Pożar Notre Dame na kinowym ekranie [RECENZJA]
Walka strażaków o ocalenie płonącej katedry Notre Dame. Czy wydarzenia sprzed kilku lat nadają się do przedstawienia na wielkim ekranie? Z historią pożaru paryskiej katedry zmierzył się Jen-Jacques Annaud. Film wejdzie do kin 19 sierpnia.
Te wydarzenia pewnie wielu z nas zwyczajnie pamięta. 15 kwietnia 2019 r. doszło do pożaru paryskiej katedry Notre Dame. Budynek pamiętający czasy średniowiecza ostatecznie ocalał, choć jego odbudowa trochę potrwa i będzie bardzo kosztowna. Teraz, trochę ponad 3 lata po tych wydarzeniach, możemy zobaczyć w kinach film pt. „Notre-Dame płonie”. To właśnie opowieść o 15 kwietnia, o tym wyjątkowym dla Paryża Wielkim Poniedziałku.
>>> 3 lata od pożaru Notre Dame. Jak świątynia zmieni się po odbudowie?
Spojrzenia z kilku stron
W warstwie fabularnej film stara się po prostu odtworzyć wydarzenia z 15 kwietnia 2019 r. Skupia się na pokazaniu ich z kilku perspektyw. Mamy więc z jednej stronę pokazaną walkę strażaków o ocalenie katedry Notre Dame. Z drugiej strony jest też kilka bardziej osobistych perspektyw – ludzi związanych z katedrą, pracujących w niej. W tle pojawiają się nawet ważni francuscy politycy (prezydent, mer Paryża). Akcja oczywiście nie zaskakuje – bo wszyscy pamiętamy, co działo się wtedy w Paryżu. Jest jednak pokazana bardzo ciekawie i wciąga. Choć wiemy, że pożar ostatecznie uda się opanować – to w jakiś sposób kibicujemy pożarnikom, którzy walczą z ogniem. Wielokrotnie twórcy stawiają na pewne szczegóły, które mają łączyć ze sobą poszczególne sceny. I tak, już w pierwszej scenie pojawia się papieros i ogień – zapowiedź pożogi, która dotknie katedrę. Równie ważne są inne „drobiazgi” – gołąb i wysiadywane przez niego jajo czy topiący się ołów. Film jest dynamiczny i to na pewno jego atut – bo widz się zwyczajnie nie nudzi. Wprawdzie równocześnie rozgrywa się w kilku miejscach – to nie wprowadza to zamętu. Wszystko jest pokazane klarownie, widz się nie gubi w akcji.
To mi się nie podobało…
Mam pewien problem z tzw. katofilmami – często chcą dotrzeć z bardzo konkretnym, katolickim przekazem – i robią to w bardzo tendencyjny sposób. Traci na tym wartość artystyczna i zwyczajnie kulturalna filmu. Niestety, zjawisko to nie ominęło też „Notre-Dame płonie”. To zresztą moja największa uwaga do filmu. Gaszenie pożaru, walka o ocalenie katedry – te rzeczy pokazywano bardzo dobrze. Niepotrzebnie jednak wprowadzono kilka patetycznych wątków, które mają ten film osadzić w nurcie filmów chrześcijańskich – a ściśle to katolickich. Widać, że są to wątki wprowadzone „na siłę” – żeby widz ostatecznie po obejrzeniu filmu miał przekonanie, że ocalenie katedry to sprawa Boża. I tak, mamy małą dziewczynkę, która – już po ewakuowaniu – wbiega do katedry i zapala świeczkę przy figurze Maryi. Matka próbowała powstrzymać ją przed wejściem do budynku, ale dziewczynka bardzo chciała zawierzyć los katedry Matce Bożej – Naszej Pani (Notre Dame). Wątek dziewczynki wraca na końcu – żeby widz miał pewność, że to modlitwa małej paryżanki oraz rzeszy ludzi na całym świecie stoi za ocaleniem katedry. Nie chcę w tym miejscu podważać roli i znaczenia modlitwy. Uważam jednak, że sprowadzenie uratowania katedry do skuteczności modlitwy jest zbyt dużym uproszczeniem. Taki przekaz trafi tylko do przekonanych. Spodoba się katolikom – i to tym z bardziej konserwatywnym podejściem do świata. Osoby poszukujące czy niewierzące będą raczej rozdrażnione i mogą odebrać ten film jako próbę takiej religijnej indoktrynacji. Myślę, że bez tych patetycznych, monumentalnych wątków film byłby „strawniejszy”. Stałby się może mniej produkcją religijną – ale za to trafiłby do każdego. A przecież katolicy i tak wiedzą, że za działaniami strażaków i władz katedry stoi Bóg – więc po co ich jeszcze o tym mocniej przekonywać? Nie mówię może o zupełnym pominięciu tych wątków – ale akcent rzeczywiście powinien być rozłożony inaczej. Tymczasem po seansie odnoszę takie wrażenie, że przedmioty mają większe znaczenie niż życie ludzkie. Zwłaszcza obserwacja wątku z ratowaniem korony cierniowej w pewnym momencie zaczyna zwyczajnie męczyć i nudzić. To ważna relikwia, to fakt. Ale to też tylko relikwia. Dojrzała wiara jest w nas i poradzi sobie nawet bez tej relikwii. A film pokazuje, jakby od uratowania korony cierniowej zależała przyszłość świata. Ostatecznie wygląda to trochę komicznie, bo kustosz Notre Dame – przedzierający się do katedry z samego Wersalu – przedstawiony jest jak jakiś superbohater. Zupełnie niepotrzebnie.
Kilka plusów
Film Jeana-Jacquesa Annauda na pewno broni się pod względem wizualnym. Byłem aż zaskoczony, że w tak realistyczny sposób pokazano walkę z ogniem trawiącym Notre Dame. Na podkreślenie zasługują efekty specjalne, które na pierwszy rzut oka nie odbiegają jakością od wielkich, hollywoodzkich produkcji. To zresztą było dla mnie miłe zaskoczenie – bo plakat reklamujący film jest straszny i zwiastował katastrofę wizualną. Całość się rzeczywiście dobrze oglądało. Zarówno wtedy, gdy mieliśmy spojrzenie globalne – na całą katedrę i na piękne ujęcia Paryża, jak i w scenach dziejących się we wnętrzu obiektu. Cała warstwa zdjęciowa przemawia zdecydowanie na korzyść twórców. Warto też podkreślić jakość muzyki towarzyszącej obrazowi – trafnie podkreślała dramaturgię wydarzeń (choć na samym początku nie byłem do niej przekonany). Nic nie możemy też zarzucić grze aktorskiej. Aktorzy grali na naprawdę przyzwoitym poziomie.
>>> Kino, które otwiera nas na drugiego [RECENZJA]
Nie na tak, i nie na nie
Mam po tym seansie bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony zobaczyłem bardzo poprawnie zrobiony film. Technicznie nie ma tu do czego się przyczepiać. Jest wiarygodny, dobrze zrobiony, często nawet z dbałością o szczegóły. Ale czuję zgrzyt w warstwie fabularnej. Nie trzeba było wszystkiego artykułować i pokazywać. Zamiast tworzyć film religijny na bazie autentycznych wydarzeń – można było stworzyć film po prostu historyczny, taki quasi dokument pokazujący, co wydarzyło się 15 kwietnia 2019 r. Byłoby to znośniejsze, a jednocześnie stawiałoby większe wymagania widzom. Tak mamy „na tacy” podaną interpretację wydarzeń – w kluczu katolickim. Widz niekatolicki poczuje się indoktrynowany. Dajmy mu lepiej pomyśleć i zastanowić się. W ten sposób może dałoby się go przybliżyć do Kościoła. „Notre-Dame płonie” zobaczą głównie katolicy (film do kin wejdzie 19 sierpnia), wyobrażam sobie nawet grupowe, parafialne wyjścia do kina. Ale widzów niekatolickich raczej przed wielki ekran nie uda się przyciągnąć. Szkoda, bo to (częściowo) zmarnowany potencjał historii, która działa się na naszych oczach. Historii pożaru w jednym z najważniejszych zabytków świata. To zresztą – rangę Notre Dame jako zabytku – mocno podkreśla się już od początku filmu. Po seansie wiem jedno – chciałabym móc zobaczyć na własne oczy Notre Dame, a jeśli się uda – to i wejść do tej świątyni.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |