Bł. Solanus Casey. Fot. youtube.com

Nazywają go „amerykańskim Ojcem Pio”. Kim był bł. Solanus Casey?

Nie pozwalano mu spowiadać i głosić kazań. Postanowił jednak, że posłusznie przyjmie to ograniczenie i zacznie służyć Bogu, jak najlepiej wypełniając wyzwania zakonnej codzienności. Zarażał pokorą, uśmiechem i ludzką dobrocią. Modlił się niemal cały czas, a jego modlitwie przypisywano wypraszanie wielu łask i cudów. Kim był niezwykły kapucyn, którego dziś nazywa się „amerykańskim Ojcem Pio”? 

Ojciec Pio to jeden z „najpopularniejszych” świętych na świecie. O stygmatyku z San Giovanni Rotondo od kilkudziesięciu lat mówi i pisze się bardzo dużo. W całym Kościele działają tysiące grup modlitewnych opartych na jego duchowości, a jego wstawiennictwa przyzywają miliony. Niewielu jednak wie, że w tym samym czasie, choć w innym miejscu na ziemi, żyli także świadkowie wiary, którzy – czasem w podobny do o. Pio sposób – osiągnęli świętość. Niewątpliwie należał do nich inny kapucyn, bł. Solanus Casey.

>>> 3 rady ojca Pio dla tych, którzy chcą być blisko Boga

Powołanie  

Bernardo Casey przyszedł na świat w 1870 r., w wielodzietnej rodzinie irlandzkich migrantów, którzy za chlebem przybyli do USA. Był najstarszym spośród szesnaściorga dzieci. Od dzieciństwa odznaczał się mocnym charakterem i poczuciem humoru. Był pasjonatem sportu i przez jakiś czas grał w popularny w Stanach Zjednoczonych baseball. Te aktywności nie przeszkadzały jego duchowemu rozwojowi. Z powodu sytuacji ekonomicznej już w młodości podejmował różne prace – w gospodarstwie rolnym czy w zakładzie stolarskim. Doświadczenie zdobywał także jako motorniczy tramwaju i strażnik więzienny.

>>> Matka Speranza – mistyczka, która ocaliła życie Jana Pawła II

W głębi duszy Bernardo odczuwał jednak głos powołania kapłańskiego. Przyczyniała się do tego świadomość moralnego zepsucia środowiska, które obserwował, i chęć ratowania dusz. W 1892 r. postanowił wstąpić do Seminarium św. Franciszka Salezego w Milwaukee w stanie Wisconsin. Nauka na tej dość prestiżowej uczelni nie przychodziła mu łatwo. Trudności sprawiało mu zwłaszcza przyswajanie zagadnień z języka łacińskiego. Po pięciu latach spędzonych w tym miejscu, za radą przełożonych, postanowił odejść z seminarium. Nie porzucił jednak pragnień o poświęceniu życia Bogu i dlatego wstąpił do kapucyńskiego klasztoru św. Bonawentury w Detroit. Po latach wspominał, że taką radę usłyszał od Maryi, która miała wyraźnie wskazać mu to miejsce podczas modlitwy. 

Kapucyn grywał m.in. na skrzypcach. Fot. youtube.com

Kapłaństwo i pokora 

Po dwuletnim nowicjacie zakonnym, mając 28 lat, przyjął habit franciszkański oraz imię Franciszek Solanus. Ponownie spróbował swoich sił na studiach teologicznych, wciąż odczuwając pragnienie kapłaństwa. Także tym razem nauka przynosiła mu wiele niepowodzeń. Mimo to przełożeni postanowili, że po odpowiednim przygotowaniu dopuszczą młodego kapucyna do święceń.  

„Wyświęcimy na kapłana [Franciszka Solanusa – przyp. SZ] i będzie on dla ludzi swego rodzaju proboszczem z Ars” – miał powiedzieć jeden z nich. 

Uroczystość święceń kapłańskich odbyła się 24 lipca 1904 r. Od razu zastrzeżono jednak, że nowo wyświęcony ksiądz nie będzie mógł spowiadać ani publicznie głosić kazań. Takie rozwiązanie dopuszczało ówczesne prawo kościelne. 

>>> Te grzechy surowo potępiał o. Pio 

Brat Solanus podejmował więc wyzwania zakonnej codzienności z wielką pokorą. Z namaszczeniem odprawiał msze święte. Odwiedzał też chorych i opiekował się ministrantami. Był dla swoich podopiecznych wielkim autorytetem, o czym świadczy fakt, że wielu młodych chłopców postanowiło zostać księżmi. Szczególną troską otaczał katolików, którzy pracowali razem z protestantami. Dbał o to, by ich wiara pozostała niezachwiana.  

Zawsze gotowy, „prosty ksiądz” . Fot. youtube.com

Człowiek radości 

Tym, co najlepiej charakteryzowało Solanusa była radość i goszczący na jego twarzy uśmiech. Do wszystkich, z którymi miał do czynienia podchodził serdecznie i z otwartością. Był bardzo rozmodlony, a widząc to ludzie często powierzali mu swoje intencje. Szybko rozeszła się wiadomość, że to, o co modli się zakonnik zostaje wyproszone.  

Świadectw uzdrowień czy rozwiązań trudnych problemów, które przypisywano modlitwie kapucyna, nie brakuje. On sam zapisywał te prośby w zeszytach. Doliczono się ich ponad 6000! Kiedy ktoś – uzdrowiony, czy np. uratowany od długów – przychodził podziękować mu za jego modlitwę, mówił tylko: „Dziękujmy Bogu z góry za wszystko, co dla nas przygotował”.

>>> Ojciec Mieczysław Mirochna – misjonarz, który wszystko postawił na Maryję 

Jako zakonnik, brat Solanus posługiwał w różnych klasztorach, m.in. w Nowym Jorku. Dwadzieścia lat spędził na klasztornej furcie, spotykając niezliczone rzesze ubogich, penitentów czy tych, którzy odwiedzali dom kapucynów z różnymi potrzebami. Pracował nawet po kilkanaście godzin dziennie i nigdy nie pozwolił sobie na dłuższą przerwę czy jakikolwiek urlop. 

Uśmiech brata Solanusa. Fot. youtube.com

Amerykański Pio 

Monotonna praca i cierpienie, które musiał znosić z powodu ograniczonej władzy sprawowania sakramentu święceń, nie odebrały mu wewnętrznej radości i spontaniczności. Mając 80 lat grywał nawet w tenisa. Dzieci, które spotykały go na swojej drodze, zawsze mogły liczyć na kilka cukierków z jego kieszeni. Mówiono o nim, że jest „amerykańskim Ojcem Pio”. 

Niestety, kapucyn zaczął podupadać na zdrowiu. W styczniu 1956 r. zdiagnozowano u niego nowotwór. Choć choroba była zaawansowana, to starał się odpisywać na każdy list, który do niego przychodził. A otrzymywał ich nawet dwieście dziennie. Kiedy  stan zdrowia przestał mu na to pozwalać, prosił o pomoc współbraci.  

>>> Nowy Jork: Jezus Miłosierny i wieczysta adoracja w sercu Manhattanu

Zmarł 31 lipca 1957 r. – dokładnie w 53. rocznicę swojej prymicyjnej mszy świętej. Jego pogrzeb zgromadził prawdziwe tłumy. Pochowano go na cmentarzu przy klasztorze św. Bonawentury w Detroit, a po 30 latach przeniesiono jego ciało do kaplicy. Biograf brata Solanusa Caseya, Patrizio Derum, twierdzi, że jego śmierć opłakiwało ponad 200 tysięcy mieszkańców USA i Kanady. 

Beatyfikacja w Detroit. Fot. youtube.com

Za jego wstawiennictwem 

Brat Franciszek Solanus Casey chciał być – jak sam mówił – „prostym księdzem”, narzędziem w rękach Boga. Po jego śmierci okrzyknięto go wzorem oddania i pokornej służby. Te opinie skłoniły kurię diecezji Detroit do starań o rozpoczęcie procesu beatyfikacyjnego. Za wstawiennictwem kapucyna modliło się wiele osób. Do Watykanu napływały informacje o łaskach, których ludzie doznawali, prosząc brata Solanusa o pomoc. 

>>> To właśnie one adorują Najświętszy Sakrament od… 110 lat

W 1995 r. Jan Paweł II zatwierdził dekret o heroiczności jego cnót. Po zbadaniu uznano także, że jego wstawiennictwu można przypisać niewytłumaczalne zjawiska medyczne, jak uzdrowienie pewnej kobiety z choroby nóg. W 2017 r. na stadionie miejskim w Detroit odbyła się beatyfikacja brata Solanusa, której dokonał kard. Angelo Amato, ówczesny prefekt Kongregacji do Spraw Kanonizacyjnych.  

„O. Solanus żył na co dzień wiarą. To ona pozwalała mu po bratersku przyjmować innych, niezależnie od pochodzenia czy religii” – powiedział z tej okazji hierarcha.  

Kilka miesięcy temu w sieci ukazało się świadectwo Nolana Ostrowskiego, Amerykanina, który zachorował na Covid-19 i w ciężkim stanie przebywał w szpitalu. Mężczyzna, którego rokowania nie były najlepsze, miał spotkać w nocy „postać w habicie franciszkańskim”, która obiecała mu wyzdrowienie. W tym czasie rodzina chorego modliła się o uzdrowienie Nolana za wstawiennictwem bł. Solanusa. Niewykluczone, że to wydarzenie przyczyni się w przyszłości do kanonizacji niezwykłego błogosławionego.  

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze