Fot. YouTube.com

Ostatni trik Hitchcocka. O czym nie wiedzieli jego przyjaciele?

Był bardzo skryty i lękliwy. Cierpiał na antropofobię, akrofobię i zawroty głowy. Często zasypiał przy stole w obecności gości. Znajomym robił okrutne żarty (tak, że się go bali), a po porannym piciu herbaty zawsze tłukł filiżankę, z której pił – by rozładować swoje nerwy, jeszcze przed wejściem na plan filmowy.  

Taki był Alfred Hitchcock, pionier kina psychologicznego i zagorzały katolik. Nigdy nie brał udziału w szkolnych zabawach i w rodzinnych przyjęciach. Przeważnie siedział z boku i obserwował. Takie są też wszystkie jego filmy: widz czuje się jak podglądacz, który podąża za wzrokiem głównego bohatera w długich sekwencjach kamery. Hitchcock był pedantem, w szafie trzymał ponumerowane garnitury, a jego wielkim zamiłowaniem było… czytanie protokołów sądowych. Często odwiedzał siedzibę centralnego sądu kryminalnego Old Bailey. Jego filmy do dzisiaj analizowane są przez studentów w szkołach filmowych. Uznawany jest za „mistrza suspensu” i to właśnie on zapoczątkował w kinie nowy rodzaj gatunku filmowego, tzw. dreszczowiec.   

Jezuici nauczyli go strachu 

Urodził się w Londynie w 1899r. Jego rodzice byli ortodoksyjnymi irlandzkimi katolikami. Krytycy zauważają, że w wielu (jeśli nie we wszystkich) filmach widoczny jest motyw wiary katolickiej (głównie w motywach niesłusznych wyroków w przeciwieństwie do nieomylnego sądu Bożego). Podobno był przykładnym dzieckiem: codziennie wieczorem stawał w nogach łóżka matki, by opowiadać jej o wszystkich uczynkach, które popełnił danego dnia, tych dobrych i tych złych.

Uczył się w College’u św. Ignacego Loyoli w Londynie. Jezuicka edukacja ukształtowała w nim sumienie, a także, jak kiedyś powiedział, „ugruntowała poczucie strachu”. Po szkole początkowo zajmował się sprawami technicznymi w przedsiębiorstwie zajmującym się produkcją kabli elektrycznych. Potem zaczął projektować napisy do filmóww końcu zrobił swój pierwszy pt. „Lokator” (1927r). W sumie zrobił ich ponad 53. Do najbardziej znanych należą: „Psychoza”, „Okno na podwórze”, „Zawrót głowy”, „Ptaki”, „Północ, północny zachód” czy „Rebeka”.  

>>> Zobacz inne recenzje filmowe Zofii Kędziory

Alfred był zawsze skryty. To, jakim był człowiekiem, widać we wszystkich jego filmach. Jako dziecko był wyśmiewany z powodu swojej tuszy, miał jednak bujną wyobraźnię. Potem, jako zasłużony reżyser, miał swój stary dowcip, którym był „taniec brzucha”. Gdy coś opowiadał bardzo mocno gestykulował, zawsze miał bogaty zbiór dowcipów i anegdot. Na planie filmowym milczał, nie objaśniał niczego aktorom, czekał aż sami zagrają. Miał specyficzny sposób bycia. Podobno, w trakcie realizacji „Ptaków” w 1962r, podarował córce Tippi Hedren obrazek, na którym jej matka spoczywała w trumnie. Reville przyznawała, że „nieustannie urządzał ludziom dowcipy w takim stylu, że zaczęłam się tego lękać”.  

Mistrz napięcia 

Hitchcock sam przyznał, że „oczekiwanie na niebezpieczeństwo jest gorsze niż moment, gdy ono na człowieka spada”. Takie były jego filmy. Budował tak ogromne napięcie, że samo pojawienie się zabójcy, nie było aż tak straszne, ile oczekiwanie na jego ujawnienie. W „Ptakach” zapoczątkował nową formę sztuki filmowej, odkrycie, że zabójcą jest osoba, której widz by o to nie podejrzewał. Dreszczowiec lub thriller istniał w jakichś formach już wcześniej, lecz to dopiero Hitchcock nadał mu oryginalną formę. Wykorzystywał grę światła, zbliżenia twarzy, oryginalne ujęcia i długie sekwencje kamery. Zapoczątkował wiele wizualnych trików, jak np. Dolly Zoom, dzisiaj wykorzystywanych przez największych reżyserów, np. Tarantino. Nim aktorzy pojawiali się na planie, sam opracowywał każdy szczegół zza obiektywu tak, by wszystko było dograne co do centymetra (tzw. scenorys). Sam Hitchcock przyznał, że największą jego inspiracją jest twórczość Edgara Allana Poego.  

>>> Blade Runner. Ten monolog kino zapamięta na zawsze

Jego filmy to jednak nie tylko napięcie i strach, ale także ukazanie pewnej dychotomii człowieka, jego niejednoznaczności i złożonego obrazu psychologicznego. Hitchcock potrafił manipulować widzem. Powtarzał: 

Panowałem nad widownią tak, jakbym grał na organach.  

Ostatni blef 

Mało kto wiedział, że reżyser był katolikiem. Wielu krytyków uważa dzisiaj, że specjalnie to ukrywał. „To, że sprawiał wrażenie kogoś, kto zerwał z Kościołem, było być może ostatnim jego blefem” – napisał na łamach „Wall Street Journal” amerykański jezuita ks. Mark Henninger, który był przyjacielem rodziny Hitchcocków. Jak tłumaczył, sam odprawiał prywatne msze święte w domu artysty – po łacinie. W prywatnych wypowiedział reżyser mawiał:  

To co było i jest dla mnie ważne , o czym pamiętam jeszcze z dzieciństwa: Modlitwa i czyny, bez tego ani rusz

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze