Fot. PAP/ Bartłomiej Zborowski

Mistrz Polski w judo: moim trenerem jest Jezus Chrystus

„To On jest moim Mistrzem, uczy mnie, jak być prawdziwym wojownikiem, podnosi z maty, gdy duchowo upadnę. Cieszę się, że jestem w drużynie Jezusa, bo to drużyna, która nigdy nie przegrywa” – mówi Aleksander Beta w wywiadzie dla portalu Aleteia.

Aleksander Beta, judoka, zapytany o to, z czym kojarzy mu się Kościół dzisiaj odpowiada: „Teraz Kościół kojarzy mi się z kochającym Bogiem, który dał mi nowe życie. Z żywą wiarą i codzienną duchową walką”. Myślenie sportowca o Kościele mocno się zmieniło, ponieważ w wieku nastoletnim patrzył na wspólnotę wierzących w Chrystusa głównie przez pryzmat moherowych beretów.

W książce pt. „Trening ducha i ciała” napisał, że jego nawrócenie rozpoczęło się 11 lat temu. Opowiedział, jak wyglądał ten proces.

– Można powiedzieć, że od 2012 roku wciąż się nawracam. Walka trwa każdego dnia. Do Pana Boga przyprowadził mnie życiowy krach. Chodziło o pewną trudną relację, która się posypała. Dziś, z perspektywy czasu, podobnego doświadczenia nie nazwałbym krachem, co najwyżej zakrętem, ale wówczas miałem poczucie, że ziemia osunęła mi się pod nogami. Nie widząc wyjścia z sytuacji, zawołałem do Pana Boga z głębi serca, żeby mnie uratował. Obiecałem Mu, że jeśli to zrobi, będę Mu służył do końca swoich dni. I On rzeczywiście mi pomógł – dzieli się judoka.

Fot. PAP / Grzegorz Momot

– Ważnym momentem była spowiedź, na którą wybrałem się do kościoła ojców dominikanów w Łodzi. Gdy wyznałem grzechy, ksiądz wręczył mi kartkę. Było na niej napisane: „Pwt 31,6”. Po powrocie do domu wziąłem do rąk Pismo Święte i odszukałem fragment z Księgi Powtórzonego Prawa, który spowiednik polecił mi przeczytać. Okazało się, że są to słowa mówiące o odwadze i męstwie: „Bądź mężny i mocny, nie lękaj się, nie bój się ich, gdyż Pan, Bóg twój, idzie z tobą, nie opuści cię i nie porzuci”. Podjąłem decyzję, że chcę pójść za Bogiem na całość. Że nie chcę spotykać się z Nim od czasu do czasu, ale być w relacji każdego dnia – dodaje.

Ślub rodziców

Wyjątkowym wydarzeniem był dla niego moment ślubu rodziców, na którym został ich świadkiem.

– Gdy Pan Bóg wszedł w moje życie, dotknął również serc bliskich mi osób. Moi rodzice żyli w związku cywilnym, a więc niesakramentalnym, przez ponad trzydzieści lat. W trzydziestą rocznicę ślubu wybrali się do Rzymu. Mieli polecieć do Paryża, ale biuro podróży nie zebrało odpowiedniej liczby chętnych i w zamian zaproponowało wycieczkę do Włoch. Mama, modląc się przy grobie Jana Pawła II, mocno doświadczyła Bożego działania. Gdy wróciła z Rzymu, była niezwykle poruszona. Opowiadała, że przy grobie papieża Polaka łzy same napływały jej do oczu – podkreśla sportowiec w wywiadzie udzielonym Aletei.

>>> Badanie: ile Polacy wydają na sport?

– Niedługo potem tata wybrał się ze mną na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Dla niego z kolei to był przełomowy czas. Na szlaku pątniczym poznał wspaniałych kapłanów, doświadczył żywego Kościoła, bliskości Boga. Wkrótce rodzice zdecydowali się na zawarcie sakramentalnego związku małżeńskiego. To, że mogłem zostać świadkiem na ich ślubie, jest dla mnie niezaprzeczalnym dowodem na istnienie Pana Boga – dodaje.

Z ojcem, który podobnie jak on formuje się w męskiej wspólnocie Wojownicy Maryi, jeżdżą razem na rekolekcje, konferencje, spotkania ogólnopolskie.

W sporcie odniósł wiele sukcesów. Jest dwukrotnym mistrzem Polski w judo, brązowym medalistą mistrzostw Europy. Zapytany o to, jak patrzy na liczne sukcesy, które odniósł, odpowiada:

– Sukcesy, zwycięstwa są potrzebne, ponieważ motywują do działania, zachęcają do podnoszenia sobie poprzeczki. Wygrane, które odnosiłem w mistrzostwach Polski czy  Pucharach Świata i Europy, cieszyły mnie, jak najbardziej, niemniej jednak dzisiaj już wiem, że nie to jest najważniejsze. Najistotniejsze jest to, jakim człowiekiem się staję i czy walczę o nagrodę nieprzemijającą, jaką jest życie wieczne dla mnie i dla moich bliskich. 

Fot. PAP/EPA/ MAXIM SHIPENKOV

Trener

Obecnie nie zajmuje się już sportem zawodowym i został trenerem judo, gdyż wyczynowe uprawianie sportu jest niezwykle absorbujące. Wymaga nie tylko ciężkiej pracy, ale również częstego bycia poza domem. W jego przypadku było to nawet około dwustu dni w roku. To wszystko musiało się zmienić, kiedy założył rodzinę. Jego priorytety wtedy się zmieniły.

Obecnie jako swoje podstawowe powołanie wskazuje na bycie mężem i ojcem – i to jak najlepszym albo chociaż przyzwoitym. Nie przerwał jednak swojej przygody z judo. Obecnie jest trenerem w Beta Judo – Szkole Pozytywnych Wojowników w Łodzi. Praca ta daje mu mnóstwo satysfakcji i zadowolenia. Stara się w niej przekazywać innym te wartości, którymi sam na co dzień żyje.

Na czarnym pasie nosi napis Jezus. Kiedy jego podopieczni o to pytają, odpowiada:

– Każdy ma swojego trenera, a moim jest Jezus Chrystus. To On jest moim Mistrzem, uczy mnie, jak być prawdziwym wojownikiem, podnosi z maty, gdy duchowo upadnę. Cieszę się, że jestem w drużynie Jezusa, bo to drużyna, która nigdy nie przegrywa.

Sportowe motto

Ma też swoje sportowe motto, które często powtarza na sali treningowej: „Jeżeli trenujesz, żeby pokonać przeciwnika, dokopać mu lub coś udowodnić, to jesteś głupcem. Jeżeli trenujesz dla własnej doskonałości, jesteś na dobrej drodze. Jeśli natomiast trenujesz, żeby lepiej służyć Panu Bogu, a przez to innym ludziom – jesteś na ścieżce wojownika”. To wąska i wymagająca ścieżka.

>>> Ks. Damian Koper: sport to ważny element mojego życia, ale na pierwszym miejscu jest Bóg [ROZMOWA]

Wspomina również o wyjątkowej roli, jaką w jego życiu odgrywają dwie kobiety: Maryja i żona.

– Obie bardzo kocham. Odkąd zawierzyłem się Maryi, Pan Bóg mocno w moim życiu „przyspieszył”. Wierzę, że Maryja jest cały czas przy mnie.

W wywiadzie dla Aletei opowiedział również o tym, jak jego żona rodziła ich syna. Pojawiły się wtedy komplikacje. Prosił wtedy braci ze wspólnoty o modlitwę. Nie odłożyli tej prośby na później, ale o trzeciej w nocy trwali na modlitwie… Kilkudziesięciu mężczyzn. To pokazuje, jak ważne jest budowanie braterstwa. Jak wielką siłą w życiu są autentyczne relacje, jedność, wspólna modlitwa.

Swoją żonę poznał na siłowni. To była siłownia charytatywna, którą otworzył ze znajomym kapłanem w piwnicy, niedługo po tym, jak wrócił z pieszej pielgrzymki do Santiago de Compostela. Marta [jego żona] przyszła na trening i trenuje z nim do dzisiaj w małżeństwie. Jesteśmy po ślubie już ponad dwa lata. Rok i cztery miesiące temu na świat przyszedł nasz synek – dodaje na zakończenie.

*Aleksander Beta – polski judoka, dwukrotny mistrz Polski (Luboń 2012, Katowice 2014), brązowy medalista mistrzostw Europy (Kazań 2016). Założyciel i trener Beta Judo – Szkoły Pozytywnych Wojowników w Łodzi. Lider męskiej wspólnoty Wojownicy Maryi w metropolii łódzkiej, współautor książki „Trening ducha i ciała”. Mąż Marty, tata Jasia.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze