Jak modlitwa i msza święta uratowały… samochody Chevroleta
Chevrolet to dość popularna marka samochodów. Pojazdy amerykańskiego producenta spotykamy na naszych ulicach w zasadzie codziennie. Niewielu jednak wie, że być może nie widywalibyśmy ich wcale, gdyby nie pomoc pewnego zakonnika i jego niezwykła propozycja.
O postaci bł. o. Solanusa Caseya pisaliśmy na naszym portalu już jakiś czas temu. Ten kapucyn nazywany przez niektórych „amerykańskim ojcem Pio” już za życia słynął z wyjątkowego usposobienia. Był nie tylko posłuszny i pokorny – jego wytrwała modlitwa sprawiała, że wokół działy się cuda. Głodni ubodzy otrzymali porcje chleba mimo tego, że w klasztornej spiżarni nie było go zbyt wiele. Innym razem ktoś został uleczony z nowotworu. Ciekawa historia wiąże się także z wizytą jednego z pracowników przeżywającego bardzo poważny kryzys koncernu motoryzacyjnego.
Kryzys w koncernie
Ojciec Solanus Casey żył w latach 1870-1957. To okres naznaczony dwiema światowymi wojnami, a co za tym idzie – potężnym kryzysem ekonomicznym, który w szczególny sposób dotknął Stany Zjednoczone. Nic więc dziwnego, że do drzwi klasztoru kapucynów w Detroit, gdzie mieszkał o. Solanus, często pukały osoby borykające się z trudnościami finansowymi. Tak zdarzyło się również w roku 1925, kiedy na spotkanie z zakonnikiem umówił się John McKenna, zatrudniony w koncernie Chevrolet – popularnym w USA producencie pojazdów. Firma przechodziła wówczas poważne kłopoty. Brakowało zamówień na samochody, produkcja stała w miejscu, a co za tym idzie – nie można było wypłacać pracownikom zaległych i bieżących pensji, przez co oni sami i ich rodziny znalazły się na skraju ubóstwa. McKenna, który chciał ocalić koncern przed bankructwem postanowił zasięgnąć rady szanowanego kapucyna.
Modlitwa i msze
Pracownik Chevroleta poprosił ojca Solanusa o modlitwę w intencji tego, by przestój w firmie szybko się zakończył. Początkowo zakonnik nie podszedł do sprawy zbyt entuzjastycznie. Kiedy jednak usłyszał, że upadek producenta może jednocześnie oznaczać utratę źródła utrzymania wielu rodzin, postanowił zadziałać. Zaproponował McKennie przystąpienie do Serafickiego Dzieła Mszy Świętych. Było to swego rodzaju stowarzyszenie, które w 1899 r. założyła szwajcarska tercjarka Frieda Folger. Miało ono na celu materialne i duchowe wspieranie misji kapucyńskich na świecie. O. Solanus wpisał więc dane swojego gościa i jego intencję do specjalnej księgi, zapewnił o swojej modlitwie i… podziękował za rozmowę. Wychodząc z klasztoru, John McKenna miał mieszane uczucia. Ale już kilkadziesiąt godzin później wydarzyło się coś, co wprawiło go w osłupienie.
Rekordowe zamówienie
McKenna był w pracy, kiedy przyszła niespodziewana wiadomość: firma Chevrolet otrzymała zamówienie na… 45 tysięcy maszyn! Takiego „efektu” działania kapucyna nie spodziewał się nawet w najśmielszych snach. Produkcja ruszyła niemal natychmiast i wkrótce koncern pokonał kryzys, znów stając się wiodącą na amerykańskim rynku motoryzacyjnym marką. Choć niedowiarkowie widzieli w tej sytuacji jedynie szczęśliwy zbieg okoliczności, John McKenna nie miał wątpliwości, że to msze święte i modlitwa ojca Solanusa uratowały setki rodzin przed jeszcze większym ubóstwem. Być może więc za tym, że dziś możemy podróżować samochodami z charakterystycznym znaczkiem (skądinąd przypominającym nieco krzyż) kryje się wstawiennictwo uśmiechniętego i bardzo skromnego amerykańskiego kapucyna.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |