św. Kewin/aut. nieznany/fot. Santi Beati.il

Czy św. Kevin był sam w domu?

Co roku w okolicach Bożego Narodzenia w telewizji można śledzić przygody pewnego Kevina, który to najpierw został sam w domu, a potem w Nowym Jorku. Tym razem jednak przyjrzyjmy się innemu Kevinowi – żyjącemu znacznie wcześniej, który jest… świętym Kościoła katolickiego! A z filmowym Kevinem łączy go… bycie samemu w domu!

Przenosimy się do Irlandii. Tam od ok. 498 r. do 618 r. żył św. Kevin z Glendalough. Jeśli wierzyć tym liczbom, przeżył 120 lat. To akurat mało prawdopodobne, ale kto wie? Na jego historię natknąłem się czytając „Przewodnik po samotności” Kevina Vosta, który kilka dni temu opisywałem na tych łamach. Zaskoczyłem się – nie wiedziałem, że istniał św. Kevin. I przyznam, że od razu skojarzył mi się z bohaterem wspomnianego, popularnego, świątecznego filmu. Tymczasem, życiorys św. Kevina pełen jest ciekawych faktów. Wiele z nich dotyczy właśnie bycia samemu w domu.

>>> Święty Szarbel – tajemnica niezwykłego zdjęcia

„Łoże św. Kevina”

Przede wszystkim – samotność. To właśnie dlatego odpowiedź na tytułowe pytanie – czy św. Kevin był sam w domu? – jest twierdząca! Bo św. Kevin rzeczywiście był sam w domu, a przynajmniej w pewnym sensie był. Przez lata bowiem jego domem była samotnia. Po studiach udał się do opustoszałej doliny i tam zamieszkał w jaskini położonej na urwistym brzegu nad dwoma jeziorami. „Za poduszkę służył mu kamień” – pisze o tej samotni Kevin Vost. Lubił modlić się w jeziorze. Każdego dnia przeprawiał się przez wodę, by na drugim brzegu w samotności odprawić mszę świętą. W pustelni Kevin mieszkał przez siedem lat. Jego jaskinię nazywa się „Łożem św. Kevina”.

św. kevin

Kościół św. Kevina w Glendalough fot. Wikimedia Commons (Warrenfish)

Jak odgonić natrętną niewiastę?

W historii Kevina warto wspomnieć o pewnej Kathleen. Młodej kobiecie bardzo podobał się pustelnik. Tymczasem Kevin unikał kontaktu z innymi ludźmi, a zwłaszcza z kobietami. Jak się pozbył natrętnej adoratorki? Otóż, odgonił ją za pomocą… wiązki parzących pokrzyw! „Ponieważ w głębi serca była dobra, w końcu doceniła duchowe piękno świętego, stawiając je ponad jego fizyczny urok, i sama została chrześcijanką” – kończy anegdotę opisaną w „Przewodniku po samotności” Kevin Vost. Warto wspomnieć, że w Irlandii przez wiele wieków imię tego świętego było synonimem „mężczyzny chłodnego w relacjach z kobietami”.

Cudowne krowy

W żywocie św. Kevina ciekawą rolę odegrały też… krowy! Święty lubił modlić się i zgłębiać wiedzę siedząc w wydrążonych pniach wielkich drzew. Jeden z gospodarzy, posiadający liczne stado krów, miał przyprowadzić je do doliny, w której żył św. Kevin. Jedna z krów ponoć opuściła pastwisko i poszła w kierunku lasu. Doszła do drzewa, w którym akurat modlił się Kevin. Polizała jego stopy. Od tej chwili codziennie po powrocie z lasu ściągano z niej tyle mleka, ile normlanie dałoby 50 krów! Dociekliwy gospodarz postanowił sprawdzić, co dzieje się z krową. Wysłał swego sługę, który trafił na Kevina. Pustelnik prosił sługę o milczenie, chciał go nawet „przekupić” miejscem w niebie. Ostatecznie jednak Kevina trzeba było „odkryć” przed światem – był tak wychudzony i wymęczony postem, że trafił na nosze.

św. kevin

Łoże św. Kevina fot. Wikimedia Commons (Kweedado2)

Proroctwo

Tak skończyła się przygoda Kevina z pustelnią. Przyszły święty pamiętał bowiem o proroctwie, które się z nim wiązało. Otóż, dzięki Kevinowi w dolinie Glendalough miało powstać miasto – klasztor. Kevin wziął się więc za realizację owego proroctwa. I tak, wraz z kilkoma innymi mnichami, założył klasztor w Glendalough, który rozwijał się w kolejnych wiekach. Z czasem wybudowano m.in. wysoką, 34-metrową wieżę, która do dziś stoi w tym miejscu. Na miejscowym cmentarzu chowano irlandzkich królów. To jedno z miejsc w Irlandii, które do dziś cieszą się zainteresowaniem turystów i pielgrzymów.

>>> Jak ateistka została mistyczką 

Przygoda z kosem

Żyjąc w klasztorze Kevin lubił wracać do miejsc swego odosobnienia – choćby w czasie Wielkiego Postu. Z jednym z takich powrotów wiąże się opowieść z kosem w roli głównej. Kevin podczas modlitwy przyjął wówczas pozę przypominającą ukrzyżowanego Chrystusa. W tym czasie nadleciał kos. Ptak na jednej z rąk Kevina… złożył jaja! Święty postanowił poczekać w tej pozie, aż z jajek wykluły się pisklęta! Kos jest do dzisiaj zwierzęciem kojarzonym właśnie ze świętym Kevinem. Świadomie lub nie, ale wiele wieków później ekologicznym tropem świętego z Glendalough podążył św. Franciszek z Asyżu. Opowieść o św. Kevinie zakończmy jednym, ważnym z punktu widzenia liturgii faktem: w kalendarzu liturgicznym wspominamy go 3 czerwca.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze