fot. EPA/SEDAT SUNA

Bóg uwielbia przyimki

Bóg jest Panem wszystkiego, to On stworzył reguły, którymi rządzi się świat. To On dał nam języki, a więc i gramatykę. Zachęcam dziś do spojrzenia na Boga, który bardzo lubi gramatykę, zwłaszcza przyimki! 

Trwa Tydzień Miłosierdzia i to właśnie on skłonił mnie do tego, by podzielić się moimi spostrzeżeniami na temat Boga. Ostatnio bowiem coraz częściej wracają do mnie w formie w opowieści poniekąd gramatycznej. Ale jeśli ktoś spodziewa się, że będzie to lektura językoznawcza, to uspokajam – nie będzie. Choć będzie to tekst o Bogu, który trzyma się wyjątkowo blisko przyimków. A właściwie to Jego podejście do nas jest związane właśnie z przyimkami. Zanim przejdę do rzeczy to małe przypomnienie. Przyimki to te krótkie części mowy, które same w sobie nic nie znaczą, ale nadają znaczenie innemu słowu. To te wszystkie „nad”, „pod”, „w”, „przy”, „z” itd. Dzisiaj spojrzymy na kilka przyimków – szczególnie związanych z miłosierdziem, które jest przecież owocem męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. To słowa, które pojawiają się w mojej modlitwie zawsze wtedy, gdy zgłębiam pasję Chrystusową.

fot. cathopic

DLA (mnie)

Gdyby Jezus nie był Bogiem, to Jego śmierć właściwie nie miałaby sensu. Byłaby śmiercią niewinnego człowieka, której zresztą mógł bardzo łatwo uniknąć. Wystarczyłoby parę słów. Śmierć Jezusa nabiera jednak sensu dzięki przyimkowi DLA. Bo On to zrobił DLA mnie. I dla Ciebie. On dał się ubiczować, upokorzyć, przybić do krzyża i na nim zginąć dla mnie. Jego męka, śmierć, a przede wszystkim Jego zmartwychwstanie to największy prezent w historii świata. Nie przepadam za słowem dar, brzmi tak górnolotnie. Prezent jest nam chyba znacznie bliższy. Kto nie lubi dostawać prezentów? Cieszymy się z różnych drobiazgów, które dają nam znajomi, przyjaciele, członkowie rodziny. A tymczasem zapominamy, że największy prezent już dostaliśmy. Nasz Bóg postanowił przyjść na ten świat, by sprezentować nam zbawienie. Właśnie dlatego słowo „dla” ma tak ogromne znaczenie dla Boga. Bo On tego nie zrobił bez celu i nie zrobił tego dla siebie, dla swojego widzimisię. On to zrobił dla mnie i dla Ciebie – byśmy mogli żyć. Nasuwa mi się jeszcze jedno bardzo gramatyczne pojęcie – podmiot. To my jesteśmy podmiotem Bożej miłości, jesteśmy podmiotem tych wydarzeń paschalnych. Na języku polskim mówiliśmy, że „podmiot zgadza się z orzeczeniem” (problem pojawiał się, gdy się nie zgadzał). Bóg orzekł, że chce dać nam miłość, że chce dać nam zbawienie. Nam – podmiotowi – wypada tylko zgodzić się z tym orzeczeniem.

>>> Jezioro Galilejskie. To tu apostołowie łowili ryby 

PRZEZE (mnie)

Jezus wyrusza w drogę krzyżową także PRZEZE mnie. On wie, że jesteśmy istotami grzesznymi. I gdybyśmy mieli opierać się tylko na swoich grzechach, to już dawno mielibyśmy zarezerwowane pierwsze rzędy w piekielnym hotelu. Ale Jezus postanowił dać nam prezent i uratować nas od tej perspektywy. Dlatego PRZEZ nas wziął na barki krzyż i szedł z Nim ulicami Jeozolimy – aż na Golgotę, gdzie umarł. Ale pokazał nam też, że ta historia nie kończy się śmiercią – a życiem. Czyli chociaż szedł przeze mnie – to jednak ostatecznie przeżył, pokonał śmierć. Moje grzechy nie były w stanie zabić Boga, nie zasiały totalnego zniszczenia. A to dlatego, że On wziął je na siebie i zutylizował ich antywartość. On ma świadomość, że ja sam ich nie udźwignę, że nie dam rady. On wiedział, że przeze mnie konieczne jest pójście droga krzyżową. Żebym ostatecznie to ja mógł spotkać się z Nim w życiu wiecznym.

Fot. unsplash

ZA (mnie)

Skoro ta męka i śmierć wydarzyły się przeze mnie, to wydarzyły się też ZA mnie. Pewnie każdy z nas ma doświadczenie jakiejś trudnej chwili, w której musiał zrobić coś ważnego i się bardzo denerwował. Jakaś rozmowa czy spotkanie, na które szliśmy „z duszą na ramieniu”. I w takiej sytuacji zawsze dużą pomocą i wsparciem jest ktoś obok. Wtedy idzie się lżej, czujemy, że nie jesteśmy sami. A jeszcze lepiej, gdy pojawi się ktoś, kto powie, że właściwie to pójdzie tam za mnie. To jak wygranie losu na loterii! I tak właśnie zrobił Chrystus. Postanowił zamiast mnie i Ciebie przyjąć karę. Nie zrobił nic złego, był totalnie niewinny – ale został ukarany za winy moje i Twoje. Za moje i Twoje grzechy. Zrobił to po to, żebyśmy my mogli w przyszłości mieć życie wieczne. To jest to, co nazywamy skandalem miłosierdzia. Zupełnie nielogiczne – po ludzku – postępowanie. Wymykające się wszelkim prawom i zasadom stworzonym przez człowieka. Ale ten skandal zadziałał – bo w Bożej gramatyce małe słówko „za” ma ogromne znaczenie.

>>> Nawrócił się, gdy miał 19 lat. Dziś jest biskupem na Ukrainie

NA (siebie)

Z tym wiąże się też kolejny przyimek – NA. Bardzo lubię oglądać teleturniej „1 z 10”. Od „zawsze” prowadzi go Tadeusz Sznuk, to jeden z niewielu programów, w których liczy się naprawdę wiedza. W finale zawodnik może wytypować swojego kontrkandydata lub zdecydować się na wzięcie pytania na siebie – wtedy może zyskać dwa razy więcej punktów. Jest taki uroczy mem, w którym Tadeusz Sznuk zadaje pytanie z kategorii „grzechy świata”. A stojący za pulpitem dla zawodników Jezus oznajmia, że bierze je „NA siebie” właśnie. To jeszcze bardziej podkreśla skandal miłosierdzia. Całe zło popełniane przez nas przez wieki bierze na siebie jeden Człowiek, a zarazem Bóg. Bierze je, by nas od nich uwolnić, byśmy nie musieli się już zmagać z konsekwencjami grzechu – czyli ze śmiercią. Każdy z nas ma wiele na sumieniu, grzechy ciągną nas ku ziemi. Grzeszymy też jako wspólnota – nie jesteśmy idealni. Niektóre grzechy, zwłaszcza te związane z wykorzystaniem seksualnym małoletnich, mogą nas szczególnie mocno boleć. I prawidłowo, bo to bardzo złe rzeczy. A Jezus wziął je wszystkie na siebie. Wszystkie kłamstwa, zdrady, kradzieże, akty nienawiści, morderstwa, wszystkie rany zadane bezbronnym i najmniejszym. On to wszystko wziął na siebie. Dlatego Jego krzyż nie ważył tylko kilkadziesiąt kilogramów. On był znacznie cięższy – bo te wszystkie grzechy świata obciążyły go. Po to, żebyśmy – Ty i ja – mogli pozbyć się tego balastu i znaleźć się po śmierci po właściwej stronie.

fot. EPA/Juan Ignacio Roncoroni

ZE (mną) i PRZY (mnie)

Jeszcze słowa Z i PRZY. Prezent od Boga – zbawienie – nie oznacza, że tutaj na ziemi będzie lekko i przyjemnie. Życie bywa zwyczajnie trudne. Doświadczamy tego choćby poprzez trwającą wciąż pandemię Covid-19. Każdy z nas zmaga się z jakimiś problemami, czasami jest nam zwyczajnie „ciężko na duszy”. Ale to nie znaczy, że jesteśmy wtedy sami. Zawsze jest Z nami Bóg, zawsze ZE mną i Z Tobą jest Bóg. Jest PRZY nas. Ta świadomość oczywiście nie odbierze nam nagle bólu i cierpienia – po ludzku będziemy ich zawsze doświadczać. Ale świadomość tej Bożej obecności ma nam pomóc w spojrzeniu z nadzieją na przyszłość. Jeśli mamy łaskę wiary (a niestety, nie każdy jej doświadcza) to powinniśmy się cieszyć, bo jest nam trochę łatwiej. Oczywiście, Jezus jest Z wszystkimi, także z niewierzącymi, z innowiercami. Ale oni mogą o tym nie wiedzieć. Jeśli wierzymy, to mamy świadomość tego, że Ktoś jest wciąż przy nas. Mamy świadomość, że obok jest Ten, który dla mnie, przeze mnie i za mnie umarł. Dał mi niezwykły prezent – zbawienie. Obdarzył mnie miłosierdziem. Pamiętajmy o tym w Tygodniu Miłosierdzia, ale też w każdym innym dniu. Bo dla Boga – Pana Gramatyki – Ty i ja zawsze będziemy najważniejszymi podmiotami. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze