„Piękna i Bestia”, Teatr Muzyczny w Poznaniu Fot. Tomasz Stube

Jak zaczarować widownię? O „Pięknej i Bestii” z Poznania [RECENZJA]

O „Pięknej i Bestii” słyszał pewnie każdy z nas. To baśń, która powstała już w XVIII w. Świat poznał ją jednak dzięki animacji Disneya z 1991 roku. Poznański Teatr Muzyczny zaprosił właśnie widzów do zobaczenia scenicznej wersji tej klasycznej opowieści. A właściwie to ich… zaczarował.

>>> Pomagając innym – ratujesz świat [RECENZJA]

Jeszcze na chwile zostańmy przy wspomnianym roku 1992. Animacja Disneya była wówczas jednym z najlepszych filmów roku – dostała nawet nominację do Oscara dla najlepszego filmu (a wówczas nominacją w tej kategorii wyróżniano tylko pięć filmów, a nie dziesięć – jak teraz). Świat był oczarowany historią Belli i Bestii – w dużej mierze dzięki muzyce i piosenkom, które skomponował niezawodny Alan Menken (muzyka nagrodzona została zresztą Oscarem, film zdobył też Złotego Globa w kategorii najlepszy musical/komedia). W 2017 roku Disney zrobił aktorską wersję swojej animacji. Na fali sukcesu filmu z 199a r. w latach 90. stworzono też sceniczną wersję „Pięknej i Bestii”, którą wystawiano na Broadwayu. Teraz także poznański Teatr Muzyczny zrobił musical na licencji broadwayowskiej. Efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania.

„Piękna i Bestia”, Teatr Muzyczny w Poznaniu Fot. Tomasz Stube

„Piękna z Bestią jest…”

>>> Życie bez zwierząt byłoby nudne [RECENZJA]

Sama fabuła musicalu oczywiście nie zaskakuje – to sceniczna wersja tak dobrze znanej nam baśni. Jednak już sposób prezentacji tej opowieści jest zachwycający. Widownia została właściwie zaczarowana przez artystów – a najlepszym na to dowodem były bardzo długie owacje na stojąco na końcu spektaklu. Dzięki temu, co pokazano na scenie, widzowie sami mogli poczuć się jak mieszkańcy zaczarowanego zamku. To musical, więc skupmy się najpierw na warstwie muzycznej. Niby ją znamy – to wspomniana już muzyka Alana Menkena z piosenkami napisanymi przez Howarda Ashmana i Tima Rice’a. Niby znana, a jednak… brzmi tak świeżo! Poznańskiemu teatrowi udało się udoskonalić tę piękną przecież muzykę. Zaaranżowano ją fenomenalnie. Choć ją znamy to zachwycamy się tak, jakbyśmy słyszeli ją pierwszy raz w życiu. Ta muzyka czaruje widownię, zwłaszcza powracający jak bumerang najbardziej znany motyw muzyczny z „Pięknej i bestii”. Pojawia się w wielu momentach spektaklu i jakby spaja go muzycznie. Mowa oczywiście o motywie muzycznym z piosenki „Beaty and the Beast” (piosenkę oczywiście też w pewnym momencie możemy usłyszeć). Z muzyką doskonale scalona jest fenomenalna choreografia przygotowana przez Karola Drozda (co ciekawe, jest to też jeden z trzech odtwórców roli Bestii w poznańskim Teatrze Muzycznym). Świetnie wypadają pod względem choreograficznym zwłaszcza sceny zbiorowe i piosenki z udziałem Gastona. Wtedy na scenie zaczyna się prawdziwe szaleństwo – jest gwarno, kolorowo i bardzo tanecznie. A do tego w układy choreograficzne wpleciono też sporo poczucia humoru – spostrzegawczy widzowie nieraz będą się uśmiechać od ucha do ucha. Aktorzy zarażają widzów swoją energią, widać, że układy do poszczególnych scen zostały drobiazgowo dopracowane. Nie ma tam przypadków, a aktorzy naprawdę mają co robić. Muzyka, śpiew i taniec – te wszystkie elementy doskonale ze sobą współgrają. I czarują widzów.

„Piękna i Bestia”, Teatr Muzyczny w Poznaniu Fot. Tomasz Stube

Duet perfekcyjny

>>> W takim rejsie lepiej nie uczestniczyć [RECENZJA]

Oczarowany byłem też obsadą. W poszczególne postaci oczywiście wcielają się różni aktorzy (są m.in. dwie Belle i trzy Bestie). Ja miałem okazję zobaczyć spektakl, w którym Bellę zagrała Joanna Rybka-Sołtysiak, a Bestię Rafał Szatan. Duet ten sprawdził się znakomicie, było czuć między nimi chemię, przynajmniej tę sceniczną. Świetnie udało im się pokazać początkowy dystans pomiędzy bohaterami i to, jak z czasem Bella i Bestia zaczęli się do siebie zbliżać. Joanna Rybka-Sołtysiak świetnie pokazała Belle jako dziewczynę trochę odklejoną od rzeczywistości, żyjącą marzeniami i książkami. Patrzyło się na nią z ogromną radością – bo pokazywała, jak bardzo ważne jest po prostu bycie sobą, podążanie za tym, co jest w naszych sercach. Rafałowi Szatanowi udało się za to pokazać, że Bestia – choć gruboskórna – ma w sobie wiele uczuć i w gruncie rzeczy jest ogromnym wrażliwcem. Przed aktorem było wyjątkowo trudne zadanie – ukazanie tego wewnętrznego konfliktu, który jest w postaci Bestii – i sztuka ta udała mu się bardzo dobrze! Duet zaczarował też swoim śpiewem. Piosenki Belli – wszystkie perfekcyjnie zaśpiewane. A utwór Bestii wieńczący pierwszy akt spektaklu rezonował we mnie jeszcze przez wiele minut. Ale i pozostali aktorzy spisali się świetnie. Zachwycony byłem zwłaszcza kilkoma postaciami: Gastonem, Płomykiem, Panią Imbryk i Trybikiem. Bohaterowie drugiego planu – ale świetnie zagrani. Gdyby nie było Belli i Bestii– to oni sami zrobiliby na scenie świetne show. Ale to jednak Piękna i Bestia wiedli prym – bo to przecież o nich jest ta opowieść. I zaczarowali widownię. Przypuszczam, że perfekcja to drugie imię tego spektaklu – i pewnie także pozostałe obsady aktorskie trzymają się właśnie niej.

„Piękna i Bestia”, Teatr Muzyczny w Poznaniu Fot. Tomasz Stube

Dwie godziny w futrze

>>> Czy dasz się wpuścić w maliny? [RECENZJA]

Spektakl czaruje nas też wizualnie. Teatr Muzyczny w Poznaniu zaprasza widzów do przeczytania księgi z niesamowitą baśnią. To właśnie książka jest motywem przewodnim całej scenografii, która stworzyła Anna Chadaj. Scenografia w dużej mierzy przygotowana została na specjalnych ekranach. I wzorowana jest właśnie na takiej książce z baśniami  w stylu retro. Już wchodząc do sali widz zaczyna czuć się częścią opowieści, który rozgrywa się „dawno, dawno temu w dalekim kraju”. Ważnym elementem są też kostiumy, za które odpowiada Agata Uchman. Tutaj twórcy też stanęli na wysokości zadania. Udało im się odtworzyć dzięki kostiumom zwłaszcza klimat Zamku Bestii. Żyją tam przecież bohaterowie zamienieni w przedmioty. Przyznam, że bardzo mnie zastanawiało, jak zostaną pokazani. Zaskoczyłem się – i to bardzo pozytywnie. Wszystkie kostiumy są dopracowane i maja wiele szczegółów, które też pomagają zrozumieć znaczenie danej postaci (bawił mnie zwłaszcza kostium Gastona). Wrażenie robi też kostium Bestii – bardzo podziwiam Rafała Szatana, który przez dwie godziny miał na sobie ten włochaty strój. Dopiero na końcu mógł zdjąć maskę i pozbyć się futra. Efekty wizualne to też gra światłem, która odbywa się właściwie przez cały czas. Scenografia i stroje pięknie prezentowały się w różnych ujęciach kolorystycznych. W niektórych momentach pojawiał się też dym – również wpływający na klimat całości. A spostrzegawczy widzowie również zauważą kilka smaczków w scenografii – warto choćby przyjrzeć się tekstom książek w bibliotece Bestii. I jest też dowcipnie – choćby wtedy, gdy zamiast księżyca pojawia się rogalik. A może raczej croissant – jesteśmy przecież we Francji!

„Piękna i Bestia”, Teatr Muzyczny w Poznaniu Fot. Tomasz Stube

Tak, Teatr Muzyczny w Poznaniu zaczarował widzów. Warto obejrzeć ten spektakl w reżyserii Jerzego Jana Połońskiego całą rodziną – bo wszyscy będą się na nim dobrze bawić. I wszyscy wyniosą też z niego wiele przemyśleń – bo „Piękna i Bestia” nie tylko bawi i wzrusza, ale też poucza. Przecież taka jest rola baśni… Zwłaszcza tych starych jak świat… Dajcie się zaczarować i odwiedźcie Teatr Muzyczny w Poznaniu.

Galeria (18 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze