Fot. Zofia Kędziora

Niewidzialny świat widzialnych ludzi [REPORTAŻ]

Niewidomi, żyją wśród nas. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak blisko.

Dzwonię do drzwi. Otwiera mi Beata z kilkuletnią córeczką. – Dzień dobry, proszę wejść. Herbaty? 

Kilka minut potem siedzimy przy wspólnym stole. Pani Beata dotyka dłonią obrusu, by sprawdzić, co znajduje się na stole oraz czy jej córeczka nie chce wejść jej na kolana. Ta jednak układa puzzle na podłodze.  

– Urodziłam się już niewidoma, podobnie jak moja siostra. W latach osiemdziesiątych, gdy nie było tak rozwiniętej technologii, Internetu czy w ogóle mowy o jakiejś integracji ludzi niewidomych, z pewnością był to trudny moment dla moich rodziców. Trafiliśmy potem do Polskiego Związku Niewidomych, jeździłyśmy na turnusy rehabilitacyjne, a moi rodzice uczyli się, jak bezwzrokowo nauczyć nas wielu niezbędnych do życia rzeczy. Po szkole podstawowej i gimnazjum dla niewidomych poszłam do ogólnodostępnej szkoły średniej, co nie było takie oczywiste. Ale poradziłam sobie w niej. Potem, po zdaniu matury, poszłam na studia do Zielonej Góry. Po jakimś czasie okazało się, że zlikwidowano tę specjalność, którą ja chciałam studiować – kontynuuje Beata, biorąc córkę na kolana. Pytam, czy te wszystkie uczelniane materiały były pisane alfabetem Braille’a. – Niestety nie było takich książek, jednak były już dostępne takie skanery, które zdjęcie tekstu zamieniało na tekst, a sam tekst odczytywany był na głos w innym programie. Po tych studiach w Zielonej Górze przyjechałam do Poznania, gdzie skończyłam gerontologię. I wyobrażałam sobie, że jako animator osób starszych nie będę miała problemów ze znalezieniem pracy. Ale okazało się, że nie ma takiej możliwości. Teraz pracuję jako analityk internetowy. 

Planszówka „chińczyk” dla niewidomych / fot. Zofia Kędziora ©

Beata również uczestniczy w działaniach Polskiego Związku Niewidomych. Są w nim trzy sekcje, skupiające w sobie odpowiednio rodziców niewidomych bądź słabo widzących dzieci, samych niewidomych oraz niewidomych seniorów. Związek prowadzi wiele przydatnych dla niepełnosprawnych działań, jak chociażby zajęcia z orientacji w przestrzeni, gdzie przewodnicy wraz z niewidomymi przemierzają i poznają miasto. Są to również wycieczki w góry czy nad morze i wiele innych inicjatyw bezcennych dla tych ludzi.  

Na ścianach pokoju, w którym siedzimy widnieją fotografie ślubne. – Tak, po studiach założyłam rodzinę – mówi z uśmiechem Beata, biorąc córkę na kolana. – Oleńko, powiedz pani, kiedy skończysz cztery lata? – W listopadzie – odpowiada dziewczynka. – A powiedz jeszcze pani, czy twoje oczy widzą? – Tak – a mamy oczka? – Wcale – A oczy taty? – Trochę tak. – Taty oczka widzą tylko trochę – dopowiada Beata. Spoglądam znów na fotografie na ścianie. Nigdy nie powiedziałabym, że to niewidomi.  

– Nasze życie nie odbiega wcale od życia pełnosprawnych ludzi. Są ograniczenia, jak większe zakupy, bo nie mamy samochodu, albo gdy teraz robią nam drogę – gdy trzeba inaczej iść. Ale jest technologia, która coraz bardziej nam pomaga: są na przykład GPSy marszowe. Ja z nich co prawda nie korzystam – wolę własną pamięć, ale z pewnością wielu ludziom pomaga.  

Technika jednak, mimo iż osiąga coraz wyższy poziom, nie zawsze pomaga osobom, które nie widzą. – Moja siostra kupowała teraz pralkę. I miała duży problem, żeby znaleźć taką, która nie reklamuje się jako „reaguje już nawet na lekki dotyk” (śmiech). My z kolei mieliśmy problem z płytą indukcyjną ponieważ u nas nie ma gazu. Musieliśmy z mężem sobie po prostu zaznaczyć wszystko osobno.  

Rozmowa mija niepostrzeżenie, jednak wreszcie mogę zadać pytanie, które nurtowało mnie od zawsze: mianowicie jak niewidomi śnią, jak wyobrażają sobie świat w nieskrępowanej niczym wyobraźni. – Śnimy tak jak żyjemy. Nie widzimy, tylko czujemy. Nikt nigdy nie był w stanie mi wytłumaczyć, czym jest kolor. To jest abstrakcja, której nigdy nie zrozumiem. Nie widzę, choć jednak mój zmysł dotyku rekompensuje mi to, czego nie mogę zobaczyć.  

Dłonie Pani Beaty czytające książkę alfabetem Braille’a / fot. Zofia Kędziora ©

Odruchowo spoglądam na dłonie Beaty, które teraz przebiegają po kropkach alfabetu Braille’a w jednej z książek. – Ale ludzie chcą nam pomagać, chociażby gdy czekam na przestanku i inni mówią na głos, jaki tramwaj czy autobus podjeżdża. Szczególnie teraz, gdy w Poznaniu trasy się wciąż zmieniają (śmiech). Czasami gdy pytam o trasę, i ktoś mi powie „proszę iść sto metrów prosto” to mniej więcej wiem jak długo muszę iść. – Liczy pani kroki? – wtrącam. – Niektórzy pewnie liczą, ale ja patrzę na czas, jaki mi zajmuje pokonanie tej trasy. Choć w Poznaniu wiele tak zwanych udogodnień dla osób niewidomych istnieje, nie zawsze niestety są one konsultowane z samymi zainteresowanymi i dlatego prowadnice na ulicach czasami nie spełniają swojej roli. – Tak, słynna prowadnica na Dworcu Głównym w Poznaniu kończyła się jeszcze niedawno na słupie – wtrącam. – Dlatego myślę, że warto powiedzieć, że pomoc obcych ludzi na ulicy wiele dla nas znaczy, jak chociażby podawanie numerów autobusów. Paradoks polega czasem na tym, że im więcej ludzi na przestanku, tym mniej ma odwagę niewidomemu pomóc. Warto zawsze spytać, czy można zaoferować swoją pomoc. Nawet jeśli niewidomy odmówi, będzie z pewnością wdzięczny za takie pytanie. Tego typu gesty wiele znaczą i na pewno nam to pomaga.  

Rozmowa dobiega końca. Beata, słysząc moje kroki, odprowadza mnie do drzwi. – Do usłyszenia – rzucam. – Do widzenia – odpowiada Beata. Po zamknięciu drzwi od mieszkania idę ulicą. Wciąż odczuwam szok. Ci ludzie żyją tak samo jak my. Tak samo.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze