Anthony Hopkins w nierównej walce z Alzheimerem
„Jak długo zamierzasz tu sterczeć i grać wszystkim na nerwach?” – słyszy w filmie „Ojciec” jego główny bohater – Anthony. To trudny obraz, ale szalenie potrzebny. Przybliża nam bowiem świat ludzi zmagających się z Alzheimerem.
HUBERT: Gdzieś na początku pandemii internet żył m.in. niezwykłym nagraniem, na którym Anthony Hopkins gra ze swoim kotem na fortepianie. 83-letni dziś aktor w tym roku otrzymał Oscara za pierwszoplanową rolę męską w filmie „Ojciec”. O niezwykłym talencie tego wybitnego artysty (to najstarszy laureat aktorskiego Oscara!) najlepiej świadczy to, że w filmie zagrał kogoś zupełnie innego niż on sam. Dziarski Hopkins grający z kotem podczas pandemii i pokazujący światu na wiele sposobów, jak można radzić sobie z lockdownem vs Anthony, chory na Alzheimera staruszek, który coraz bardziej daje się oszukać swojemu mózgowi.
Doświadczyć tej choroby
>>> Nomadland: na drodze najważniejszy jest człowiek
MACIEJ: Anthony Hopkins to marka sama w sobie. Opisywać jego kunszt aktorski to tak jakby opisywać brylant. Choćby najbardziej szczegółowy i plastyczny opis nie będzie lepszy od zobaczenia brylantu na własne oczy. Jednak pozwolę na sobie na chwilę refleksji. Hopkins, na potrzeby filmu, powiem to bez wahania, „zachorował” na Alzheimera. Patrząc na niego nie widzimy gry, widzimy starszego człowieka, który – choć sprawny fizycznie – ma problem z odbiorem rzeczywistości. Konstrukcja filmu prowadzi widzów do momentu, w którym mogą doświadczyć, jak faktycznie wygląda życie i świat osoby borykającej się z Alzheimerem. Mimika twarzy: rozbiegane oczy, grymas na czole, nieskoordynowane ruchy przy zakładaniu ubrań, mylenie faktów, nierozpoznawanie bliskich osób. Tak wygląda codzienność tych ludzi.
HUBERT: Myślę, że każdy, kto miał w rodzinie bliską osobę z Alzheimerem może potwierdzić, że realia tej choroby w filmie oddano bardzo realistycznie. Czasem miałem wrażenie, że oglądam swojego nieżyjącego już dziadka, który także przez kilka lat zmagał się z demencją. Choroby neurodegeneracyjne niszą chorego, ale mają też wpływ na jego otoczenie. Czasem może nam się wydawać, że opowieści o tym, jak żyje się w domu z Alzheimerem są przesadzone. Że przecież nie może być tak strasznie. Może być i jest. Dlatego warto obejrzeć ten film – by zobaczyć, jak ta choroba wygląda naprawdę, jak niszczy całe otoczenie. Znamienna jest w tym kontekście krótka „fantazja” córki Anthony’ego, która w pewnym momencie wyobraża sobie, jak dusi swojego ojca. Tak, ta choroba potrafi zniszczyć życie całej rodzinie. I nie oceniajmy ludzi, którzy w pewnym momencie nie wytrzymują i oddają swoich bliskich pod opiekę różnych instytucji – czasem to jedyne wyjście, by zacząć normalnie żyć. I by lepiej pomóc choremu.
Kurczak. Zegarek. Paryż
>>> „Elegia o bidokach”. Doświadczenie pokolenia Y
MACIEJ: Oglądając „Ojca” w pewnym momencie już sam nie wiedziałem, czy córką Anthony’ego (aktor w filmie ma takie samo imię) jest Anne (Olivia Colman) czy Catherine (Olivia Williams). Gdy okazało się, że ta druga jest jego pielęgniarką, cały czas do końca nie było wiadomo, czy córka zamierza zostać z ojcem w Londynie, czy wyjechać ze swoim mężem do Paryża. Nakładały się na siebie stałe wydarzenia i pętle czasowe. Do tych pierwszych zaliczyć trzeba kurczaka kupowanego przez córkę na kolację, taki sam ubiór Anne i pojawiającego się w domu nachalnego i nieproszonego gościa – Billa. Wszystkie te sytuacje sprawiały, że rzeczywistość mieszała się z urojeniami.
HUBERT: Niełatwo połapać się w tym, co jest rzeczywiste, a co jest tworem wyobraźni – a raczej demencji – Anthony’ego. Obserwujemy cały czas tak naprawdę proces, który zachodzi w jego głowie – to z jego perspektywy patrzymy na zdarzenia. I rzeczywiście szybko łapiemy się na tym, że nie wiemy, co jest czym, co jest prawdziwe – a kiedy umysł podsuwa nam mylne tropy. Twórcy mylą tropy, jednocześnie zostawiając pewne punkty oparcia – warto śledzić film pod kątem motywu kurczaka, Paryża, zegarka, a także obrazu czy opiekunki. Te wątki wracają, a my coraz bardziej czujemy się w nich pogubieni. I bardzo dobrze – bo tak samo zagubieni w swoim życiu są chorzy z Alzheimerem. Chorzy tracą kontakt z rzeczywistością i budują swój własny świat, w którym zresztą reguły potrafią z dnia na dzień zmienić się o 180 stopni.
MACIEJ: Dla Anthony’ego najważniejszymi przedmiotami były jego zegarek i obrazy namalowane przez drugą, nieżyjącą już córkę. Gdy one gubiły się, gubił się i on sam. Zmarłą córkę odnalazł w Laurze – młodej dziewczynie, która chciała się nim opiekować. Do końca jednak nie wiadomo, czy ona faktycznie istniała, czy istniała tylko w wyobraźni Anthony’ego. Ojciec potrafił być czarujący i kojarzyć wiele faktów, a za chwilę zapominać imię córki, czy też fakt, że kobieta zamierza wyjechać do Paryża. Choć może wcale mu tego nie mówiła?
Chory ojciec – Ecce Homo
HUBERT: Obraz jest bardzo oszczędny, zamyka się właściwie w czterech ścianach. Od razu skojarzył mi się z teatrem – i okazało się, że to bardzo dobre skojarzenie, bo Florian Zeller napisał „Ojca” w 2012 r. – właśnie jako sztukę teatralną. Można też powiedzieć, że to teatr jednego aktora – wybitnego Hopkinsa. Jest na ekranie właściwie przez cały czas. Doskonale oddaje gwałtowne zmiany emocji głównego bohatera, zwłaszcza zagubienie. Pusty wzrok człowieka, który przestaje ogarniać rzeczywistość, który nie wie, co się dzieje – jest bardzo przejmujący. Ale równie doskonała jest Olivia Colman, wcielająca się w Anne – córkę Anthony’ego. Zdobywczyni Oscara za „Faworytę” również za „Ojca” była nominowana do tej nagrody. Jest świetna. Jej gra również opiera się na oddawaniu emocji. Doskonałe kino – potrzebne, bardzo artystyczne, ale też poruszające ważne wątki społeczne. Było kino moralnego niepokoju – a tym razem dostaliśmy kino psychicznego niepokoju.
MACIEJ: Życie z Alzheimerem to nieustanna zmiana i wieczna niepewność. Stan, który powoduje cierpienie i zagubienie, zarówno chorego, jak i jego bliskich. To coś na kształt współuzależnienia. Bliskim trudno na własną rękę zaopiekować się chorym, z drugiej strony trudno jest też oddać go do domu opieki. Są oczywiście piękne momenty (wspólne posiłki, spacery, stałe punkty dziennej rutyny). Jednak bardzo często ten wątły i lichy mur pewnej stabilizacji jest burzony przez buldożera niepamięci i apatii. Siłą „Ojca” jest jego autentyczność. Reżyser (Florian Zeller) narysował portret inteligentnego, interesującego i jednocześnie chorego na przedstarczy zanik mózgu (tak między innymi określa się tę przypadłość) seniora. Ten obraz mówi wszystko, cierpienie miesza się z chwilami radości, miłość z poczuciem apatii i bezsensowności. Półtorej godziny z Hopkinsem powie nam więcej o tej chorobie niż dziesiątki artykułów na jej temat. Kunszt aktorski najwyższej klasy. Gdybym miał zaproponować dodatek do tytułowego „Ojca”, to na plakatach i trailerach filmu napisałbym: „Ecce Homo”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |