Obraz Aleksandra Augustynowicza/Wikimedia Commons

Powabna na twarzy i duszy. Urodziny świętej, królowej Polski 

Gra miejska „Śladami św. Jadwigi”, konferencja naukowa, piknik rodzinny, korowód z królową Jadwigą, msze. To wszystko – i nawet więcej – w Krakowie z okazji 650. rocznicy urodzin kobiety, która jako jedna z dwóch w historii była koronowana na królową Polski. 

Legenda o odciśniętym buciku należy do najpopularniejszych. Królowa miała przechadzać się ulicami Krakowa, kiedy to zauważyła smutnego mężczyznę, kamieniarza, siedzącego na jednym z kamieni. „Czemu tak się smucisz dobry człowieku?” – zapytała. Ten spojrzał na nią i powiedział o ciężkiej sytuacji rodzinnej, chorej żonie i dzieciach, i o tym, że nie stać go na zapewnienie im opieki lekarza. Królowa wzruszyła się bardzo, oparła nogę o kamień i zdjęła z buta złotą klamrę. „Weź to – powiedziała – sprzedaj i zapewnij rodzinie wszystko co potrzeba”. Mężczyzna pobiegł do domu uradowany. A gdy tylko jego żona poczuła się lepiej, wrócił do pracy. Jakże się zdziwił, gdy na kamieniu, przy którym spotkał królową, zauważył odcisk jej buta. Uznano to za cud. A kamień z odciśniętą stopą królowej do dziś można oglądać przy jednym z krakowskich kościołów. To jedna z opowieści o dobroci Jadwigi, mamy jeszcze inne – „O naszyjniku królowej”, „O grosiku królowej”, „O rękawiczkach królowej”, „O źródełku królowej”, „O fiołkach królowej” itd. Są też historie bardziej polityczne, jak choćby ta o Krzyżakach. Opowiadają w Inowrocławiu, iż historia ta wydarzyła się bardzo dawno temu, jeszcze w czasach, gdy miasto stanowiło pogranicze polsko-krzyżackie na skutek decyzji Konrada Mazowieckiego, który sprowadził zakon do Polski. Krzyżacy prędko dali się we znaki sąsiadom… i nijak nie dało się z nimi pokojowo dogadać. Próbował też król Władysław, a w jednym ze spotkań brała też udział Jadwiga. Przysłuchiwała się przez jakiś czas krzyżackim oszczerstwom, aż w końcu nie wytrzymała. Wstała i rzekła: „Jeszcze póki żyję, Bóg wzdraga się was ukarać za wszystkie popełnione przez was zbrodnie, jednak po mojej śmierci Bóg dłonią mego męża, króla Władysława was ukarze i będzie to cios śmiertelny. Nigdy więcej nie odrodzicie się, plemię plugawe”. To rzekłszy, królowa wyszła. Tyle legendy, a co na to historia? 

>>> Jadwiga. Królowa, która przeciwstawiła się samemu papieżowi

Ślub na przyszłość 

Młody Wilhelm Habsburg był ponoć uosobieniem klasy i ułożenia. Miał zaledwie 8 lat, kiedy został wstępnie ożeniony z pięcioletnią (inni mówią nawet, że czteroletnią) letnią Jadwigą Andegaweńską. Małżeństwa dzieci nie były w późnym średniowieczu niczym rzadkim. Ważne – z punktu widzenia prawa – śluby zawierały już dwunastoletnie dziewczynki, traktowane jak dorosłe kobiety. W przypadku chłopców było to kilka lat więcej – za pełnoletnich uważano czternastolatków. Jednak i to niektórym nie wystarczało. Stworzono więc specjalny wariant ślubnej ceremonii: sponsalia de futuro – ślub na przyszłość, który zawierały często już czteroletnie dzieci. Organizowano nabożeństwo, państwo młodzi składali sobie przysięgę, następnie odbywały się zabawy. I tylko ostatni etap „nieznacznie” zmodyfikowano… Z faktyczną (bo pozorowane noce „na niby” się odbywały) nocą poślubną trzeba było jeszcze kilka lat poczekać, ale nie za długo, bo bez skonsumowania związku małżeństwo można by było bardzo łatwo zerwać. Wiedział o tym młody Wilhelm i w wieku lat 15 przybył do Krakowa,  gdzie wtedy już rezydowała młoda Jadwiga. Ponoć bardzo lubiła Wilhelma, pamiętała go z lat dzieciństwa, niektórzy twierdzą nawet, że się w nim kochała. Miała niespełna 11 lat i – nic dziwnego – przerażały ją trochę plany polskich możnowładców. Mimo innych czasów i zwyczajów małżeństwo z nieznanym trzydziestolatkiem nie było atrakcyjną propozycją na życie. Kiedy więc w 1385 r. młody Wilhelm przybył do Krakowa ze specjalną zgoda od biskupa (o to postarał siej ego ojciec) na faktyczna noc poślubną… chętnie się zgodziła. Umówili się ponoć w jednej z wież. Młody Habsburg miał już przedostać się na Wawel, ale w ostatniej chwili podniesiono alarm i usunięto go z zamku. Reakcja otoczenia Jadwigi była bezwzględna, a wszelkie protesty – które ponoć Jadwiga miała dynamicznie wznosić – zignorowano. Nie dopięła swego, mimo że… nawet chwyciła za siekierę. Reakcja otoczenia młodej królowej nie powinna dziwić. Dokładnie wtedy, gdy Wilhelm Habsburg próbował dopełnić dawnych ślubów, najwyżsi polscy dostojnicy finalizowali układ polityczny z człowiekiem, którego sami widzieli w roli męża Jadwigi. Resztę tej historii mniej lub bardziej znamy. 

Świętość 

Klęczała długo przed wykonaną z drewna lipowego dwumetrową figurą Chrystusa Ukrzyżowanego. Wpatrywała się w ślady biczowania, w spływające po ciele strugi krwi, tak realistycznie namalowane farbą… Wpatrywała się w krzyż, nazywany dzisiaj czarnym krucyfiksem i umieszczony w jednym z ołtarzy katedry wawelskiej. Czekała na pomoc. Na jakąś radę, sugestię, na mądrość. W Krakowie nie brakowało specjalistów od doradzania. Zgodnie z relacją Jana Długosza u boku Jadwigi „zgromadziła się wielka liczba prałatów i panów, którzy najusilniejszymi prośbami i namowami pracowali nad nią, aby z uwagi na tak wielką korzyść wiary chrześcijańskiej nie wzbraniała się małżeństwa z pogańskim książęciem”. Nie wiemy, czy coś usłyszała, czy jasno i wyraźnie wiedziała, co zrobić, czy wahając się wybrała jej zdaniem najlepszą opcję, choć podania głoszą, że miał do niej przemówić z krzyża sam Chrystus, sugerując co ma zrobić. Jagiełło jechał już do Krakowa, kiedy Jadwiga napisała do niego list. Nie znamy jego dokładnej treści. Wiemy tylko, że Jadwiga zaprosiła adresata na swój dwór i że zgodziła się zostać jego żoną „z Królestwem Polskim jako swoim wianem”, o ile Jagiełło wcześniej przyjmie obiecany chrzest. Niektórzy twierdzą też, że jednak wysłała jeszcze wiadomość adresowaną do Wilhelma Habsburga. Miała w niej wyjaśnić, że rezygnuje z niego, by poprzez inne małżeństwo zapewnić chrystianizację jednego z największych krajów znanego świata. Jagiełło przyjął chrzest w katedrze wawelskiej 15 lutego 1386 r., trzy dni później odbył się ślub. A z czarnym krzyżem związanych jest jeszcze wiele innych historii. Nie raz miała przy nim Jadwiga rozmawiać z Chrystusem. Pewnego wieczoru – mówi legenda – zasmucona królowa wylewała przed Ukrzyżowanym żale i troski, których życie jej nie szczędziło. Nagle Chrystus rozpięty na krzyżu poruszył się i z wielkim trudem łapiąc oddech, przemówił do Jadwigi. Wytłumaczył jej, że każde cierpienie jest cząstką Jego krzyża i przynosi pożytek. I poprosił, by podczas życiowych burz zachowała spokój ducha. Beatyfikacja (1979) i kanonizacja (1997) Jadwigi potwierdzają tylko, że tych słów Chrystusa posłuchała. 

zdj poglądowe, fot. PAP/Piotr Nowak

Znajoma twarz 

Nie zachował się żadnej portret namalowany za jej życia, a do dostępnych (średniowiecznych) opisów naukowcy podchodzą z dystansem. Dzięki późniejszym badaniom wiemy, że była wysoka, miała ponoć ponad 170 cm wzrostu i – wbrew wcześniejszym spekulacjom – miała jasne włosy i zdrowe zęby (co w tamtych czasach nie było oczywiste. Wiedza na temat jej wyglądu pochodzi z końca  XIX w. W 1887 r. robotnicy odnawiający katedrę wawelską natrafili pod posadzką świątyni na nieznany sarkofag. Po oględzinach okazało się, że spoczywają w nim szczątki doczesne samej królowej Jadwigi. Szczątki były świetnie zachowane i ówcześni antropolodzy szybko zabrali się do pracy. Kolejne badania przeprowadzono po drugiej wojnie światowej. Z obu wynika, że Jadwiga miała mocną budowę i ostre rysy twarzy. Cechą charakterystyczną było krągłe, wysokie czoło i długi, wąski nos. Jej – zrekonstruowana przez badaczy – twarz miała do złudzenia przypominać pewien znany od stuleci obraz.  Na jasnogórskiej ikonie możemy dopatrzyć się rysów twarzy królowej Jadwigi – twierdzą niektórzy. A na poparcie swoich tez podają wydarzenia, które miały miejsce w XV w. Po sławnym napadzie rabunkowym na Jasną Górę (1430 r.) obraz Matki Bożej wymagał gruntownej naprawy, niektórzy twierdzą nawet, iż trzeba go było namalować na nowo. Po pomoc udano się do Krakowa, do króla Jagiełły. Królowa Jadwiga już dawno nie żyła, ale pamięć o niej trwała, niektórzy mieli też jej portrety. Jeden z nich miał posłużyć najznamienitszym artystom do uratowania jasnogórskiego obrazu. Czy to faktycznie ta twarz? Pewności nie ma. Ale jakby nie było Jadwigę i Matkę Boża łączy niejedno. A sama królowa w 1393 r. z królem Władysławem Jagiełłą wystawiła dokument fundacyjny dla klasztoru. Była to tzw. druga fundacja, która uprawomocniła decyzje księcia Władysława Opolczyka, rozszerzając jednocześnie uposażenie klasztoru. Fundacja dokonana została „dla uproszenia zbawienia własnego i małżonki naszej najdroższej”. 

>>> Święta Jadwiga Andegaweńska. Królowa od ludzkich łez

Powabna na twarzy i duszy 

Jadwiga Andegaweńska była człowiekiem z krwi i kości. Ale – jak pokazują powstałe o niej legendy i podania – zapamiętana została za swoją głęboką wiarę, mądrość i dobroć. Zabiegała o powstanie wydziału teologicznego w Akademii Krakowskiej, co stało się faktem w roku 1397. Razem z mężem sprowadziła do Krakowa benedyktynów wschodniej reguły (w przewidywaniu misji na wschodzie), którzy celebrowali liturgię w języku słowiańskim, zabiegała też o pokój z Krzyżakami. Znana była z głębokiej religijności i wielkich dzieł miłosierdzia. „Była ona bardzo powabna na twarzy, lecz obyczajami i cnotami powabniejsza; krzewicielka wiary katolickiej na Litwie” – napisał o niej Jan Długosz. „Ona przez Wielki Post i Adwent poskramiała ciało swoje włosiennicą i nadzwyczajnymi umartwieniami. Była pełna wielkiej szczodrobliwości wobec biednych, wdów, przybyszów i wobec wszelkich nędzarzy i potrzebujących. Nie było w niej lekkomyślności, nie było gniewu (…) pychy, zazdrości lub zawziętości. Odznaczała się głęboką pobożnością i niezmierną miłością Boga” – kontynuował kronikarz. Zmarła w wyniku powikłań poporodowych w 1399 r. Miała 25 lat. Mija właśnie 650 lat od jej urodzin. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze