Pracownik sanepidu: bardzo boję się powrotu uczniów do szkół [ROZMOWA]
Jak wygląda praca w stacji sanitarno-epidemiologicznej podczas pandemii koronawirusa? Czy powrót uczniów do szkół od września to dobry pomysł? I kiedy tak naprawdę powinno się dzwonić na numer alarmowy? Na te pytania w rozmowie z Karoliną Binek odpowiedziała Violetta Kozioł.
Karolina Binek (misyjne.pl): Powinniśmy mówić o pandemii czy o epidemii koronawirusa?
Violetta Kozioł (Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Szczecinku): Epidemia jest w Polsce. Pandemia jest na całym świecie. Nie ma obecnie krajów, które nie byłyby dotknięte koronawirusem. Pandemia to bardzo szeroki zakres i dlatego mówimy o niej jako o ogólnoświatowej.
Jak wyglądała Pani praca wcześniej, przed wybuchem epidemii, a jak wygląda teraz?
Moja sekcja to higiena dzieci i młodzieży, więc moimi obszarami pracy były szkoły, żłobki, przedszkola, świetlice oraz wypoczynek w okresie wakacyjnym. Natomiast w momencie, kiedy był lockdown, wszystkie wspomniane placówki zostały zamknięte. Od marca to wszystko rozwinęło się w kierunku epidemiologicznym. Trzeba było zająć się ludźmi przyjeżdżającymi z zagranicy. Zaczęłyśmy wydawać decyzje o kwarantannie i odbierać o wiele więcej telefonów niż zazwyczaj, również tych alarmowych.
>>> Szef MEN podał nowe zasady nauczania w szkołach. Będą 3 modele
Co Pani myśli o powrocie uczniów do szkół od września?
Bardzo się tego boję. Ale rozumiem, dlaczego została podjęta taka decyzja. Bo dzieci musiałyby zostać z rodzicami i trzeba byłoby wypłacać im zasiłki. Natomiast tam, gdzie jest 700 uczniów, bardzo trudno będzie utrzymać reżim sanitarny. Mam tutaj na myśli chociażby mycie rąk, niedotykanie siebie, przemieszczanie się poza klasą. W klasie łatwiej będzie się do czegoś przyzwyczaić. A jak będzie z lekcjami wychowania fizycznego? Nie mam pojęcia. Bardzo wiele kwestii jest wciąż niewiadomych. Będziemy nad tym dopiero pracować. Sama będę odbywać teraz spotkania z organami prowadzącymi szkoły podstawowe i szkoły średnie. W trakcie tych spotkań będziemy te procedury tworzyć, żeby dzieci, nauczyciele i pracownicy administracyjni byli bezpieczni. Należy przy tym pamiętać, że każda szkoła ma inną specyfikę, każda placówka inaczej pracuje, wszędzie inaczej to wygląda i trzeba to dostosować.
Wielu nauczycieli mówi, że nie wyobrażają sobie spędzać w maseczce ośmiu godzin dziennie i prowadzić w nich lekcje.
Oczywiście, ale przecież jest alternatywa – przyłbica. Ja też robię cały czas kontrole w przyłbicy. Natomiast sama podczas kontroli zauważyłam, że ludzie zapomnieli, że jest Covid-19. Chodzą bez maseczek do sklepów, jest pełne rozluźnienie, wszyscy się tłumaczą, że mają astmę. Chociaż zwróćmy uwagę na to, że lekarze podczas operacji sobie świetnie radzą. Więc na pewno jest to do przeżycia.
Ludzie rzeczywiście telefonują na numer alarmowy wyłącznie podejrzewając u siebie objawy koronawirusa?
Można byłoby napisać o tym książkę. Jest wiele osób nad wyraz wrażliwych. Muszę przyznać, że są to najczęściej mężczyźni. Ostatnio o godzinie 22 dzwonił chociażby pan, który powiedział, że jest mu zimno i pytał, co ma robić. Zdarzają się też telefony od osób, których temperatura ciała wynosi 37 stopni. A przecież tak wiele mówi się o tym, że temperatura covidowska jest natychmiastowa i wynosi powyżej 38 stopni. Z kolei pewna kobieta zadzwoniła też z pytaniem, od której godziny jest czynne laboratorium. Warto pamiętać, że to nie są pytania na telefon alarmowy.
>>> Bp Muskus: lekceważenie pandemiii to grzech przeciwko życiu
Może przypomnijmy więc, kiedy rzeczywiście powinno się wybrać numer alarmowy.
Wtedy, kiedy sytuacja jest naprawdę podbramkowa. Czyli nie wtedy, gdy ktoś ma temperaturę 37 stopni i lekki katar. Oczywiście, gdy nie można dodzwonić się na SOR, to wtedy też pomożemy. Ale mimo wszystko zaczynamy się uodparniać na telefony z błahych powodów i przez to możemy w pewnych sytuacjach nie zareagować odpowiednio. Podsumowując – na numer alarmowy powinno się dzwonić, gdy ktoś naprawdę źle się czuje i nie ma mu kto pomóc.
Jak wyglądają działania, gdy u kogoś pojawi się pozytywny wynik testu na obecność SARS-CoV-2?
Obecnie jest tak, że jeśli osoba jest podejrzana o kontakt z osobą tzw. plusową, wówczas, po siedmiu dniach w trakcie kwarantanny, jest robione badanie. Koronawirus rozwija się w naszej krwi po siedmiu dniach. Do siedmiu dniu możemy być więc bezobjawowi. Dlatego, gdy ostatnio w jednej z miejscowości mojego obszaru okazało się, że w zakładzie pracy 19 osób jest zakażonych, zamknięto go i zdecydowano, że wszyscy pracownicy będą przebywać na kwarantannie i po siedmiu dniach podjedzie do nich karetka pogotowia, a ratownicy pobiorą wymaz. Po tygodniu test zostanie powtórzony. Z tym, że muszą być dwa minusy. Jeśli są dwa minusy, to znaczy że ktoś jest zdrowy.
Myśli Pani, że koronawirus zmienił świadomość Polaków na długo?
Myślę, że ich świadomość zaczęła się zmieniać na początku pandemii. Teraz natomiast coraz więcej osób przestaje nosić maseczki i zachowywać dystans. Sądzę, że błędem było pozwolenie na obecność 150 osób na weselach czy też zmniejszenie obostrzeń w kościołach. Nie oszukujmy się, nikt nie przestrzega tego zalecanego półtora metra. Kolejna kwestia to trwające wakacje. Ludzie na plaży opalają się jedni obok drugich. Ponadto pojawia się coraz więcej nie tylko antyszczepionkowców, lecz także antycowidowców. Sama rozmawiałam niedawno z pewnym mężczyzną, który w miejscu publicznym nie miał maseczki. Poprosiłam go więc o założenie jej, na co stwierdził, że on ma mózg w odróżnieniu od innych. Choćby z takiego powodu już od najbliższej soboty pracownicy sanepidu będą częściej wraz z policją kontrolować kina, teatry i sklepy.
W Poznaniu trwa akcja polegająca na tym, że zamiast mandatów, policjanci rozdają w komunikacji miejskiej maseczki. A pani jak myśli – mandat czy maseczki?
Na razie maseczki. Natomiast myślę, że jeśli w ciągu tygodnia lub dwóch nie zmienimy swojego postępowania i zachowania, niech wtedy będą to mandaty. Uważam też, że mandatowanie nie powinno być od razu z górnej półki. Powinniśmy zacząć od 50 zł, najwięcej może być bowiem 500 zł. Bo nawet to 50 zł powinno dać komuś do zrozumienia, jak ważne jest chronienie siebie i innych przed zakażeniem.
>>> Ekspert: warto stosować maseczki w pomieszczeniach
A jak rozmawiać z ludźmi, którzy mówią, że nie założą maseczki?
Sama często mówię, że noszę maseczkę i kogoś chronię. Dlatego chciałabym, żeby on też mnie chronił i właśnie to mu mówię. Warto też dodać, że może odwrócimy sytuację i niech dana osoba założy maseczkę, a my na nią nakaszlemy. Bo przecież chronimy się nawzajem i to nie jest tak, że zakładając maseczkę, chronimy przede wszystkim siebie.
Ludzie nie wyobrażają sobie też, jak poważne jest zakażenie koronawirusem i jakie mogą być skutki intubacji. To nie jest maseczka z tlenem. Myślę, że w mediach wciąż za mało się o tym mówi.
To prawda. Sama widziałam niedawno zdjęcie osób chorych na Covid-19 przebywających w szpitalu i muszę przyznać, że naprawdę mnie dotknęło.
Sama jestem zwolenniczką tego, by takie zdjęcia były rozpowszechniane. Może wtedy do ludzi bardziej dotarłoby, jak przebiega ta choroba i że wiążą się z nią również na przykład problemy neurologiczne w przyszłości. Warto wspomnieć, że na początku marca w Polsce było 70 osób zaintubowanych z powodu koronawirusa, a dwa tygodnie temu już 200.
Pani myślała, że dojdziemy do momentu, w którym jesteśmy teraz, że jest coraz więcej zakażeń czy raczej, że nie będzie tak źle?
Jeszcze do czerwca myślałam, że zostaniemy raczej przy 300 zakażeniach dziennie i że nie będzie aż takich wzrostów, jak mamy teraz. W czerwcu natomiast zdałam sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe podczas wakacji. Z pewnością jeszcze gorzej będzie jesienią, gdy zacznie się sezon grypowy. Trudno bez badań diagnostycznych odróżnić koronawirusa od grypy. Oczywiście zależy to od temperatury, ale gdy będzie wysoka, osoby chore zostaną wysłane na kwarantannę. Dlatego też trzeba się szczepić. Szczepienie gwarantuje przynajmniej lżejsze zachorowanie. Pamiętajmy też o noszeniu maseczek i myciu rąk. Zalecam również płacenie kartą. Mimo wszystko Polacy i tak myją i dezynfekują teraz częściej ręce i dzięki temu jest mniej zachorowań na choroby zakaźne, takie jak angina czy różyczka.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |