Zdjęcie poglądowe/ fot. EPA/LUCA ZENNARO

Paweł żył trzy lata na ulicy. Dziś mówi, że łaska Boża pomogła mu uwierzyć, że ma swoją godność

Dom Nadziei dla bezdomnych w Dylakach ma już rok. Dom założyła i prowadzi diecezja opolska. Mieszkają tutaj osoby, które porzuciły uzależnienia, podjęły pracę i wychodzą z bezdomności. Rocznicowej mszy św. w kościele parafialnym w Dylakach przewodniczył bp Waldemar Musioł.

– Dom Nadziei jest miejscem – mówił w homilii – w którym pisane są kolejne karty historii miłości Boga do człowieka, miejscem „wzajemnego umywania sobie nóg”. Bo przecież nie doświadczają tu pomocy jedynie ludzie bezdomni, którzy jej w naszej ludzkiej ocenie potrzebują, ale ich obecność i konkretne zaangażowanie ma także moc rozszerzania serc, pozytywnej zmiany życiowej optyki darczyńców, wolontariuszy i dobrodziejów. Dlatego dziś wszystkim Wam dziękuję. Wszystkim, którzy – w różnej życiowej sytuacji będąc – sprawiacie, że na naszych oczach objawia się miłość Jezusowego serca: podopiecznym, domownikom i wolontariuszom, dobrodziejom wspierającym z bliska i z daleka oraz Wam, mieszkańcy Dylak, którzy jako społeczność i parafia tworzycie przestrzeń, w której mogą się dokonywać wielkie dzieła Boże.

>>> Bezdomni poprowadzili drogę krzyżową w opolskiej katedrze

– Miłość Boga do człowieka objawiona w Chrystusie ma swoją historię w Starym Przymierzu i ma apogeum w osobie Jezusa, zwłaszcza na Golgocie – dodał. – A jak wspomniałem na początku, Bóg marzy, by ta miłość trwała. Dalszą jej historię powierzył nam, słabym ludziom. Naszym dłoniom i naszym sercom. O sposobie pisania kolejnych kart tej historii przypomina św. Jan: Jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować. Jeśli miłujemy się wzajemnie, Bóg trwa w nas i miłość ku niemu jest w nas doskonała. Nasz przyczynek, by miłość serca Jezusa była objawiana światu, by świat zmieniała, to jest nasza wzajemna miłość. (…) Umywać innym nogi to znaczy umieć zatrzymać się przy drugim człowieku, od najbliższego począwszy po tego, który być może przypadkiem wyciąga ręce na ulicy. To znaczy wejść, a przynajmniej próbować wejść w jego historię.

Fot. Zofia Urbanek

Diecezja opolska prowadzi dwa Domy Nadziei. W Opolu ubodzy i bezdomni przychodzą w różnym stanie i kondycji. Mogą liczyć na jedzenie, leki, pomoc prawną, psychologiczną, duchową i wsparcie przy załatwianiu spraw urzędowych. Do Dylak trafiają ci, którzy podjęli decyzję, że chcą zacząć nowe życie. Przebywa tu obecnie sześciu mężczyzn. Przyjazną, możliwie rodzinną wspólnotę tworzą z nimi dwie siostry zakonne. Jedną z nich jest siostra Aldona Skrzypiec, jałmużnik biskupa opolskiego i współtwórczyni – wraz z bpem Andrzejem Czają – obu Domów Nadziei. Maksymalnie może tu zamieszkać 10-12 osób.

– Największe zmiany w naszym domu w ciągu pierwszego roku jego istnienia dotyczą mieszkańców – przyznaje siostra Aldona. – Dynamika jest dosyć znaczna. Zainteresowanie tym miejscem i możliwością zamieszkania tutaj jest duże, ale równie duże są wymagania, jakie mieszkańcom stawiamy. Nie ma szans na start w nowe życie, jeśli ktoś nie rezygnuje ze starego sposobu funkcjonowania i z uzależnień. Najlepiej, kiedy trafiają tu osoby po odbytej zamkniętej terapii z uzależnień, co najmniej sześciotygodniowej. Oczekujemy także, że mieszkańcy podejmą pracę. Stawiamy na samodzielność, ale też pomagamy w jej zdobyciu.

Pan Paweł mieszka w tym domu od jego poświęcenia. – Nabrałem tu otuchy i wiary w siebie – przyznaje. – Znalazłem pracę, a wraz z nią życiową stabilizację. Wcześniej prawie trzy lata żyłem na ulicy. Byłem bezdomny i pusty w środku. Mam nadzieję, że każdy, kto tutaj przyjdzie, przyjmie do siebie tę łaskę Bożą, która pomaga na nowo uwierzyć, że my mamy swoją godność i że cokolwiek wcześniej działo się z naszym życiem, naprawdę możemy to zostawić za sobą. Zaszłości trzeba pozałatwiać, ale potem trzeba wierzyć, że przed każdym jest przyszłość. Nie warto się w swoim marazmie zatracać.

>>> Bezdomni z Krakowa jadą do papieża

Po Mszy św. mieszkańcy, wolontariusze i goście spotkali się przy bigosie, cieście i rozmowach w ogrodzie Domu Nadziei. Barbara Starzycka, sołtys Dylak przyniosła tort.

– Dom Nadziei wniósł do Dylak tolerancję – mówi sołtys. – Na początku ludzie bardzo się bali, co to będzie? Kto tu będzie mieszkał. Po roku nikt już nie czuje się zagrożony. Współpracujemy z siostrami i z podopiecznymi. Siostry zapraszamy na Dzień Kobiet, wszystkich na Wigilię dla samotnych. Trzeba żyć wspólnie. Bardzo mnie cieszy, że przebywają tu ludzie, którzy trudne doświadczenia życiowe starają się zostawić za sobą. Mieszkańcy też to doceniają. Przynoszą ubrania, jedzenie, pytają, jak jeszcze mogą pomóc.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze