fot. PAP/Alena Solomonova

Proboszcz parafii w Charkowie: bombardowania naszego miasta nie ustają [ROZMOWA]

„Bombardowania naszego miasta nie ustają. Nie ma prawie dnia kiedy nie spadłaby rakieta, pociski, czy drony. Żyjemy w ciągłym napięciu. Nie ma takiej pory dnia kiedy nie byłoby ostrzału. Głównie ostrzeliwana jest infrastruktura krytyczna oraz obiekty cywilne. Rosja chce pozbawić Ukrainę prądu, gazu, i sieci wodociągowej. Najgorzej jest na osiedlach bloków mieszkalnych” – mówi ks. Anatol Kłak MIC, marianin, proboszcz parafii Świętej Rodziny w Charkowie. W rozmowie z KAI apeluje o pomoc finansową i materialną. Z rzeczy materialnych przed zimą potrzebne są przede wszystkim generatory prądotwórcze, przetwornice do akumulatora, ciepłe ubrania, koce, śpiwory oraz żywność w puszkach i środki medyczne.

Krzysztof Tomasik (KAI): Kim jest ks. Anatol Kłak?

Ks. Anatol Kłak: Od 23 lat jest kapłanem ze Zgromadzenia Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Z pochodzenia jestem polskim kresowiakiem z Chmielnickiego. Studiowałem na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od czterech lat jestem proboszczem parafii Świętej Rodziny w Charkowie. Mamy nowy kościół, konsekrowany w 2017 roku, którego głównym budowniczym był zmarły na serce rok temu ks. Leon Tkaczuk mic. Kontynuuję pracę zaczętą przez poprzednika i księży marianów. Wcześniej odremontowaliśmy kościół, który teraz jest katedrą pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Obecnie przy katedrze posługują: proboszcz ks. Grzegorz Siemenkow, biskup ordynariusz diecezji charkowsko-zaporoskiej Paweł Honczaruk, ks. Wojciech Stasiewicz – dyrektor miejscowego Caritas i ks. Rafał Szkopowiec.

>>> Ukraina obchodzi dziś Dzień Godności i Wolności

KAI: Ilu macie parafian?

– Do wojny mieliśmy ok. 60 wiernych. Dla porównania w innych częściach Ukrainy parafie liczą od 30 do kilkuset wiernych, ale są i takie liczące po kilka tysięcy. W Charkowie mamy trzy kościoły. W naszej parafii prowadziliśmy także duszpasterstwo studentów. W kościele odbywały się również koncerty muzyki organowej. Przed wybuchem wojny przygotowywaliśmy do przyjęcia sakramentów pięciu katechumenów. Wszystkich katolików przed wojną było w Charkowie ok. 2 tysięcy.

EPA/HANNIBAL HANSCHKE

KAI: Charków od początku stał się jednym z miast szczególnie atakowanych przez rosyjskiego agresora i tak jest do dzisiaj. Jak ocenia Ksiądz obecną sytuację?

– Przyjechałem dwa tygodnie temu z Ukrainy. Jest to moja pierwsza wizyta w Polsce po wybuchu wojny, która od ponad dziewięciu miesięcy trwa na terenie całej naszej diecezji. Bombardowania naszego miasta nie ustają. Nie ma prawie dnia, kiedy nie spadłaby rakieta, pociski czy drony. Żyjemy w ciągłym napięciu. Nie ma takiej pory dnia, kiedy nie byłoby ostrzału. Rakieta z terytorium Rosji leci ok. 45 sekund do centrum Charkowa, więc trudno na czas włączyć syreny alarmowe. Zazwyczaj alarmy włączają się już po wybuchu. Głównie ostrzeliwana jest infrastruktura krytyczna oraz obiekty cywilne. Rosja chce pozbawić Ukrainę prądu, gazu i sieci wodociągowej. Najgorzej jest na osiedlach bloków mieszkalnych. Prywatne posesje jakoś lepiej sobie radzą, ale w blokach, niekiedy kilkunastopiętrowych, jest najgorzej.

KAI: Jak Ksiądz scharakteryzowałby Charków? Co to za miasto?

– Charków to po Kijowie drugie co do liczby mieszkańców miasto Ukrainy. Przed wojną w dwumilionowym mieście mieszkało prawie 700 tys. studentów uczących się na 40 wyższych uczelniach. Studenci byli z całego świata, m.in. z Nigerii, Portugalii, Arabii Saudyjskiej, Iranu, Iraku, ponieważ Ukraina oferowała tańsze studia niż gdzie indziej. Na niektórych uczelniach zajęcia prowadzone były w języku angielskim.

Charków, fot. PAP/EPA/Ukraine State Emergency Service/HANDOUT

KAI: Ilu ludzi wyjechało po wybuchu wojny?

– Gdy zaczęła się wojna, w pierwszej fali ewakuacyjnej wyjechało pół miasta. Po trzech tygodniach walk ruszyła kolejna fala. Pod koniec marca, kiedy jeszcze rosyjskie samoloty latały nad Charkowem, ok. godz. 16.00 miasto wyglądało jak martwe. Nie raz będąc na mieście musiałem szukać schronienia przed rosyjskimi atakami. Krótko mówiąc, było to straszne. Cały czas ludzie byli w stanie lęku i niepewności. Ponadto baliśmy się, że Rosjanie wejdą i opanują miasto. Na początku wojny udało się rosyjskiemu pojazdowi pancernemu wjechać pod jedno z centrów handlowych, ale ukraińscy żołnierze go zniszczyli. Grasowali też dywersanci przebrani w mundury ukraińskie i nawet zabili kilku policjantów, w których mundury się przebrali i dalej grasowali, niszcząc m.in. dwie karetki pogotowia. W końcu zostali zastrzeleni.

>>> Abp Szewczuk: Ukraina staje się nowym epicentrum walki o wolność w całym świecie

Przypomnijmy, że Charków leży 40 kilometrów od granicy rosyjskiej. Nasz kościół już o godz. 5.00 nad ranem 24 lutego znalazł się w obszarze działań wojennych. Armia rosyjska była oddalona od nas o 5 km. Od razu znaleźliśmy się w strefie największego zagrożenia. Obawiano się przede wszystkim Czeczeńców. Było duże, bezpośrednie zagrożenie życia, dlatego wyjechały m.in. wszystkie siostry zakonne. Rosjanie chcieli otoczyć i zdobyć miasto. Dzięki bardzo dobrze prowadzonym działaniom obronnym nie udało im się, ale przez kilka miesięcy okupowali połowę obwodu charkowskiego. Najbardziej ucierpiały zabytkowe budynki w centrum miasta. Dzięki Bogu odłamki pocisków w niewielkim stopniu zniszczyły tylko blachę na dachu naszego kościoła. Ale najbardziej zagrożona była katedra i otoczenie. Do budynku administracji kurii biskupiej na strych wleciał duży odłamek pocisku, niszcząc dach i część strychu.

Na kazaniu kiedyś powiedziałem, że jest to głupia wojna. Po Mszy św. jeden pan zwrócił mi uwagę, żeby tak nie mówić, gdyż to obraża broniących Ukrainy. Ukraina nie chciała tej wojny i nie była do niej przygotowana. Spustoszenie na okupowanych terytoriach jest olbrzymie. Ludzie do dziś nie mają tam prądu, gazu i wody. Często zbierają deszczówkę do pojemników, ale mają problem z tabletkami oczyszczającymi wodę do picia.

Fot. EPA/STANISLAV KOZLIUK

KAI: Jak wygląda pomoc Kościoła mieszkańcom miasta?

Ordynariusz diecezji charkowsko-zaporoskiej bp Paweł Honczaruk i biskup pomocniczy Jan Sobiło od początku wojny osobiście koordynowali pomoc dla mieszkańców Charkowa i Zaporoża. W pierwszym tygodniu wojny odjeżdżały pociągi ewakuacyjne na zachód Ukrainy, do Lwowa, Przemyśla i innych miast. Składy wracały do Charkowa puste. Umówiono się z obsługą i zaczęto nimi przesyłać pomoc humanitarną. Osobiście biskupi, dyrektor diecezjalnej Caritas ks. Wojciech Stasiewicz, wierni charkowskich parafii oraz wolontariusze rozładowywali wagony z pomocą dla Charkowa. Była to pierwsza pomoc Kościoła katolickiego z Polski i innych krajów. Najwięcej otrzymujemy od Caritas Archidiecezji Lubelskiej. Ks. Stasiewicz dzieli się z naszą parafią pomocą humanitarną, abyśmy mogli pomagać mieszkańcom naszej dzielnicy.

KAI: Jak wygląda współpraca z innymi wyznaniami?

– Relacje z innymi wyznaniami są dobre oprócz przedstawicieli prawosławia patriarchatu moskiewskiego. Nigdy nie byli obecni na żadnej ekumenicznej modlitwie w ramach Tygodnia Modlitw o Jedność Chrześcijan. W drugim miesiącu wojny poznałem prawosławnego księdza Aleksandra i jego żonę Swietłanę z Prawosławnego Kościoła Ukrainy (PKU), którzy schronili się w podziemiach metra w naszej dzielnicy Aleksiejewce. Tam odprawiłem kiedyś Mszę św. dla 40 osób chętnych. Ks. Aleksander jest obecnie kapelanem jednostki wojskowej. Razem pobłogosławiliśmy obecnych. Biskup charkowski PKU Mitrofan (Butynski) jest przyjacielem naszych biskupów i proboszcza katedry. Bardzo dobrze nam się współpracuje z grekokatolikami i biskupem Wasylem Tuczapećem. Także z przedstawicielami judaizmu i islamu mamy dobre i normalne relacje.

>>> Ks. prof. Cisło: siostry zakonne i księża zawsze na froncie pomocy humanitarnej

KAI: Jaką pomoc otrzymujecie z Polski?

– Głównie pomaga naszej parafii i ludziom, dla których posługujemy ks. Łukasz Wiśniewski MIC, dyrektor Centrum Pomocników Mariańskich w Warszawie oraz inne parafie księży marianów w Polsce. Nie mogę nie wspomnieć serdeczność i niejednokrotną pomoc, jaką otrzymałem na rzecz potrzebującym ofiarom wojny od matki generalnej Maksymilli Pliszki ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek z Dębicy. Zbierają fundusze, kupują i organizują transporty z pomocą humanitarną dla Charkowa. Jak tu nie wyrazić wdzięczności proboszczom z parafii Matki Bożej Miłosierdzia w Warszawie na Stegnach, parafii św. Mikołaja w Bochni, parafii w Krościenku nad Dunajcem i parafii w Nowym Sączu-Piątkowa?

Bardzo wspiera nas materialnie i finansowo Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie oraz Fundacja Wolność i Demokracja. Od trzeciego miesiąca wojny wiele transportów z pomocą dla Połtawy, Kijowa i Charkowa otrzymujemy dzięki inicjatywie pani Eli z Londynu. Teraz też szykuje duży transport do Charkowa. Także pani Małgorzata Misztal razem z synem bardzo dużo nam pomaga, gdzie się da, zbiera dla nas różnego rodzaju artykuły i przekazuje na Ukrainę. Jest wiele osób, które nam pomagają i nie sposób ich wszystkich wymienić.

Pomocą dzielimy się także z wojskowymi, dając im np. bandaże, medykamenty, „natowskie” apteczki, które sami kompletujemy, płaszcze przeciwdeszczowe, kurtki zimowe, śpiwory, buty i koce.

Zniszczony budynek w Charkowie Fot. PAP/EPA/VASILIY ZHLOBSKY

KAI: W obecnej sytuacji bardziej potrzebna jest pomoc materialna czy finansowa?

– Myślę, że teraz bardziej przydaje się pomoc finansowa, ponieważ w sklepach można kupić prawie wszystko. Nie można też zapominać, że w ten sposób wspomaga się ukraińską gospodarkę. Następnie, dzięki pomocy pieniężnej, oszczędzamy na kosztach transportu, które są obecnie bardzo wysokie. Ponadto mnie osobiście z gotówki łatwiej i prościej się rozliczać.

KAI: Żyjemy stale nadzieją, że wojna się rychło skończy, ale póki co trzeba Ukrainie pomagać. Czego najbardziej wam teraz, szczególnie przed zimą, potrzeba?

– Wojna być może skończy się za rok. Daj Boże! Oczywiście jeśli skończy się wcześniej, to nikt nie będzie przeciw temu protestował (śmiech). Wszyscy marzymy, żeby Putin skapitulował. Niech przestaną ginąć ludzie po obu stronach wojennego frontu. Najbardziej potrzebujemy modlitwy, gdyż to jest najcenniejsza broń. Na wojnie nie ma ludzi niewierzących. Wszyscy się modlą, i chrześcijanie i żydzi i muzułmanie. Z rzeczy materialnych przed zimą potrzebujemy przede wszystkim generatorów prądotwórczych, przetwornicy od akumulatora, ciepłych ubrań, koców, śpiworów oraz żywności w puszkach, a także środki medyczne (leki przeciwbólowe, morfina, przeciwzapalne, znieczulające).

Rozmawiał Krzysztof Tomasik

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze