. Każdy jest tu ważny, może coś wnieść. Dla Boga, ludzi, dla siebie. W wolności, szczerości, bo chce i może. Wolontariusze są pozornie zwyczajni: studiują, pracują, mają różne poglądy, zainteresowania, czasem chandrę, a częściej głupawkę. Po co to piszę? Bo każdy z nich jest inny, obdarzony innymi talentami, usposobieniem. Często sami wymyślają, jak mogą służyć misjom. I o to właśnie chodzi. Celem działalności WMS jest formacja własna wolontariuszy: duchowa, intelektualna, misyjna i ludzka. Wspólnota wspiera w tym rozwoju, proponuje różne możliwości realizacji powołania misyjnego.

Misje zaskakują

„Na koniec zajęć będziemy rysować kredą” – myślę podekscytowana, nie wiedząc, jak bardzo się mylę. Filipińskie dzieci w slumsach nie wiedzą, co to kreda. Boją się kredy. Nie rozumieją, jak działa i po co się jej używa. „Żaden problem: podejdę do każdego ucznia, razem coś narysujemy i potem już sami będą się bawić” – nadal nie wiedziałam, że tkwię w błędzie. Faktycznie, zrozumieli. Zrozumieli, zdziwili się i… stwierdzili, że kreda jest tak ogromnym, magicznym skarbem, że nie warto jej marnować na nieprzemyślane rysunki i lepiej schować na później – wspomina Patrycja Jachna, wolontariuszka pracująca na Filipinach.

Foto: Magdalena Kaczor

WMS krok po kroku

Znajdź nas na Facebooku lub wejdź na www.wms.sds.pl. Skontaktuj się z liderem tego regionu, który najbardziej ci odpowiada. Dowiesz się o terminie najbliższego spotkania regionalnego WMS, na którym poznasz specyfikę wspólnoty. Nie zabraknie wspólnej modlitwy, Mszy św., konferencji, planowania zbliżających się akcji misyjnych, a czasami też dodatkowych zajęć (integracji, tańców, pracy nad rękodziełem). Posługa misyjna zaczyna się tu i teraz, więc wolontariusze pomagają w swoich lokalnych społecznościach – parafiach, szkołach, oratoriach, jadłodajniach, fundacjach itp. Oprócz tego w ciągu roku akademickiego możesz uczestniczyć w czterech Nocach Nikodemowych i trzech spotkaniach ogólnopolskich wolontariatu. Udział w formacji duchowej jest prawem i jednocześnie obowiązkiem wolontariusza WMS. To fundament przygotowania do misji. Bo jeśli nie angażujesz się w Polsce, to jak możesz zostać posłany do służby gdzieś daleko?

Cztery strony świata

W styczniu każdego roku wolontariusze otrzymują tabelkę wyjazdową z opisem aktualnego zapotrzebowania na wolontariuszy w poszczególnych placówkach misyjnych. To one szczegółowo określają wymagania takie jak wiek, doświadczenie, przygotowanie merytoryczne, poziom znajomości języka, dyspozycyjność w danym czasie, warunki zdrowotne itp. Na poziomie WMS egzekwowane jest stałe zaangażowanie we wspólnotę, pozytywne przejście testów psychologicznych (w niektórych wypadkach również językowych) i badań lekarskich. Im dalszy i dłuższy wyjazd, tym lista kryteriów do spełnienia jest obszerniejsza i bardziej wymagająca. Lwią część wolontariatu stanowią studenci, dlatego wyjazdy misyjne zazwyczaj odbywają się od lipca do października. Dostępne są wolontariaty w Europie (Węgry, Rumunia, Białoruś, Ukraina, Albania), Azji (Filipiny, Indie, Autonomia Palestyńska), na granicy Europy i Azji (Gruzja, Rosja), Afryce (Zambia, Kenia, Tanzania) i Ameryce Łacińskiej (Meksyk, Boliwia). Posługa trwa od dwóch tygodni (bliższe kraje) do trzech miesięcy (dalsze państwa). Co roku na krótszą (kilkutygodniową, maksymalnie trzymiesięczną) posługę decyduje się łącznie ponad 50 wolontariuszy, pracujących w 2–7 osobowych zespołach. Na palcach jednej ręki wyliczymy tych, którzy wybierają misje trwającej od 6 do 12 miesięcy (lub dłużej). Taka decyzja wymaga dogłębnego przemyślenia i przemodlenia, dojrzałości, doświadczenia oraz gotowości do podporządkowania życia misjom. „Dlaczego właściwie jadę? Bo wierzę, że pragnienie, które zrodziło się już przed laty, jest darem od Boga. Bądź wola Twoja! Podejmuję wyzwanie i idę za tym głosem” – opowiada Ilona Piróg, która już niedługo rozpocznie misję w Zambii. Zastąpi Mariolę Kaźmierską, która posługiwała tam ponad osiem miesięcy.

Foto: Sonia Kędzierska

Po drugie auto

Po zambijskim buszu poruszam się samochodem z dużą, otwartą naczepą (żeby wszystkie dzieci się zmieściły). Pewnej niedzieli auto się zepsuło i pracownik ośrodka musiał je naprawić. Zażartowałam, że przecież dziś to Bóg powinien być na pierwszym miejscu, a nie samochód. W odpowiedzi usłyszałam całkiem poważne: „Przecież jest na pierwszym miejscu. Najpierw byłem w kościele, a dopiero teraz naprawiam samochód” – wspomina Monika Szczyrek.

Co robimy na misjach?

Najczęściej wspieramy zgromadzenia zakonne (przeważnie salwatorianów, ale też siostry misjonarki miłości w Zambii czy kamilianów w Gruzji) lub organizacje o podobnym charakterze. Pracujemy jako pedagodzy, katecheci, animatorzy, streetworkerzy, nauczyciele języków obcych i innych przedmiotów. Osoby z wykształceniem medycznym pomagają w szpitalach, punktach medycznych czy hospicjach (Zambia, Kenia). Niezależnie od rodzaju podejmowanej posługi najważniejsze jest dla nas dzielenie się świadectwem wiary, towarzyszenie ludziom, doświadczanie z nimi Bożej miłości. Jako osoby świeckie mamy często ułatwiony dostęp do „zwykłych” ludzi, którzy chętnie otwierają nam drzwi i serca.

Podczas półrocznej misji w Meksyku kilka razy usłyszałam: „Też jesteś młoda, też chcesz założyć rodzinę, ty też masz wątpliwości”. Łączy nas znacznie więcej niż mogłoby się początkowo wydawać. Mimo różnic kulturowych blisko jest nam do osób, które chcą być blisko Boga i ludzi, chcą walczyć o świętość w codzienności przeciętnego katolika. W pewną rzeczywistość można wejść tylko wtedy, gdy się ją dzieli. Sama przekonałam się, jak bardzo potrzebni są wolontariusze misyjni, świeccy misjonarze, świadkowie Bożej miłości. Jeśli czujesz, że możesz zostać jednym z nich – nie wahaj się zrobić pierwszego kroku.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze