Nie jesteśmy sami [RECENZJA]
„Drogi Evanie Hansenie” to najnowszy spektakl, który można oglądać na deskach poznańskiego Teatru Muzycznego. W formie musicalu opowiedziano o bardzo trudnych sprawach – kryzysie suicydalnym, zdrowiu psychicznym, problemach z komunikacją.
Przyznam, że jako fan musicali bardzo ucieszyłem się wiosną, gdy okazało się, że Teatr Muzyczny w Poznaniu postanowił wystawić musical „Drogi Evanie Hansenie” (oryginalny tytuł – „Dear Evan Hansen”). Od kilku lat słucham fantastycznych utworów z tego spektaklu. Zainspirowany nimi przeczytałem też książkę „Drogi Evanie Hansenie”, która zresztą powstała na kanwie musicalu (ot, taka nietypowa kolejność). Miałem okazję zobaczyć polską wersję tego musicalu. I choć nie widziałem wcześniej żadnej zagranicznej wersji, ani też filmu (ponoć niezbyt udanego), i w związku z tym nie mam porównania – to przyznam, że poznański „Evan” jest bardzo udany. I niesie ze sobą mądre, choć trudne, przesłanie.
Listy, gips i nieporozumienie
Najpierw trochę o fabule. „Drogi Evanie Hansenie” to opowieść o tytułowym Evanie, nastolatku mierzącym się z lękami społecznymi, z poczuciem niezauważenia, niedocenienia. W ramach terapii dostaje zadanie, by pisać do samego siebie listy zaczynające się od słów: „Drogi Evanie Hansenie”. Zaczyna się kolejny rok szkolny. W wakacje Evan spadł z drzewa i złamał rękę. W szkole pojawia się więc z gipsem, na którym nikt mu się nie chce podpisać. Pewnego dnia w jednej z szkolnych sal spotyka Connora Murphy’ego – szkolnego ouisidera, chłopaka, który budzi w innych grozę, a jednocześnie brata Zoe, w której podkochuje się Evan. O Zoe Evan napisał w liście do siebie, który miał akurat przy sobie. Tekst trafia w ręce Connora i wywołuje jego oburzenie. Kilka dni później szkołą wstrząsa informacja o samobójstwie Connora. Przy chłopaku znaleziono list Evana, dlatego jego rodzice błędnie wzięli Evana za przyjaciela Connora – wszak tekst zaczyna się od słów „Drogi Evanie Hansenie”. A do tego na gipsie Evana jest wielki podpis Connora… Evanowi nie udaje się wyprowadzić państwa Murphy z błędu i zaczyna brnąć w narrację o przyjaźni z Connorem. Tworzy kolejne listy i zaczyna być w centrum uwagi, nie tylko rodziców zmarłego chłopaka. Więcej nie zdradzam, by nie zaspoilerować całości – ale zapewniam, że wydarzenia toczą się w zaskakujący sposób.
>>> Aspen szuka prawdy o sobie [RECENZJA]
Niełatwy musical
„Drogi Evanie Hansenie” to spektakl ważny, ponieważ podejmuje wiele istotnych tematów związanych z okresem dojrzewania. Dlatego, choć jest świetny dla osób dorosłych, to i młodzież warto, by go zobaczyła. A może to przede wszystkim spektakl właśnie dla młodzieży? Nieprzypadkowo towarzyszy mu hasło „Nie jesteś sam” – które jest zresztą refrenem jednej z najważniejszych piosenek w tym spektaklu. Kluczowym tematem jest tutaj zdrowie psychiczne. „Drogi Evanie Hansenie” w mądry sposób opowiada o tym, że ludzie czasem czują się gorzej, mogą potrzebować pomocy – i nie zawsze potrafią o nią poprosić. Ten spektakl ma uczulić widzów na różne sygnały, które mogą świadczyć o tym, że ktoś jest w kryzysie psychicznym. Także w kryzysie suicydalnym – bo właśnie wokół tematu samobójstwa młodego człowieka rozgrywa się fabuła tego musicalu. Dużo jest tutaj o problemach z komunikacją, o problemach ze wzajemnym zrozumieniem się – zwłaszcza rodziców z dziećmi. Młodzież ma naprawdę podstawy do tego, by czuć się niezrozumiana, niesłuchana, niechciana – taki jest Evan, ale i Connor. Młodzi ludzie mają prawo mieć wpływ na swoje życie, a nie tylko realizować plan przygotowany im przez rodziców – to też mocno wybrzmiewa w tej inscenizacji. Wreszcie, młodzi mają prawo oczekiwać od rodziców troski, wsparcia, bycia obok. Zresztą, ta potrzeba jest w każdym człowieku i jej niezaspokojenie może prowadzić do licznych kryzysów. O tych wszystkich trudnych tematach opowiada musical, który swoją amerykańską premierę miał w 2015 r., a który w Polsce wystawił Teatr Muzyczny w Poznaniu. Poznańska wersja „Evana” udowadnia, że problemy nastolatków (i nie tylko) są globalne. Młodzi na całym świecie mierzą się z podobnymi sprawami. Nie jest im łatwo. A weźmy pod uwagę, że fabuła „Drogi Evanie Hansenie” powstała przed pandemią covida. Po niej młodym jest jeszcze trudniej (a już wtedy sporo ich życia działo się w sieci – tę kwestię również porusza spektakl).
Jest nadzieja
Myliłby się ten, kto pomyślałby teraz, że to mroczny, przygnębiający spektakl. Nie, ta opowieść ma wiele trudnych, emocjonalnych momentów (jak piosenka matki Evana z drugiego aktu), ale pełen jest też nadziei, radości i humoru. Twórcom udało się znaleźć złoty środek – by całość miała różne wymiary. W dużej mierze udaje się to dzięki bardzo zróżnicowanym utworom muzycznym. Piosenki są świetne, doskonale oddają trudne emocje towarzyszące bohaterom, ale też stanowią taką radosną odskocznię (jak „Pozdrawiam ja”) czy dają siłę do działania (jak wspomniana piosenka „Nie jesteś sam” – to zresztą taki bardzo klasyczny utwór musicalowy). Muzykę do spektaklu skomponowali Benji Pasek i Justin Paul (pracowali też m.in. przy filmach „La La Land” i „Król rozrywki”). Są też twórcami słów do piosenek. Autorem scenariusza jest Steven Levenson. Ekipie z poznańskiego teatru udało się świetnie zaadaptować ten spektakl do kameralnych warunków, jakie daje obiekt w stolicy Wielkopolski. Docenić należy pracę całej ekipy, którą kierował reżyser – Paweł Szkotak.
>>> Tymoteusz Filar: życie wiary to nie sprint, a maraton [ROZMOWA]
I jest światło
Dobrze sprawdziła się w przypadku „Drogi Evanie Hansenie” obrotowa scena, dzięki której szybko przenosimy się do kolejnych lokalizacji. Scenografia nie jest przesadzona, powiedziałbym nawet, że jest minimalistyczna – i bardzo dobrze, bo widz nie ma uczucia przytłoczenia z jej strony. A jednocześnie jest w niej bardzo wiele szczegółów, które pomagają w odbiorze spektaklu – jak choćby niebieski, a więc smutny, kolor pokoju Evana. Muzyki nawet nie zamierzam jeszcze bardziej zachwalać – w utworach z „Drogi Evanie Hansenie” łatwo się zakochać. A potem ich słuchać na okrągło i wciąż nucić sobie je pod nosem. Ale nie byłoby tego rewelacyjnego spektaklu bez świetnej obsady. Oczywiście, każdą postać odgrywa kilku aktorów i siłą rzeczy widziałem tylko jeden skład aktorski – ale mam w sobie głębokie przekonanie, że pozostali artyści też świetnie zagrali. Przede wszystkim chcę docenić Marcina Franca, który wcielił się w tytułowego bohatera. To aktor, który gościnnie pojawił się na deskach poznańskiego teatru – ale po tym, jakie zdolności aktorskie i wokalne pokazał w „Drogi Evanie Hansenie” aż chciałoby się zobaczyć go na stałe w zespole Teatru Muzycznego w Poznaniu. Podobnie zachwyciła mnie Iga Klein w roli Zoe Murphy, Joanna Rybka jako Alana Beck i Oksana Hamerska jako Cynthia Murphy. A chyba najbardziej wzruszającą kreację stworzyła Katarzyna Tapek, która wcieliła się w rolę matki Evana. To naprawdę bardzo udany spektakl i zachęcam wszystkich, by go zobaczyli. Bo mówi o sprawach ważnych i trudnych – ale daje nam wszystkim światło. Tego światła tak bardzo nam dziś potrzeba!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |