Nawrócony uciekinier

Szanowany i zamożny producent telewizyjny w ciągu trzech dni traci grunt Pod nogami: Pracę, życiową stabilizację i ciężko zrobione pieniądze. Żyjąc w samochodzie w ojczyźnie, a potem przebywając na uchodźstwie chrześcijanin z Iranu doświadczył Bożej Miłości.

Mieszkałem w aucie. Byłem muzułmaninem, spotkałem Chrystusa. Założyłem firmę telewizyjną, ale musiałem wszystko porzucić, gdyż jako chrześcijanin nie mogłem żyć w mojej ojczyźnie. Stałem się uchodźcą. Najgorzej mają chrześcijanie, którzy nawrócili się z islamu. To oni gromadzą się w tajnych wspólnotach i są regularnie prześladowani na wiele sposobów. Iran uważa się za republikę islamską, dlatego rości sobie prawo do zwalczania chrześcijaństwa. Niestety również ja tego doświadczyłem. Byłem zwykłym muzułmaninem, który nie chciał słyszeć o chrześcijanach. Miałem własną firmę, odnosiłem sukcesy. Jednak moje życie zmieniło się nagle w 2002 r. W ciągu trzech dni zbankrutowałem i znalazłem się na ulicy.

 
Pozostał samochód

Z mojego dawnego życia pozostał mi samochód, choć właściwie i on należał do banku, bo nie miałem za co spłacać rat. Jednak żyłem w nim. W Teheranie są dwa bezpiecznie miejsca do życia w aucie: parking przed szpitalem lub przy lotnisku. Nie miałem nawet jak prostować nóg, robiłem to tylko wtedy, gdy wychodziłem się umyć. Tak żyłem przez sześć miesięcy. W Iranie nie ma oficjalnej korporacji taksówkarskiej, więc wpadłem na pomysł, by wozić ludzi i tak zarabiać. Wówczas miałem choć trochę pieniędzy.

Na moje miejsce

Pewnego razu wiozłem kobietę, którą – jak się okazało – zaadoptowała moja mama. Ja o tym nie wiedziałem. Gdy wyprowadziłem się z domu, ona mieszkała w moim pokoju. Spotkałem ją wśród 12 milionów ludzi! Wsiadła do mojego auta. Pomyślałem: jak to jest możliwe? Ta kobieta w ciągu pół roku opowiadała mi o chrześcijanach i o tym, kim był Jezus Chrystus. Pewnego razu spytała mnie, dlaczego jeszcze nie jestem chrześcijaninem. Chciała, bym poznał Jezusa. Jednak ja się opierałem. Mówiłem, że nie chcę o tym słyszeć. Ale tak naprawdę miałem dosyć życia na ulicy. Nie wiedziałem, co robić. Pewnego jednak dnia powiedziałem jej, że chcę z nią porozmawiać. Jeśli ona jest pewna, że ten Bóg istnieje, niech mi o nim opowie.

Proste równanie

Chciałem zobaczyć Boga. Myślałem, że ona powie, że to niemożliwe, że Boga nie można zobaczyć. Ona jednak powiedziała, że będzie się modlić. Mówię jej o stworzeniu świata, o doświadczeniu, a ona na to, że się pomodli. Pomyślałem wtedy, że oni wszyscy są szaleni. Potem ode mnie odeszła. Pamiętam, że była godzina 23 i spałem w samochodzie na lotnisku w Teheranie. Podczas snu nagle poczułem, że moje ciało drży. Już kiedyś czułem coś takiego, ponieważ gdy śpisz w samochodzie i mija cię inny pojazd, twój samochód może się trząść. Otworzyłem więc oczy i wyjrzałem na zewnątrz, jednak było całkowicie spokojnie, żadnych aut. Wtedy spojrzałem przed siebie. I dostrzegłem Jego. Siedział na masce samochodu. Trwało to być może mniej niż sekundę, ale pamiętam to wszystko bardzo dokładnie. Przemówił do mnie swoimi oczami: czy to jest twoje miejsce, czy powinieneś być tu sam? I zniknął. Do dzisiaj pamiętam, jak zabolały mnie palce, gdy obiły się o dach samochodu, bo gwałtownie je uniosłem i powiedziałem: poddaje się. To był początek. Wtedy natychmiast zadzwoniłem do tej kobiety i powiedziałem, że widziałem Jezusa. Ona powiedziała, że była tego pewna. Ona była tego pewna! Powiedziała również, że modliła się o to, bo tego potrzebowałem. To, co działo się w moim życiu, nie było przypadkowe. Dodała, że następnego dnia przyniesie mi Biblię i odłożyła słuchawkę. Znów pomyślałem, jaki szalony jest ten świat i jak szalona jest ta wiara. Powiedziałem, że widziałem Stwórcę, a ona powiedziała, że była tego pewna. Naprawdę, ci chrześcijanie zwariowali. To był początek mojej wiary.

Wsteczne lusterko
Wielu ludzi pyta mnie: jak rozpoznałeś, że to był Jezus, skąd wiesz, że to nie było urojenie? Wszystkim tym ludziom zawsze odpowiadam, że kiedy dusza spotyka Stwórcę, nie ma żadnych wątpliwości. Wasza dusza krzyczy wtedy: znam Go! Oto mój Stwórca. Nie ma możliwości, by dusza nie poznała swojego Boga. Po tym wydarzeniu się nawróciłem. Wstąpiłem do podziemnej wspólnoty domowej, przyjąłem chrzest, ukończyłem tajną szkołę biblijną i szkolenie na animatora Kościoła. Pracowałem dla państwowej telewizji, ożeniłem się i wraz z małżonką zacząłem nowe życie. Jednak sytuacja chrześcijan w Iranie w tym czasie mocno się zaostrzyła. W 2009 r. reżim zorganizował masowe aresztowania.

Wśród prześladowań

W ciągu tych czterech lat wielu odpowiedzialnych wspólnot i grup chrześcijańskich trafiło do więzień. Niektórym udało się w ostatnim momencie wyjechać z Iranu lub zapłacić duże pieniądze, by wyjść z więzienia i uciec. Jeden z moich przyjaciół został zgwałcony w więzieniu przez śledczego. To dzieje się codziennie. Gdy odbywałem kilkumiesięczne szkolenie lidera wspólnoty, aresztowano jej członków. Wszystkich, nawet dzieci. Okazało się, że w naszej wspólnocie byli szpiedzy, którzy wszystkich nas znali. Po fali tych aresztowań wiedzieliśmy już, że jesteśmy inwigilowani i kontrolowani. Potem znęcano się nad chrześcijanami psychicznie. Prawie w ogóle nie sypiałem, bo myślałem, że po nas przyjdą. Gdy jeździliśmy samochodem, żona wciąż do mnie mówiła, że częściej patrzę we wstecznie lusterko niż przed siebie. Każdego dnia byliśmy śledzeni.

Pozostawiliśmy wszystko

Jednak po tej fali aresztowań sytuacja trochę się załagodziła. Ponieważ pracowałem wtedy w irańskiej telewizji i miałem własną firmę produkcji telewizyjnej, zacząłem potajemnie produkować materiały dla chrześcijan. Miałem dobry kamuflaż. Zaczęliśmy produkcję mediów chrześcijańskich, bo jak dotąd w Iranie nie było właściwie nic w języku perskim. Przygotowywaliśmy także materiały dla dzieci. Pewnego dnia jeden z moich pracowników został aresztowany. W ostatniej chwili zdążył nas ostrzec, byśmy zaczęli uciekać, bo posiadali wszystkie nasze produkcje, które mogły okazać się dla nas bardzo niebezpieczne. Jako pierwszą wysłałem moja żonę Mahę. Dzięki Bogu mogła bezpiecznie opuścić kraj. Ja miałem jednak zakaz wyjazdu za granicę. Granicę z Turcją przebyłem pieszo, nielegalnie. W ciągu trzech dni musieliśmy zostawić wszystko: nasze dobre imię, nasze osiągnięcia, piękny dom, dobry samochód. Słowem wszystko, co człowiek stara się osiągnąć w życiu, na co pracuje się wiele lat. Z drugiej strony traci się również całą swoją rodzinę, wszystkich tych, których się poznało przez trzydzieści lat. I tak ponownie straciłem wszystko w ciągu trzech dni. Staliśmy się uchodźcami.

 
Przy jednym stole z wrogiem

Jednak do teraz mam gdzieś z tyłu głowy cytat z Biblii. Chrystus wypowiedział na krzyżu: „przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”. Gdy byłem w Turcji, spotkałem jednego z agentów irańskiego wywiadu. To było dla mnie trudne. Pamiętam, że siedzieliśmy przy jednym stole i rozmawialiśmy. On powiedział mi, że myślał, że to, co robił, było dobre dla Boga i jego społeczeństwa. Poprosił mnie o przebaczenie, potem mnie objął. To spotkanie uświadomiło mi, że nie można chować w sobie urazy. Nie spodziewałem się tego spotkania. Miałem przed sobą człowieka, który był przecież symbolem opresyjnego reżimu. Chciałem jednak widzieć w nim dziecko Boże i osobę, jaką może się stać dzięki Bożej miłości. Wtedy podejście zupełnie się zmienia. Po ludzku pewnie trudno byłoby mi wybaczyć, ale miałem poczucie, że Bóg na tyle mnie przemienił, że zupełnie inaczej zacząłem przeżywać swoje emocje. To trudne do opisania.

Zło rodzi zło

Ci ludzie, którzy prześladują chrześcijan, naprawdę nie wiedzą, co czynią. Dlatego modlę się za nich. I proszę moich rodaków, żeby zwalczali w sobie nienawiść, bo ona rodzi tylko następną nienawiść – spirala nienawiści nie jest tutaj żadnym rozwiązaniem. To nie moment, by stosować zasadę „oko za oko”. Jeśli oni życzą mi najgorszego, ja życzę im wszystkiego, co dobre, bo Bóg robi to samo dla nas. Ja ich rozumiem. Nie mówię, że zgadzam się z ich czynami, ale oni w to wierzą, dlatego potrzebują naszej modlitwy. Nie spodziewałem się, że może mnie spotkać coś takiego. Moje życie to historia wzlotów i upadków, które jednak dzięki Bogu składają się w sensowną całość. Miałem firmę, wszystko straciłem – byłem wtedy pewien, że nic dobrego mnie już nie czeka. Musiałem stać się uchodźcą. Nigdy bym nie przypuszczał, że w moim życiu może się jeszcze tyle wydarzyć. Tymczasem doczekałem się czegoś, o czym nawet nie marzyłem – doświadczyłem Bożej miłości. Chciałbym dzielić się tym z innymi. To trudne do zrozumienia, że w wielu krajach tych, którzy chcieliby poznać Jezusa, czekają prześladowania. Tylko modlitwa może to zmienić.

Navid Tamang

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze