Ukazała się pierwsza biografia ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego
Dla jednych był najukochańszym „dziadkiem”, fantastycznym szefem i świętym kapłanem, dla innych atakującym Kościół samozwańczym inkwizytorem, pragnącym zemsty ukrainożercą i skłóconym ze wszystkimi cholerykiem. Nakładem Wydawnictwa WAM ukazała się biografia ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego.
Historię Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego trzeba rozpocząć na długo przed jego narodzinami. Każdy z nas niesie w sobie przecież dziedzictwo poprzednich pokoleń, uświadomione i przepracowane albo ukryte w cieniu niewiedzy, zapomnienia, zerwania czy świadomego ukrywania. Ich splątane losy, niekiedy opowiadane z pasją, a niekiedy ukryte głęboko pod rodzinną mitologią czy po prostu zatajane, określają naszą tożsamość. Traumy, cierpienia, ale także odkrywane czy świadomie przyjmowane korzenie często określają – czy tego chcemy, czy nie – naszą teraźniejszość.
„Każda rodzina ma swoje własne prawo życia, od którego nie jest w stanie uciec” – pisał w 1935 roku z zesłania do swoich dzieci o. Paweł Floreński. Bez odwołania do tego prawa, bez znajomości historii poprzednich pokoleń, niezależnie czy rzecz dotyczy polskiego czy rosyjskiego księdza, nie da się zrozumieć rodzinnych wyborów, decyzji, a także sposobu życia.
Dziedzictwo bogate i trudne
Życie, tożsamość kapłaństwo, społeczne i polityczne zaangażowania ks. Isakowicza-Zaleskiego są tego znakomitym przykładem. Nie da się zrozumieć jego walk i pasji bez poznania historii jego rodziny. To, że w historii jego rodziców splatają się dwa odmienne – choć następujące w tej samej przestrzeni – doświadczenia, kształtuje także jego. W wierszu
Dziedzictwo pisał o sobie:
otrzymałem w spadku ormiańską duszę
lwowski akcent kresowy patriotyzm
ukraińską tęsknotę za Bogiem.
Samo to, że nosił dwa nazwiska, uświadamia z całą siłą znaczenie jego korzeni. „Moi rodzice uznali” – wspominał w rozmowie ze mną – „że na mojej mamie kończą się Isakowicze, bo ona była ostatnią z rodziny. I dlatego godzili się na to, abym używał dwóch nazwisk”. Nazwisko rodowe matki, Teresy, wskazuje na ormiańskie korzenie. Protoplastą tego rodu w Polsce miał być, według tradycji rodzinnej, Ormianin Izaak, który w początkach XVIII wieku przybył do Polski z Siedmiogrodu. Nosił ormiańskie nazwisko Hajbab, ale jego potomkowie (jak wiele ówczesnych rodzin tej narodowości) przyjęli nazwisko patronimiczne – Isakowicz. Na to, czym zajmował się protoplasta rodu i jego potomkowie, wskazywać ma herb szlachecki (rodzina została nobilitowana, jak wiele innych ormiańskich rodów, przez władze austriackie po 1772 roku), w tarczy którego widnieje wizerunek byka, co sugeruje, że zajmowali się handlem bydłem. Najbardziej znanym, do czego chętnie nawiązywał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, reprezentantem tego rodu był ormiańskokatolicki abp Izaak Mikołaj Isakowicz. Nosił przydomek Złotousty.
Uświadamianie sobie własnego pochodzenia i przyjmowanie ormiańskości było jednak stopniowe. „O swoich ormiańskich korzeniach dowiedziałem się dosyć późno, w domu był to temat tabu” – wspominał ksiądz.
Fragment pochodzi z książki
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |