Spójrz lękowi w oczy
Gdy podejmuję ważną dla mnie decyzję, wolałabym uniknąć tego bardzo niekomfortowego uczucia. Myśląc o przyszłości, wolałabym usunąć wszelkie obawy, dotyczące sytuacji, których nie jestem w stanie przewidzieć. Rezygnuję, podejmuję, zmieniam… A on jest często moim towarzyszem i nie chce dać mi spokoju.
Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy z nas w różnych momentach życia odczuwa lęk. Niejeden pragnie od niego uciec, pozbyć się go lub udawać, że w jego życiu jest on nieobecny. A co, jeśli powiem, że jest on i mi i Tobie potrzebny? Co więcej, jest on wręcz motywatorem do życia w pełni.
Po co mi ten lęk?
Zaczynając rozprawę o lęku trzeba porównać go z jego bratem – strachem. Tak, lęk i strach to nie synonimy. Lęk trudno uzasadnić, objawia się on wewnętrznym niepokojem, nie zawsze szybko da się zidentyfikować jego źródło. Lęk lubi dręczyć nas przez dłuższy czas. Przenika do psychiki i potrafi ujawnić się nawet w snach. Strach z kolei dokucza człowiekowi podczas konkretnej sytuacji i mija wraz z nią. Pożegna nas po wizycie u dentysty i przywita wraz z kolejną.
Lęk jest częścią naszej ludzkiej egzystencji i odgrywa w niej ważną rolę. Ostrzega nas w niebezpiecznych sytuacjach, informuje też o ryzyku, z jakim się mierzymy, podejmując różne decyzje. Ucieczka niczego nie zmieni. Jeśli jestem odważna, to stawię mu czoła i pokonam go na różnych etapach życia. Takie stanięcie twarzą w twarz z lękiem wręcz rozwija, a wygrana walka daje poczucie satysfakcji. Unikając sytuacji, które wywołują w nas lęk, jesteśmy w punkcie zawieszenia i nie idziemy naprzód. Muller w swojej książce „Jak uwolnić się od lęku” wskazuje, jak dobrzy słudzy w przypowieści o talentach nie ulegli lękowi i nie zakopali talentów w ziemi – tak, jak to zrobił zły sługa. Kto w swoim życiu walczy z lękiem, utrudniającym wykorzystanie swoich możliwości, ten na tym zyskuje (otrzymuje kolejne talenty), są mu dane kolejne okazje i wyzwania. Myślenie o lęku, jako o przeszkodzie, zdecydowanie nie pomaga.
Pomyślmy o nim jak o zadaniu, sytuacji wymagającej twórczego rozwiązania. Wykorzystujmy dane talenty i umiejętności. Ten, kto unika podjęcia tej walki, traci.
Rozmowa
Co robią ludzie, gdy odczuwają lęk? Zamykają się w sobie, próbują zakopać go pod nawałem pracy, lekceważą, chcą się go po prostu pozbyć. Bo przecież ja chcę przeżywać tylko to, co przyjemne… Stop. Zarówno ucieczka, jak i nadmierne zajmowanie się lękiem, nie rozwiążą problemu. Zatrzymanie, rozmowa, dialog to narzędzia, które pomagają oswoić się z lękiem. W konfrontacji z nim użycie tych narzędzi wymaga wysiłku oraz, powiedzmy sobie szczerze, odwagi.
Zaczynam od rozmowy z samą sobą, wypowiadam swój lęk w myślach bądź na głos. Podaję jego przyczynę, patrzę na niego z boku, oswajam się z nim, zastanawiam się, o czym on mi chce powiedzieć? Zwrócę się z tym lękiem do Boga, przedstawię mu moje zaniepokojenie. W końcu tylko współpracując z Nim mogę więcej niż mi się wydaję. „Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13).
Dużą podporą w sytuacjach, w których odczuwamy lęk, są inni ludzie. Człowiek jest przecież istotą społeczną. Przyjaciele, rodzina, ksiądz, kierownik duchowy są tymi, którzy nam towarzyszą, którzy są przy nas w trudnych momentach. Wysłuchają. Są dla nas. Świadomość tego, że ktoś mnie słucha, że dzielę się z kimś moim lękiem, sprawia, że czuję się lżej. Czuję, że mam wsparcie. Mój lęk nie udziela się drugiej osobie. Mój słuchacz się nie boi i to przynosi mi ulgę.
Podczas lęku nie zostaję sama, mam wokół siebie ludzi, którzy mnie wspierają.
Jezus też się bał
A czy Jezus nie czuł lęku? Przecież w Ogrodzie Oliwnym, modląc się do Ojca, pocił się krwią. Tak, Jezus był Bogiem, ale był także człowiekiem, więc nieobce mu były zachowania typowo ludzkie – odczuwanie lęku. Nie ukrywał swojego lęku przed Ojcem. Co za tym idzie, był prawdziwy, autentyczny. Nie udawał, że wszystko jest super, nie zarzucał się też ilością pracy. Trwał na modlitwie, mówił Bogu „tak” – niech się dzieje wola Ojca. Nie uciekł od lęku, stawił mu czoła i tym samym ostatecznie go pokonał.
Jeśli chcę kroczyć za Jezusem i chcę Go naśladować, to nie poddaję się swoim obawom. Ufam Bogu, trwam na modlitwie.
Z głębi serca
„Ważne jest, bym pozwolił sobie przyznać się do własnego lęku, potrafił o nim mówić, wyrazić go” – pisze Muller. Kiedy mam kontakt z samą sobą, potrafię nazwać, czego się boję. Nie oszukuję siebie, jestem szczera. Przychodzę na modlitwę z tym, co mam w głębi serca. Bóg i tak mnie zna. Co mam ukrywać? Nasza relacja będzie się zacieśniać tylko wtedy, kiedy będę przed Nim prawdziwa. Lęk stopniowo maleje. Nie od razu, to wymaga czasu, ale wiem, że nie jestem sama. Bóg chce mojego dobra.
Chrześcijanin to ten, kto nie ucieka od lęku, to ten, który akceptuje to, co przeżywa. Ma jednak świadomość, że nie zostaje z tym sam, rozmawia, a może czasem i ostro kłóci się i dyskutuje z Bogiem, ale się nie poddaje. Ufa, że razem z Bogiem twarzą w twarz patrzą lękowi w oczy.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |