fot. Jakub Niemir

Moje serce było czarne – uratowała mnie Miłość [ROZMOWA]

– Odkryłem wszystkie rany, co jest może dziwne, może to wręcz taki przesadny ekshibicjonizm – mówi Filip (FKOL) Kołaczyk, młody raper i autor tekstów, który w muzyce odnalazł swój własny środek wyrazu.

Muzyka towarzyszyła Ci w życiu od zawsze czy raczej jest to dla Ciebie stosunkowo nowy środek ekspresji? Dlaczego akurat rap?

– Ostatnio dziadek puszczał mi jakieś stare nagrania, na których wydzieram się podczas śpiewania kolęd z rodzinką. Może bardziej podświadomie, ale to było we mnie – chęć wyrażania siebie poprzez muzykę, która towarzyszyła mi już od przedszkola. Pamiętam, że dostawałem solówki w jasełkach. A dlaczego rap? Zafascynowało mnie to, że kawałki, na które trafiałem były naprawdę mądre, głębokie i prawdziwe. Nie było to śpiewanie o byle czym, znalazłem w tych utworach emocje. Wolność i nadzieja – to takie dwa przymioty rapu, o których pamiętam, kiedy robię muzę. Może słowa te brzmią dość wyniośle, ale kiedy analizuję ten styl, to dochodzę do wniosku, że taka jest geneza rapu i za to go bardzo cenię.

fot. pixabay

Twoja debiutancka płyta „Czarne serduszko” ukazała się w internecie rok temu, można więc powiedzieć, że w marcu obchodziła swoje pierwsze urodziny. O czym jest ta płyta?

– W tamtym okresie nawarstwiły się u mnie problemy emocjonalne, pojawiały się też różne stany depresyjne, chociaż nie wiem, czy tak można je nazwać. Wydarzenia w moim życiu tylko je uwydatniały. Poprzez muzykę chciałem wyrazić emocje, miałem potrzebę wyrzucenia z siebie całego syfu, który we mnie siedział, z którym sobie po prostu nie radziłem. Dzięki temu chyba pierwszy raz poczułem się totalnie wolny. Mogłem powiedzieć o tym, o czym chciałem, co naprawdę czułem, to dawało mi ulgę. Dlatego ta płyta powstawała, bo moje serce, serduszko było czarne. Chciałem to pokazać światu, chociaż nawet gdyby tego nikt nie posłuchał, te utwory same w sobie byłyby wartością, ponieważ mówią o emocjach.

fot. Anna Skrocka

W tych utworach można usłyszeć dużą autentyczność. Chciałbym zapytać o nią w kontekście nadchodzącej premiery Twojej drugiej, już bardziej profesjonalnej płyty zatytułowanej „Feniks”. Jeden  z motywów tego krążka – „maluję akty wersami, stoję tu nagi przed wami” mam wrażenie, że dobrze opisuje całą Twoją twórczość. Co dla Ciebie znaczą te słowa?

– Te słowa po raz kolejny zwracają uwagę na fakt, że w utworach chcę być totalnie szczery – do bólu. Nie chcę stawiać żadnych barier. Już jakiś czas temu zastosowałem ten zabieg– odkryłem wszystkie rany, co jest może dziwne, może to wręcz taki przesadny ekshibicjonizm, ale wydaje mi się, że było mi to potrzebne, kiedy pisałem utwory.

Nie boisz się, jak ludzie wokół zareagują na takie całkowite odsłonięcie?  

– Nie wiem, czy się boję. Szczerze mówiąc, taka wizja artystyczna mnie pociąga. Myślę, że kiedy pokażę wszystko i dotknę największych dramatów, to trafię do ludzi, którzy też takie dramaty przeżywali. Kiedy ktoś usłyszy, że jestem całkowicie szczery w numerach (utworach – przyp. red.) i że to nie jest koniec, kiedy bardzo cierpisz i nie chcesz żyć – to może do niego dotrzeć, że taka sytuacja nie musi oznaczać braku nadziei. Sądzę, że taki zabieg może być pomocny i może właśnie tę nadzieję dawać. Przecież nigdy nie jest tak beznadziejnie, że już nie ma wyjścia. Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak coachingowo, ale ja po prostu to przeżyłem i chcę się dzielić swoim realnym doświadczeniem.

To właśnie nadziei dotyczy moje kolejne pytanie. Nietrudno zauważyć, że w swojej muzyce głównie uderzasz w tony smutne, molowe, ale jednak wiara i nadzieja wciąż dochodzą w nich do głosu. Jak to możliwe?

– Popularny w kulturze motyw Feniksa, który się odradza, opisuje przejście ze śmierci do życia. Pierwsza połowa płyty jest smutna i dotyka śmierci, potem jest siódmy numer pt. „Feniks” i następuje zmiana, odrodzenie. Czuję, że musiałem sięgnąć dna, emocjonalnie i życiowo, żeby żyć – bo po śmierci jest życie. Jeżeli mówimy o Jezusie – Jego śmierć i zmartwychwstanie są dla mnie ogromną inspiracją. Osoby wierzące pewnie to usłyszą na tej płycie, chociaż staram się tego nie mówić dosłownie, aby uniknąć zaszufladkowania i żeby nie zamykać się na ludzi, którzy od wiary są daleko.

W jednym z utworów słyszymy: „Od mych emocji i potrzeb proszę Cię, ratuj mnie ciągle”. Jak Bóg działa, kiedy ratuje człowieka? Jak ratował i ratuje Ciebie?

– Ratuje mnie swoją miłością, krzyżem i zmartwychwstaniem. Jego miłość jest bezgraniczna i w każdym momencie mojego życia, szczególnie, kiedy jest źle, mam świadomość tego, że On przeżywał podobnie – to samo, ale bardziej. Umarł za mnie i kocha mnie tak, że nie da się tego pojąć. Odkrywam to w Piśmie Świętym, w Jego życiu i w Jego słowach. Potężna miłość Jezusa naprawdę zachwyca – daje nadzieję i ratuje – to coś niesamowitego, przestrzeń wiary, która jest najpiękniejsza. To miłość niosąca nadzieję.

fot. unsplash.com

>>> Najpierw zadbaj o relacje… z samym sobą [FELIETON]

Czy jest jeszcze coś, o czym warto pamiętać, słuchając Twojej płyty?

– Myślę, że warto podkreślić, że płyta „Feniks” kończy się radością, nie zamyka się w smutku. Ułożyłem tę płytę tak, że przedostatni numer jest eskalacją radości i moim manifestem tego, że jest dobrze i chcę żyć – ta piosenka nosi tytuł „Wschód słońca”. Ważne jest też dla mnie, tak jak wcześniej mówiłem, uniknięcie zaszufladkowania, takiej łatki…

Tak zwanego „katorapu”?

– Kiedy słyszę coś takiego, to robi mi się niedobrze. Mówienie: „Joł, joł aborcja jest zła, Jezus jest super” jest nieskuteczne. Podobnie jest z podejściem, że muszę nawracać innych ludzi, bo ja jestem dobry, a oni są źli. Nie mam monopolu na prawdę…

Wolisz odkrywać prawdę na jednym poziomie ze słuchaczem. – Tak! Ja nadzieję odznalazłem w Jezusie, dzięki któremu poszedłem na terapię i wyzdrowiałem. Odkryłem, że to, co jest we mnie, nie jest do końca zdrowe – to była moja droga. Myślę, że jeśli ktoś znajdzie nadzieję i miłość, to znajdzie Jezusa, chociaż może nie musi Go nazywać Jezusem – tak myślę. Może to herezje, nie wiem… Wolę bardziej dzielić się swoim doświadczeniem i opowiadać o sobie, a nie mówić: „Ty też musisz tak przeżyć, bo inaczej będziesz się smażył w piekle”. Chciałbym przede wszystkim wlewać nadzieję!

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze