O. Augustyn SJ: nie podważajmy sakramentu spowiedzi, gdyż ma on głęboki sens [ROZMOWA]
– Ćwiczenie się dziecka we wrażliwości moralnej jest tak samo konieczne jak trening we wszystkich innych dziedzinach dziecięcej egzystencji – mówi w rozmowie z KAI o. Józef Augustyn na marginesie toczącej się w Polsce debaty na temat sensowności spowiedzi, szczególnie w odniesieniu do dzieci. Dodaje, że „sakrament ten – oprócz wymiaru duchowego – ma głęboko terapeutyczny charakter, oddziałuje na całego człowieka, nie tylko na jego duszę, ale także na psyche”.
Odnosząc się do postulatu prawnego zakazu spowiadania ludzi po niżej 16 roku życia, o. Augustyn mówi, że: „trzeba być naprawdę człowiekiem złej woli, bez serca, aby domagać się prawnego zakazu spowiadania dzieci i młodzieży; twierdzić, że spowiedź jest szkodliwa dla rozwoju człowieka; oraz że Kościół – poprzez spowiedź – kontroluje już nie tylko wiernych, ale nawet całe społeczeństwo”.
>>> Jacek Prusak SJ: nie można z góry powiedzieć, że spowiedź jest formą przemocy psychicznej
Marcin Przeciszewski, KAI: Jesteśmy w Polsce świadkami debaty nt. sensowności sakramentu spowiedzi, rozpoczętej petycją Rafała Betlejewskiego postulującą prawny zakaz spowiadania dzieci poniżej 16-roku życia. Spowiedź została tam określona jako „forma psychicznej przemocy” wobec dzieci ze strony ludzi, którzy nie mają odpowiedniego przygotowania psychologicznego. Co Ojciec na to?
O. Józef Augustyn SJ: Polemika z tego typu opiniami tworzonymi doraźnie na potrzeby propagandy antykościelnej jest bardzo trudna, by nie powiedzieć wręcz niemożliwa. Poważna rozmowa o spowiedzi wymaga głębokiej wiary w Tajemnicę świętości Boga oraz tajemnicę ludzkiej grzeszności. „Głębia przyzywa głębię hukiem swych wodospadów” (Ps 42,8). Głębia grzechu przyzywa głębię Bożego miłosierdzia. Cytowane przez Pana opinie zawierają nieprawdziwe oskarżenia. Odwołują się one do nadużyć, jakie zdarzają się w praktyce spowiedzi, a nie do samej spowiedzi.
Oczywiście, mówilibyśmy nieprawdę, gdybyśmy twierdzili, że w konfesjonale nigdy nie dochodzi do przemocy psychicznej. Św. Jan Paweł II stwierdza, że „dobre przygotowanie psychologiczne ułatwia spowiednikowi poznanie tajników sumienia”. Przemoc w konfesjonale nie jest związana ze spowiedzią jako taką, ale wyłącznie z przemocową postawą konkretnych księży. Podobnie zresztą bywa w innych dziedzinach ludzkiego życia. Nie likwiduje się instytucji bankowej tylko dlatego, że pracują niekiedy w nich zwyczajni oszuści.
W ciągu niemal pięćdziesięciu lat kapłaństwa, setki, tysiące razy byłem świadkiem głębokiej radości penitentów. Spowiedź odmieniała, odmienia i będzie odmieniała życie ludzi przytłoczonych ciężarem własnego grzechu. Razem z Eucharystią jest ona jednym z najcenniejszych darów Chrystusa dla tych, którzy uwierzyli w Niego i idą za Nim.
>>> Szósty warunek dobrej spowiedzi [FELIETON]
KAI: Batalia jaka toczy się w Polsce, zaczęła się od spowiedzi dzieci. Faktycznie psychika dziecka jest bardzo wrażliwa, i łatwo ją zranić. Tymczasem wielu kapłanów, mówiąc najdelikatniej, charakteryzuje się małą subtelnością. Czy nie ma tu faktycznie zagrożenia?
– Kościół dopuszcza dzieci do sakramentu pokuty w przekonaniu, że są zdolne – choć w ograniczonym jeszcze zakresie – do wewnętrznej autonomii wyborów moralnych. Człowiek w miarę swego dorastania coraz częściej staje przed koniecznością wyboru pomiędzy dobrem a złem. I choć we wczesnych latach życia dziecko nie ma jeszcze pełnej świadomości moralnej, to jednak posiada dziecięcą intuicję moralną, np. dzieci są świadome, że sprawianie przykrości innym jest złe.
Wczesne lata życia są decydujące dla całego ludzkiego rozwoju. Dzieci „muszą” nauczyć się dosłownie wszystkiego: panowania nad fizjologią, poruszania się, rozróżniania przedmiotów, ludzkiej mowy, a natura – w tym celu – obdarza „małego człowieka” niezwykłą zdolnością do percepcji. Ćwiczenie się dziecka we wrażliwości moralnej jest tak samo konieczne jak trening we wszystkich innych dziedzinach dziecięcej egzystencji.
Spowiedź dzieci posiada nadzwyczaj dobroczynny charakter dla rozwoju moralnego dziecka, nastolatka. Wiedzy o tym, co jest złe a co dobre, nie nabywają jedynie w obrębie „klanu rodzinnego”, ale w szerszym kontekście wspólnotowym i społecznym. To dzięki spowiedzi dzieci nabierają dystansu do jakże często niemoralnych zachowań bliskich w rodzinie: rodziców, rodzeństwa, innych członków. I tu widzimy, jak ważna jest „sztuka spowiadania dzieci”, by z jednej strony nie podważać autorytetu rodziców w oczach dziecka, a z drugiej strony podtrzymać – jakże gorącą nieraz – dziecięcą wiarę i miłość do Boga. W XX wieku Kościół docenił świętość dzieci, wynosząc je na ołtarze. Gdy ktoś twierdzi, że dzieci nie mają jeszcze zmysłu moralnego, to być może dlatego, że sam go nie posiada. Jan Paweł II mówił, że tylko święci wyczuwają świętych.
Tymczasem jeszcze w XIX wieku dziecko było traktowane jak „mały dorosły” i to niemal we wszystkich sferach życia, począwszy od ubioru. Dzieciom za ich dziecięce „zbrodnie” wymierzano te same kary bicia, ograniczania wolności, co dorosłym. Św. Augustyn w „Wyznaniach” z oburzeniem wspomina baty, jakie nauczyciele wymierzali jemu i rówieśnikom za te czyny, które oni sami popełniali. A my księża dzisiaj nierzadko traktujemy dzieci w konfesjonale jak „małych dorosłych grzeszników”. Niesprawiedliwie przypisujemy im nieraz te same grzechy, motywy, stawiamy te same pytania. Wszystko jedynie w pomniejszonej skali. Dziś znamy psychikę dziecka i wiemy, że trzeba odnosić się do nich zupełnie inaczej.
„Mała subtelność”, o której Pan wspominał, to mało powiedziane. Co robić? Winniśmy częściej reflektować nad spowiadaniem dzieci i młodzieży, dzielić się doświadczeniami, uwrażliwiać się wzajemnie, a w razie potrzeby także napominać. Spotkania duszpasterskie z wytrawnymi psychologami i terapeutami mogłyby być ogromnie pomocne.
KAI: Stanisław Obirek sugeruje na łamach „Gazety Wyborczej” z 27 grudnia, że praktyka spowiedzi jest sprzeczna z wolą Jezusa, który nikogo nigdy nie spowiadał. Twierdzi, że spowiedź jest wynalazkiem średniowiecza, a wymyślono ją po to, aby Kościół mógł lepiej kontrolować swoich wiernych. Przekonuje też, że „spowiedź znika w większości krajów również nominalnie katolickich, jak np. w Irlandii czy Francji”. A odnosząc się do dzisiejszej Polski mówi, że poprzez spowiedź dokonuje się proces podporządkowywania społeczeństwa klerowi. Co Ojciec na to?
– Trzeba być naprawdę człowiekiem złej woli, bez serca, aby domagać się prawnego zakazu spowiadania dzieci i młodzieży; twierdzić, że spowiedź jest szkodliwa dla rozwoju człowieka; oraz że Kościół – poprzez spowiedź – kontroluje już nie tylko wiernych, ale nawet całe społeczeństwo. Nie sądzę, aby autor tych poglądów mówił to poważnie…
Całkowicie nieprawdziwa jest także opinia, że „spowiedź znika w większości krajów również nominalnie katolickich, jak np. w Irlandii czy Francji”. Stwierdzenia zaś, że spowiedź jest narzędziem podporządkowania społeczeństwa klerowi, przypominają propagandę w bolszewickiej Rosji w latach dwudziestych zeszłego wieku. „Tajemnica spowiedzi” obowiązująca spowiedników i traktowana przez Kościół z całą surowością, chroni wiernych przed wykorzystywaniem wiedzy zdobytej przez spowiednika na spowiedzi.
Stanisław Obirek pisze, że „Jezus ani nie spowiadał, ani nie przystępował do spowiedzi”. Tymczasem pierwszym spowiednikiem, w dosłownym znaczeniu, był właśnie sam Chrystus. Cudowne uzdrowienia nierzadko poprzedzała właśnie „spowiedź” i udzielenie rozgrzeszenia. Dosłownie. Jezus zachowywał się wobec grzeszników nieraz tak, jak dwa tysiące lat później, czynił to Ojciec Pio. Gdy jakiemuś grzesznikowi brakowało odwagi, aby wyznać grzechy, on sam – czytając w jego duszy – wypowiadał je za niego. Jeżeli ktoś interpretuje Ewangelię bez wiary, wyciąga zawsze fałszywe wnioski.
Z szacunku dla wiernych, których Stanisław Obirek sam spowiadał przez dwadzieścia lat, a może i dłużej, nie powinien wypowiadać takich kontrowersyjnych opinii. Zmiana opcji światopoglądowej nie daje nikomu prawa ranienia innych. Mówię to z całym szacunkiem dla mojego byłego współbrata, dla którego zawsze miałem wiele sympatii i dobrze wspominam go jako mojego przełożonego.
Uważam, że to co obserwujemy obecnie, czyli próby niszczenia spowiedzi w Kościele mają charakter totalitarnej przemocy i są wyrazem bezwzględnego, ideologicznego okrucieństwa wobec ludzi wierzących, którzy szukają ulgi dla swojego umęczonego ludzką słabością sumienia.
>>> Spowiedź. Po drugiej stronie kratek konfesjonału
KAI: Zacznijmy więc od samych podstaw. Od kiedy sakrament pojednania istnieje i jaka jest jego geneza?
– Sakrament pojednania, popularnie nazywany spowiedzią, praktykowany dzisiaj, przeszedł długą ewolucję, nie co do istoty, ale co do formy. Nie miejsce tutaj na wykład. Spowiedź „na ucho” dotarła do Europy w VI w. za sprawą mnichów iroszkockich, którzy przywieźli ją z ośrodków Ojców Pustyni w Egipcie, gdzie spowiedź była związana z kierownictwem duchowym: wyznawaniem swoich „myśli” (logismoi), przeciwdziałaniu „acedii” (rodzaj depresji duchowej), i miała głęboko leczniczy charakter.
Z czasem Kościół zrezygnował z publicznego, piętnującego jednostkę, wyznawania grzechów wobec wspólnoty, na rzecz dyskretnego przyznania się do nich „w indywidualnym spotkaniu z kapłanem”. Był to niewątpliwie akt miłosierdzia, tak wobec wiernych, jak i samych kapłanów, którzy spowiadają się jako pierwsi. Człowiek nie grzeszy najpierw wobec wspólnoty, ale wobec Boga, i to nie wspólnota daje mu rozgrzeszenie, ale sam Bóg. Kapłan wypowiadający formułę rozgrzeszenia mówi w „Jego Imieniu”, w pierwszej osobie liczby pojedynczej: „Ego te absolvo a peccatis tuis in nomine Patris et Filii et Spiritus Sancti”. To wielka łaska i dar, gdy możemy usłyszeć te słowa z ust spowiednika, który – jak wierzymy – dany jest nam jako sakramentalny znak Boskiego miłosierdzia. Obrzęd ten ma głęboko terapeutyczny charakter, oddziałuje na całego człowieka, nie tylko na jego „dusze”, ale także na „psyche”.
Wypowiedzenie w obecności osoby zaufanej tego, co nas upokarza i poniża w oczach własnych i cudzych, jest fundamentalną ludzką potrzebą. Wszystkie autentyczne religie wychodzą jej naprzeciw poprzez obrzędy oczyszczenia, ofiary pokutne. W centrum duchowości judeochrześcijańskiej jest prawda, że człowiek nie może uwolnić się od swoich grzechów, ale może to uczynić tylko sam Bóg. Stąd też obrzędy pokutne w Kościele mają jedynie charakter sakramentalny, są znakiem powierzenia się w ręce miłosiernego Boga wraz ze wszystkimi ludzkimi nieprawościami. One – same w sobie – nie mają żadnej mocy sprawczej. Uznanie swoich win, szczere wyznanie ich wobec kapłana, skrucha za nie, decyzja walki z grzechem – to początek życia duchowego.
KAI: A jakie znaczenie ma spowiedź nie tyle dla duchowego, co psychologicznego rozwoju człowieka?
– Rozmawiając o człowieku dotykamy jego tajemnicy. „Anima i psyche”: duchowość i psychiczność człowieka to dwie różne płaszczyzny jego egzystencji, ale ściśle złączone ze sobą. Oddziałują one wzajemnie na siebie i nie dają się w praktyce oddzielić. Zarówno badania socjologiczne, jak też codzienna obserwacja pokazują, że tam, gdzie zanika praktyka spowiedzi, wzrasta zapotrzebowanie na psychoanalizę i psychoterapię. Pokój sumienia, poczucie sensu, celowości, wewnętrznego ładu w sposób decydujący wpływa na „dobrostan psychiczny”. I odwrotnie: głębokie poczucie winy, wewnętrzny chaos, odczucie bezcelowości oddziałuje destrukcyjnie na psychikę i całe ludzkie życie.
KAI: Zastanówmy się nad relacją pomiędzy sakramentem spowiedzi a profesjonalną terapią. Coraz częściej spotykamy się z twierdzeniem, że jeśli ma się problemy ze sobą i poczucie winy, to lepiej iść do doświadczonego psychoterapeuty, niż klęknąć w konfesjonale i stamtąd oczekiwać pomocy?
– Spowiedź odnosi się do życia w jedności z Bogiem, miłości bliźniego, zbawienia duszy, życia wiecznego. Natomiast psychoterapia, psychoanaliza odnosi się do funkcjonowania psychicznego, emocjonalnego. Obie płaszczyzny ludzkiego życia są ważne. Nie stają wobec siebie w opozycji; są wobec siebie komplementarne.
Jan Paweł II przestrzega przed utożsamianiem spowiedzi z psychoterapią: „Konfesjonał (…) nie może być alternatywą dla gabinetu psychoanalityka czy psychoterapeuty”. Z drugiej strony przestrzega spowiedników, aby nie przybierali pozy terapeutów, „uzdrowicieli”, doradców.
„Spowiednik winien uszanować kompetencje psychoterapeuty i w razie potrzeby odesłać pacjenta na leczenie do niego” – podkreśla Jan Paweł II. Należy robić dosłownie tak, jak podpowiada nam Papież Wojtyła. Dobra psychoterapia stanowi wielką pomoc w życiu duchowym: w modlitwie, w codziennej miłości bliźniego, w kierownictwie duchowym. Sam doświadczam tego w trakcie udzielania rekolekcji z prowadzeniem indywidualnym. Osoby po dobrej psychoterapii łatwiej nabierają dystansu do narzucających się im „złych myśli”, emocji, rozproszeń; dzięki temu łatwiej też nawiązują intymną relację z Bogiem.
KAI: Terapeuta ma zazwyczaj tzw. superwizora. Ktoś kontroluje go i czuwa nad prawidłowością stosowanej terapii? Czy księdza w konfesjonale ktokolwiek kontroluje, czy jest tu jakiś nadzór?
– Posługa w konfesjonale podlega kontroli biskupa miejsca. To on udziela zgody na spowiadanie, tak zwanej jurysdykcji, zwykle na ściśle określony czas. Biskup jednak interweniuje dopiero wtedy, gdy pojawiają się większe nadużycia. Przygotowanie do kapłaństwa w seminariach przewiduje odpowiedni trening, nie tylko wykłady z teologii moralnej.
Superwizja byłaby bardzo pomocna, ale księża musieliby rozumieć jej sens i chcieć z niej korzystać. Takiego rozwiązania nie da się wprowadzić metodami administracyjnymi. Pewnym rodzajem superwizji jest korzystanie z kierownictwa duchowego. Ale bądźmy szczerzy, po codziennym zachowaniu księdza, zwłaszcza w sytuacjach dla niego niewygodnych, łatwo można przewidzieć, jak będzie zachowywał się w konfesjonale.
Dotykamy tutaj istotnego tematu kapłańskiej posługi: osobistej kultury i sposobu odnoszenia się do wiernych we wszystkich sytuacjach. Sposób traktowania penitentów w konfesjonale jest papierkiem lakmusowym wszystkich relacji z wiernymi. Nie można izolować podejścia do wiernych w konfesjonale od całego odnoszenia się do nich: w zakrystii, w kancelarii, na plebanii, na katechezie. Co raz to media donoszą o konfliktach księdza z wiernymi. To prawda, że niektórzy wierni miewają niekiedy nadmierne oczekiwania, pretensje, kierują się urażoną ambicją itp. Ale i księżom nie są obce takie reakcje. Ktoś jednak musi jako pierwszy stosować przykazania miłości bliźniego, przyjąć pojednawczy ton, załagodzić konflikt, uniżyć się. Konfrontacja na tle ambicjonalnym księdza z wiernymi – to wojna, a wojna to destrukcja.
KAI: Spójrzmy na spowiedź od drugiej strony kratki. W jakie dziedziny życia człowieka ksiądz w konfesjonale może wnikać, a w jakie nie powinien. O co może pytać penitenta, a co mu jest zabronione? Jakie są tutaj granice?
– Dziękuję za to pytanie. Nie ma żadnej dowolności. Spowiedź odbywa się według ściśle określonych zasad. Nie są one „tajemną wiedzą” zarezerwowaną dla duchownych, ale dostępnym dla wszystkich nauczaniem Kościoła. Penitenci mogą, a jeżeli mają jakieś wątpliwości, winni zainteresować się nie tylko tym, jakie mają obowiązki w konfesjonale, ale także, jakie mają prawa. Nie sposób omówić tutaj szczegółowo zagadnień związanych z pytaniami zadanymi przez Pana. Niech mi będzie wolno odesłać Czytelnika do książki „Sakrament pojednania”, która wiele miejsca poświęca prawom penitenta w konfesjonale. Szczególnie polecam rozdział „konflikt w konfesjonale”. W konfesjonale ksiądz może zadawać ściśle określone pytania, np. odnoszące się do „integralności spowiedzi”, czyli rozeznania grzechów ciężkich.
Gdyby penitent czuł się zraniony zachowaniem spowiednika, jego słowami, sposobem odnoszenia się, winien uważnie rozeznać z innym doświadczonym spowiednikiem, czy aby nie udać się do bezpośredniego przełożonego spowiednika, który go zranił. Aktualny spór medialny wokół spowiadania dzieci, niech służy kapłańskiemu rachunkowi sumienia, w jaki sposób sprawujemy posługę w konfesjonale, zwłaszcza wobec dzieci i ludzi młodych.
>>> Jeśli boisz się spowiedzi, powiedz o tym w konfesjonale [ROZMOWA]
KAI: A na jakie zagrożenia związane ze spowiedzią zwróciłby Ojciec szczególną uwagę?
– Konfesjonał to miejsce posługi grzesznika-kapłana dla grzeszników. Największym zagrożeniem jest zawsze wyniosłość, której źródłem jest brak skruchy. Moja matka pisała kiedyś do mojej siostry: „Pycha jest matką wszystkich grzechów”. W sposób szczególny słowa te można odnieść do naszego kapłańskiego życia. Jedynie ksiądz świadomy własnych grzechów, który sam spowiada sią szczerze i pokornie, może być dobrym spowiednikiem.
Kapłan jest „sakramentalnym świadkiem” Bożego miłosierdzia. Św. Ojciec Pio, rok po swoich święceniach, pisał do kierownika duchowego: „Czasem nachodzi mnie jakaś wielka rozpacz, ponieważ wydaje mi się, że jest niemożliwe, aby Jezus miałby mi wybaczyć tyle grzechów”. Mistyczne przeżywanie własnej grzeszności czyni księdza „mistycznym” spowiednikiem.
KAI: Stawiany jest zarzut, że konfesjonał staje się dobrą okazją do seksualnego molestowania, zarówno dzieci jak i kobiet. Jak tę sprawę widzi Ojciec?
– Na tej samej zasadzie, co praca barmana daje okazję do picia; notoryczni alkoholicy oczywiście nie nadają się na barmanów. Księża, dla których praca w konfesjonale staje się okazją do seksualnego molestowania, to zepsuci erotomani, którzy nie powinni siedzieć w konfesjonale nawet pięć minut. Sednem są tu ich problemy seksualne, zepsucie moralne i degeneracja psychiczna. Dla nich drugi człowiek staje się obiektem pożądania. To ludzie bardzo niebezpieczni, nie tylko w konfesjonale, ale także w szkole, w rodzinie, w klubach sportowych, a nawet na ulicy. Praca w konfesjonale wymaga wiary, dojrzałości psychicznej i moralnej, opanowania, subtelności języka.
Wyraziwszy jednak stanowczy sprzeciw wobec brutalnego, niesprawiedliwego ataku na sakrament pojednania w Kościele, winniśmy „ich” (czyli naszych krytyków) zostawić, by zająć się naszą kapłańską postawą i posługą: jak sami przystępujemy do spowiedzi, oraz w jaki sposób posługujemy w konfesjonale.
Potrzebujemy dobrej teologii, szczerej modlitwy, refleksji, kierownictwa duchowego i wspólnej debaty na temat spowiadania się i spowiadania wiernych. To z naszej „przyczyny – zgodnie z tym, co jest napisane – poganie bluźnią imieniu Boga” (Rz 2, 24).
Kard. Ratzinger na kilka tygodni przed wyborem na papieża mówił z bólem: „Ile brudu jest w Kościele i to właśnie wśród tych, którzy poprzez kapłaństwo powinni należeć całkowicie do Niego! Ileż pychy i samouwielbienia! Jakże mało cenimy sakrament pojednania, w którym On oczekuje, by nas podnieść z naszych upadków! To wszystko jest obecne w Jego męce”.
Niech te wstrząsające słowa pobudzają nas do kapłańskiego nawrócenia.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |