Jak się żyło na tej arce? Czyli animowana opowieść o arce Noego [RECENZJA]
W kinach można już zobaczyć film „Arka Noego. Ahoj przygodo!”. To animowana opowieść inspirowana wydarzeniami opisanymi w Księdze Rodzaju. Opowiada głównie o zwierzętach, które miały znaleźć się na łodzi przygotowanej przez Noego.
Dobrze znamy historię o arce Noego. To jedna z tych bardziej przystępnych biblijnych opowieści, więc słyszymy o niej nie tylko w kościele od najmłodszych lat. Oczywiście, jest to historia wielowarstwowa i metaforyczna i z wiekiem odkrywamy jej bardziej skomplikowane wymiary. Jednak to proste, dosłowne odczytanie dostępne jest właściwie dla każdego. Tę opowieść o Bogu, który zsyła na świat wielką ulewę, ale i który każe zbudować arkę, która pozwoli uratować świat – teraz możemy zobaczyć w wersji animowanej. W kinach jest bowiem film pt. „Arka Noego. Ahoj Przygodo!”. To animowana koprodukcja brazylijsko-indyjska w reżyserii Sergio Machado.
>>> Prowadzą życie jak kury. „Wolni” [RECENZJA]
Mysie przygody
Ogromnym atutem tej animacji jest to, że jest rzeczywiście dla każdego. Dorośli nie będą się nudzić, choćby przez różne aluzje, które głownie oni odczytają, a dzieci nie powinny mieć problemu ze zrozumieniem głównego sensu tej opowieści. Twórcy oddają głos przede wszystkim zwierzętom. Zwłaszcza dwójce myszy – Tomowi i Viniemu. Są grajkami muzykującymi w różnych tawernach. Pewnej nocy jeden z bohaterów jest świadkiem rozmowy Noego z Bogiem. Jest przerażony, gdy słyszy, że z każdego gatunku na arkę ma wejść tylko jeden chłopak i jedna dziewczyna. Tom i Vini próbują się mimo to dostać na arkę. Ostatecznie obaj na nią trafią, więc na arce będą trzy myszy. Nasi grajkowie będą zresztą rywalizować o względy Niny – czyli kobiecej przedstawicielki swego gatunku na łódce Noego. Ale to dopiero początek tego, co dzieje się na arce. Wiemy, że rejs trwał wiele tygodni i miesięcy – Biblia jednak nie opowiada o tym, co się w tym czasie działo na pokładzie (nie zapominajmy przy tym, że to nie jest opowieść historyczna, a bardziej symboliczna). I tu wodze fantazji postanowili popuścić twórcy „Arki Noego. Ahoj przygodo!”. Opowiadają bowiem o tym, jak układało się życie zwierząt, które zabrał ze sobą Noe. A nie było to życie sielankowe. Przede wszystkim dlatego, że na arce pojawiła się grupa zwierząt trzymających władzę i zastraszających resztę. Jej szefem jest despotyczny i cyniczny Lew Leo. Jego ekipa chce przede wszystkim zyskać dostęp do większej ilości jedzenia – zabierając je w ten sposób innym. A sposoby, które wykorzystuje Leon czasem przypominają mi to, czego doświadczali bohaterowie „Folwarku zwierzęcego” George’a Orwella. Niby zupełnie inne opowieści, ale jakoś nie sposób nie doszukiwać się w nich podobieństw.
>>> Adopcja odkłamana. Wielka miłość i ludzka niemoc [RECENZJA]
Mądrze i dla wszystkich
Jest więc „Arka Noego. Ahoj przygodo!” przede wszystkim animowaną opowieścią dla dzieci (i szerzej – dla rodzin) o władzy i dążeniu do niej. W przystępny i zrozumiały nawet dla najmłodszych sposób pokazano negatywne zjawiska związane z dążeniem do władzy – i zarazem alternatywne, pozytywne przykłady. Wszystko po to, by widz ostatecznie zrozumiał, że najbardziej liczy się współpraca i działanie razem, wspólnie. Muszę przyznać, że oddanie głosu głównie zwierzętom (są też ludzkie postaci, ale to raczej bohaterowie drugoplanowi, może poza wnuczką Noego) i pokazanie historii o arce z ich perspektywy to bardzo ciekawe rozwiązanie. Przede wszystkim – najmłodsi uwielbiają filmy z postaciami zwierzęcymi (ach, cudowny „Zwierzogród”!), więc to na pewno sposób na to, by do nich trafić. I to niezależnie od tego, że czasem postaci zwierzęce wpisywały się w takie stereotypy związane z reprezentowanym gatunkiem – to akurat było bardzo często źródło humoru w tym filmie. Udało się, przez tę zwierzęcą historyjkę, opowiedzieć też biblijną historię. Bo znajdziemy w tym filmie wszystkie te elementy, które budują biblijną narrację o potopie i łodzi zbudowanej przez Noego. Twórcy po prostu rozszerzyli tę opowieść, ale szkielet pozostawili bez zmian (i bardzo dobrze – jest to bowiem sposób na poznawanie Biblii). W efekcie dali widzom opowieść dynamiczną, śmieszną, kolorową, przyjemną wizualnie, ale i mądrą. Opowieść o sile przyjaźni – wartości tak często obniżającej dziś swą wartość.
>>> Dlaczego potrzebujemy ćwiczyć się w radości? [RECENZJA]
Nie liczy się siła
Ciekawe jest to, jak twórcom udało się połączyć starożytną klasykę ze współczesnością. Bo nawiązań do współczesnych trendów i zachowań nie brakuje. To kolejny bardzo komiczny element tego obrazu. Słyszymy chociażby z ust jednej z postaci słowa na temat Boga: „A jeśli wszyscy się utopią? To zrujnuje Jego wizerunek na wieki”. Pewnie nie tylko mi w tym momencie seansu do głowy przyszły tabuny influencerów, których tak chętnie, choć często bezrefleksyjnie, śledzimy w mediach społecznościowych. Wiadomo, jak ważna jest sława i to, jak widzą nas inni. Animacja ta podejmuje bardzo wiele współczesnych problemów – i robi to w mądry, nienachalny sposób. Zwłaszcza zaś stawia się kulturze maczyzmu – pokazując, że to nie siła się liczy, a to, co jest wewnątrz człowieka. To ostatecznie prowadzi do tak dobrze znanego nam happy endu – czyli do końca potopu. Zwierzaki świętują ze śpiewem na ustach, bo „jeden dziadunio ocalił nas”. A właśnie, zapomniałem dodać, że muzyki tu całkiem sporo! Wszak głowni bohaterowie to mysi muzycy – a to zobowiązuje!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |