Obrona, atak i ocena faktów [KOMENTARZ]
Sytuacja wokół zarzutów wobec Benedykta XVI jest niejasna. Oby – pośród medialnych ataków z jednej strony i obron z drugiej – nie zabrakło spokojnej oceny faktów.
Dwa tygodnie temu w Niemczech opublikowano raport dotyczący nadużyć seksualnych w archidiecezji Monachium i Fryzyngi. Sprawa dotyczy kard. Reinharda Marxa oraz jego poprzedników: kard. Josepha Ratzingera i kard. Friedricha Wettera. W czterech przypadkach zarzucono Ratzingerowi błędne decyzje. Tyle że podjęcie niewystarczających działań albo złych decyzji nie jest równoznaczne z systemowym ukrywaniem pedofilii. A to Benedyktowi XVI próbuje zarzucić część opinii publicznej.
Przyjęcie księdza z Essen
Kluczowa sprawa, najczęściej wyciągana na światło dzienne, dotyczy księdza uznanego za winnego molestowania dzieci w diecezji Essen. Był on wówczas w stanie upojenia alkoholowego. Został wysłany przez swojego biskupa do archidiecezji Monachium na leczenie psychiatryczne. Chociaż w raporcie kancelarii prawnej Westphal Spilker Wastl nie padają nazwiska, to jednak oczywistym jest, że mowa tutaj o ks. Peterze Hullermannie. W czasie leczenia pozwolono mu przebywać na plebanii miejsca, w którym się leczył, a tamtejszy proboszcz zaangażował go w kilka działań duszpasterskich. Benedykt w złożonym 82-stronnicowym wyjaśnieniu zapewniał, że nie został poinformowany o pełnym kontekście sytuacji tego człowieka. Na początku papież senior kategorycznie zaprzeczał, że uczestniczył w spotkaniu, na którym podjęta została decyzja o przyjęciu księdza. Notatka, do której dotarły osoby zajmujące się tą sprawą mówiła jednak zupełnie coś innego. Znaleziono zapis potwierdzający udział kard. Ratzingera w spotkaniu rady diecezjalnej 15 stycznia 1980 r., kiedy omawiany był przypadek tego księdza.
Skorygowane oświadczenie
W oświadczeniu, wydanym już po zaprezentowaniu raportu, Benedykt XVI skorygował swoje wcześniejsze zeznania w tej sprawie i potwierdził, że jako ówczesny arcybiskup Monachium i Fryzyngi jednak uczestniczył w styczniowym spotkaniu. „Stwierdzenie przeciwne było zatem obiektywnie błędne. Chciałbym podkreślić, że nie zostało to zrobione w złej intencji, ale było wynikiem przeoczenia przy redagowaniu jego oświadczenia. W oświadczeniu, które dopiero zostanie wydane, [papież senior] wyjaśni, jak do tego doszło. Jest mu bardzo przykro z powodu tego błędu i prosi o wybaczenie” – czytamy w teście przekazanym niemieckiej agencji katolickiej KNA. Wygląda na to, że najbliższe otoczenie Benedykta XVI nie zadbało o spójny i rzetelny przekaz. To samo w sobie rodzi problemy. Przede wszystkim medialne. Bo opinia publiczna ma wrażenie, że coś miało zostać ukryte, a jednak przez przypadek wyszło na jaw. Tak nie jest, bo informacja o tym, że Joseph Ratzinger uczestniczył w spotkaniu 15 stycznia 1980 r. znajdziemy między innymi… w jego biografii. Pisze o tym Tomasz Kycia na łamach „Więzi”.
Istotna wydaje się być druga część oświadczenia, w której znajduje się zapis, że „obiektywnie prawidłowe i udokumentowane w aktach jest jednak stwierdzenie, że na tym spotkaniu nie podjęto żadnej decyzji dotyczącej przydziału duszpasterskiego tego księdza. Uwzględniony został jedynie wniosek o zapewnienie mu zakwaterowania podczas leczenia w Monachium”. Należy się więc spodziewać, że kolejne oświadczenie Benedykta XVI wniesie do sprawy więcej światła.
>>> Ks. H. Zollner o raporcie archidiecezji monachijskiej nt. nadużyć seksualnych [ROZMOWA]
Kard. Ratzinger reagował?
Papież emeryt spotyka się w kontekście całej tej sprawy z krytyką. W kwestii skorygowania oświadczenia jest to krytyka uzasadniona. Został popełniony oczywisty błąd, którego przyczyna ma zostać wyjaśniona. Trudno domyślić się, co dokładnie oznacza „błąd redakcyjny” w przypadku odnoszenia się do tak konkretnych faktów. I to kilkukrotnie. Co do treści samego raportu trudno jednak zarzucić Josephowi Ratzingerowi tuszowanie pedofilii. W przypadku ks. Petera Hullermanna możemy oczywiście mówić o złej decyzji, ale to inny kaliber zarzutu niż tuszowanie przestępstw! Nie mówiąc już o tym, że nie mamy pewności, z czego ta zła decyzja wynikała. Patrząc na to, jak kard. Ratzinger (później także jako papież) reagował na tego typu sytuacje, można zakładać, że nie była ona pokłosiem pobłażliwości, ale raczej braku znajomości wszystkich faktów. I nie jest to myślenie życzeniowe. Raport wyraźnie wskazuje, że tam, gdzie pojawiły się zarzuty wobec księży, tam była reakcja ordynariusza, czyli kard. Ratzingera.
Dobrze, że niezależne komisje badają fakty. Osoby skrzywdzone słusznie domagają się sprawiedliwości i prawdy. Błędne decyzje, choć należy je wskazać, nie oznaczają jednak złej woli. Bądźmy ostrożni w osądzaniu. Przykład kardynała Georga Pella nauczył wszystkich, że wydawanie wyroków w mediach nie przysłuży się niczemu dobremu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |