Małżeńskie walentynki obowiązkowe
Wśród pewnej grupy małżeństw panuje dziwne przekonanie o tym, że randki skończyły się w liceum czy na studiach, i że generalnie dotyczą okresu przed ślubem. Krótko mówiąc: dla nich czas na to się skończył, a i sił i czasu brakuje. Trzeba jednak postawić sprawę jasno: poznawanie się i rozwijanie miłości to zadanie do końca życia!
Zapadły mi w pamięć słowa pewnej konferencji czy książki o małżeństwie. Było tam powiedziane: jak można życzyć parze młodej, „by się już zawsze kochali tak jak teraz”, „by byli zawsze tacy szczęśliwi jak teraz”, w dzień ślubu? Przecież ta miłość wtedy ledwo raczkuje, jej się daje grunt, na którym może się dopiero zacząć rozwijać. Sakrament jest jak podtrzymujący wiotką roślinę palik w ziemi. Chrystus wchodzi pomiędzy narzeczonych, by się na Nim oparli i zaczęli wspólnie budowanie pięknej miłości.
Jak to się przekłada na randki? To bardzo proste. To kwestia zapamiętania, że w rodzinie nie są najważniejsze dzieci, tylko rodzice, małżonkowie. Bez ich zjednoczenia i poświęcenia nie byłoby potomstwa, bez ich decyzji codziennego kochania mogłoby się pojawić po drodze wiele ran. Właśnie dlatego zawsze miłość męża do żony będzie priorytetem. Jeśli oni o siebie dbają, czyli szukają dla siebie nawzajem świętości, to będą potrafili kochać dziecko. Jeśli przestanie się żarzyć płomień między nimi, co im po ulokowaniu uczuć w synu czy córce? Nie będą już przykładem, bo nie będą jednością w sensie duchowym. Samo mieszkanie razem i dzielenie obowiązków czy finansów będzie pozoranctwem.
Wielkim nieporozumieniem jest też istny kryzys małżeński, którego doświadcza się, gdy starsze dzieci wyprowadzają się. Nagle okazuje się, że relacja z dzieckiem była dla rodziców (szczególnie matki) centrum świata. Niestety, jest to konsekwencją wyparcia relacji mąż-żona przez skoncentrowanie się na potomstwie. Pustka, jaka wytworzyła się między małżonkami spowodowała odwrócenie hierarchii. A przecież małżonkowie powinni radować się, gdy dzieci odchodzą z domu. W końcu mają czas dla siebie, na poznawanie tej osoby, którą wybrali, na rozwijanie wspólnych pasji, odwiedzenie miejsc i robienie rzeczy, które zostawały w strefie marzeń.
Czego jednak wymagać po około dwudziestu latach niepraktykowania miłości do żony, męża? To jest trud polegający na znajdowaniu w ciągu tygodnia czasu tylko dla siebie. Może mieszkanie będzie wtedy nieposprzątane, może trzeba będzie zapłacić opiekunce, ale jest to gra warta świeczki. I nie chodzi wcale o randki wręcz „wyczynowe” – nie potrzeba zamawiać co tydzień stolika w drogiej restauracji, ani wyjeżdżać razem na weekend poza miasto. To może być wspólnie obejrzany film w kinie albo pustym domu, wspólne gotowanie i zjedzenie przy świeczce zapachowej czy przejażdżka rowerowa i piknik. Najważniejsze jest to, by móc odpocząć w ramionach ukochanej osoby, która często jest zagoniona, trochę razem poszaleć jak na początku znajomości, by nie tracić młodego ducha i dać sobie czas na rozmowę, ponieważ komunikacja jest fundamentem każdej relacji międzyludzkiej.
Niech tegoroczne walentynki, chociaż dla wielu to kiepski powód do świętowania, będą impulsem do tego, by zacząć traktować małżeńskie randki bardzo na poważnie. Wpiszcie je sobie w cotygodniowy grafik i nie zaniedbujcie pamiętając, że chodzi tak naprawdę o waszą wieczność i świętość złożonej sobie przysięgi. „(…) ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską”, a nie „nudę, przyzwyczajenie i przeciętność”. Powodzenia!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |