Fot. pixabay

Nie tylko chrześcijanie są dobrzy [FELIETON] 

O nieoczywistości życia możemy przekonać się, gdy wczytamy się w przypowieść o miłosiernym samarytaninie. Nic tam się nie zgadza. Kto powinien pomóc – ten nie pomaga. Kto mógłby przejść obok i nie przejąć się losem poszkodowanego człowieka – ten otacza go troskę i opieką. 

Kto jest moim bliźnim? Wciąż rezonuje we mnie pytanie, które poprzedza przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, którą czytaliśmy w kościołach w niedzielę. I odpowiedź na to pytanie – czyli właśnie wspomniana przypowieść. Słyszeliśmy ją nieraz, pewnie rozbieraliśmy ją na czynniki pierwsze. Myślę jednak, że do przesłania tego tekstu warto wracać każdego dnia – bo ona pokazuje, że ludzie potrafią nas zaskoczyć. A pomoc może nadejść z zupełnie nieoczekiwanej strony. 

Czy ziejesz jadem? 

To tekst biblijny bardzo na teraz, na dziś. Jesteśmy mocno podzieleni – i jako całe społeczeństwo, i nawet wewnątrz  Kościoła. Teoretycznie w Kościele powinniśmy być sobie bliscy – łączy nas przecież wiara w Boga i wartości, którymi się kierujemy. Skąd zatem w ludziach identyfikujących się z Kościołem czasem tyle jadu, złości, a bywa że i nienawiści? Nie wskazuję nikogo palcem, ale takie osoby można znaleźć po każdej stornie kościelnej barykady – i wśród tych bardziej na prawo, i tych bardziej na lewo. I po każdej stronie ołtarza – jadem potrafią ziać świeccy, ale też księża i biskupi. Jeśli potrafimy poddać się autokrytyce – to we własnym zachowaniu pewnie też nieraz dopatrzyliśmy się traktowania nie fair osób, z którymi się nie zgadzamy. Powinniśmy w Kościele być nastawieni pokojowo – a zachowujemy się, jakbyśmy byli na jakimś froncie walki ideologiczno-duchowej. Mamy prawo się z drugim nie zgadzać, możemy nie podzielać jego poglądów. To całkiem normalna sytuacja. Tyle że my idziemy kilka kroków dalej – i chcielibyśmy odebrać inaczej myślącym, inaczej żyjącym prawo do istnienia. Chcielibyśmy, żeby inni myśleli jak my. 

Fot. pexels

Zobaczył go i minął 

Nieraz pewnie spotkaliśmy już – i nieraz spotkamy – ludzi pokiereszowanych przez życie. Może i nas samych mocno dotknęły jakieś sprawy, trudności, problemy. Czy zawsze pomogliśmy temu pokiereszowanemu? Nawet jeśli  nie mieliśmy akurat narzędzi i środków do pomocy – to czy się nim zainteresowaliśmy? Kapłan i lewita przechodzili obok napadniętego mężczyzny i co? „Zobaczył go i minął” – tak mówi o ich podejściu Ewangelia. Członkowie wspólnoty, którzy powinni zainteresować się człowiekiem w potrzebie – a w miarę możliwości też konkretnie pomóc – nie zrobili nic. Poszli dalej. Tak samo jak my często zmieniamy stronę ulicy, odwracamy wzrok, zaczynamy patrzeć w górę. Wszystko po to, by przypadkiem nie zauważyć „problemu”. By nie zauważyć człowieka, który potrzebuje naszej pomocy. I nie zawsze chodzi o pomoc materialną czy jakieś konkretne, nadzwyczajne działanie. Drugi może potrzebować wysłuchania, obecności, wsparcia, pobycia razem. Czasem nawet na to nie potrafimy się zebrać. A przecież jesteśmy w Kościele. I szeroko rozumiane miłosierdzie nie jest dla nas jakąś alternatywną opcją do wyboru. Jest podstawą kodeksu, którym powinniśmy kierować się w życiu. 

>>> Abp Pizzaballa: w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie Jezus uczy nas usuwania granic

Zobaczył, wzruszył się, podszedł i opatrzył rany 

Samarytanin, niby nieprzyjaciel, ówczesna „czarna owca”. Ale okazuje się, że to właśnie on wyciąga pomocną dłoń. Nikt by się po nim tego nie spodziewał. Ba, nikt by tego nawet od niego nie wymagał, nie oczekiwał. A jednak! I to jest lekcja dla nas. Bo tak właśnie często dzieje się w naszym życiu – że wcale nie ci, którzy powinni okazują nam swoją pomoc i zainteresowanie. Robią to ci, na których w ogóle byśmy nie stawiali. Oczywiście, to żadna reguła. Mimo to jednak warto w swojej głowie nie przekreślać, nie hejtować innych – bo często ci inni stają się naszymi miłosiernymi samarytanami. Drugi człowiek może mieć inne przekonania polityczne, może nawet kierować się w życiu wartościami całkowicie odmiennymi od tych, które są Ci bliskie. Drugi człowiek może wyznawać inną religię (lub być ateistą). Drugi człowiek może pochodzić z innego kręgu kulturowego, może być innej orientacji seksualnej, może mieć niższe lub wyższe wykształcenie niż Ty… Może… Tak można jeszcze długo wymieniać. To są różnice – realne i zauważalne i nie ma co ich ukrywać. Ale to nie są różnice, które musza od razu „owocować” budowaniem muru. Przecież żyjemy na tym samym świecie i dla każdego z nas starczy w nim miejsca. Możemy się kiedyś bardzo zdziwić, gdy nie pomoże nam w jakiejś sprawie wierny członek Kościoła, a zrobi to ateista (może kilka dni temu złożył apostazję?). Możemy się zdziwić, że i prawak, i lewak mogą być ludźmi prawymi, uczciwymi i pomocnymi. Możemy się zaskoczyć, że orientacja seksualna nie ma znaczenia w byciu dobrym człowiekiem – a pomocną dłoń może okazać nam zarówno osoba heteroseksualna, jak i ktoś ze społeczności osób LGBTQ+. 

fot. cathopic

Nieoczywistość życia 

Przypowieść o miłosiernym samarytaninie uczy nas, że życie wcale nie jest takie oczywiste – i że powinniśmy być gotowi na zaskoczenia. Te negatywne – gdy zawiedzie nas ktoś, kto teoretycznie powinien być po naszej stronie i powinien pomóc. I te pozytywne – gdy nie oczekujemy od drugiego pomocy, wsparcia, bycia – a on z nami nieoczekiwanie jest. On otacza nas opieką, choć wcale nie musiałby tego robić – przecież jest dla nas „czarną owcą”! Chrzest ma wielką moc – ale nie jest gwarancją bycia dobrym człowiekiem. To już jest kwestia naszego wnętrza. A chrześcijaństwo nie ma monopolu na dobrych ludzi. Dobrzy mogą być chrześcijanie, ale i wszyscy inni. Bycie chrześcijaninem nie jest tożsame z byciem dobrym. Współczesność pokazuje dobitnie, jak można z jednej strony opowiadać pięknie o doświadczeniu Boga, a z drugiej siać zamęt, ziać jadem i pokazywać innym, gdzie jest ich miejsce. Bycie dobrym samarytaninem to po prostu bycie dobrym człowiekiem – niezależnie od wiary, płci, wieku, wykształcenia, narodowości, orientacji seksualnej, poglądów politycznych. Tylko tyle – i aż tyle. To po prostu bycie przyzwoitym i traktowanie po ludzku drugiego – obojętnie, jak bardzo byłby od nas inny. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze