Religia w szkole – możliwość nie do pogardzenia
Wielokrotnie osoby krytykujące religię w szkole czy oczekujące jej powrotu do salek mylą dwie formy katechetycznej posługi Słowa – katechezę i lekcje religii. Warto zatem uświadomić sobie, czym jest każda z nich i jakie są ich wzajemne relacje.
„Obok rodziny i w łączności z nią szkoła stwarza katechezie możliwości nie do pogardzenia” – pisał papież Jan Paweł II w adhortacji o katechizacji. W Polsce począwszy od 1990 roku te możliwości stały się szczególnie atrakcyjne za sprawą powrotu lekcji religii do szkół. Pomysł już wtedy miał zarówno zwolenników, jak i przeciwników. Co ciekawe, już po roku obecności religii w szkole grono tych pierwszych poszerzyło się. Przez minionych ponad trzydzieści lat religia na dobre zadomowiła się w szkole – przygotowanie pedagogiczne nauczycieli religii w niczym nie ustępuje formacji innych nauczycieli, organizacja zajęć odbywa się na analogicznych zasadach, co inne przedmioty, a programy nauczania religii operują tymi samymi pojęciami, co pozostałe programy. Co więcej – pisane są w ścisłej korelacji z nimi. Dlaczego więc ubywa uczniów, a przybywa głosów niezadowolenia i krytyki?
Przyczyny niechęci
Jedną z przyczyn niewątpliwie jest ogólne nastawienie do Kościoła i próba wyeliminowania wszelkich przejawów religijności z życia publicznego. Czasem towarzyszy temu próba zdyskredytowania osób wierzących jako „zacofanych”, „ciemnoty” i kpiny o powrocie do średniowiecza. Pomijając fakt, iż osoby prezentujące takie stanowisko obnażają w ten sposób własne braki w wiedzy choćby na temat osiągnięć wieków średnich, to niejednokrotnie są to piewcy tolerancji obejmującej wszystko i wszystkich tylko nie Kościół i religię. W swej zawziętości zajmują się tym, co ich w istocie nie dotyczy, skoro lekcje religii są rodzajem zajęć do wyboru, zatem nikt nie jest zmuszony do udziału w nich (pomijając dzieci i młodzież niepełnoletnią, która w wielu sprawach podlega woli rodziców, co zazwyczaj jest dla nich z pożytkiem doczesnym i wiecznym).
Drugą grupą są malkontenci, którzy na religię w szkole patrzą przez pryzmat własnych doświadczeń. Choćby ich obecny związek ze szkołą był żaden, to forsują swe opinie o lekcjach religii, bo przecież kiedyś w nich uczestniczyli. Ten fakt z – czasem zamierzchłej – przeszłości w ich mniemaniu upoważnia do oceny dzisiejszego stanu. To nic, że zmieniły się programy, podręczniki i standardy kształcenia. W tej grupie są i piewcy katechezy w salkach, a w zasadzie – lekcji religii przeniesionej w parafialne mury. Rzekomy klimat owych zajęć był wyjątkowy. Zastanawiam się jednak, cóż jeszcze tam było poza klimatem, skoro niejednokrotnie to właśnie absolwenci katechezy w salkach są dziś rodzicami, z którymi tak trudno współpracować w wychowaniu religijnym ich dzieci.
Jest i grupa kolejna – osób pobożnych i wierzących, którym wiara nie pozwala posyłać dzieci na religię w szkole. Niestety, dość często spotkałam się z tak opinią – otóż rodzice są zaskoczeni tym, że na lekcjach religii robi się sprawdziany, traktuje się ją jak każdy inny szkolny przedmiot, a dzieci wcale nie wzrastają w wierze i pobożności. Do tego grona czasem dołączają rodzice dzieci zaangażowanych w życie parafialne (ministrantów, bielanek, dzieci ze scholii) wypisujący swe pociechy z religii za to, że nie miały szóstki na koniec roku, choć przecież tak się angażują we wspólnocie.
>>> Facetka od religii: warto dać młodym przestrzeń do działania w Kościele [ROZMOWA]
Czym jest katecheza?
Różnych grup i stanowisk wobec religii w szkole zapewne jest znacznie więcej. Wskazane powyżej są w mojej opinii dość częste. Wielokrotnie też osoby krytykujące religię w szkole czy oczekujące jej powrotu do salek mylą dwie formy katechetycznej posługi Słowa – katechezę i lekcje religii. Warto zatem uświadomić sobie, czym jest każda z nich i jakie są ich wzajemne relacje.
Czym jest katecheza? Odpowiadając na to pytanie często przytacza się kolejny fragment adhortacji Jana Pawła II o katechizacji, w myśl którego „katecheza jest wychowaniem w wierze dzieci, młodzieży i dorosłych, a obejmuje przede wszystkim nauczanie doktryny chrześcijańskiej, przekazywane na ogół w sposób systematyczny i całościowy, dla wprowadzenia wierzących w pełnię życia chrześcijańskiego” (Catechesi tradendae, nr 18). Z tej próby definicji wydobywa się trzy funkcje katechezy – nauczanie, wychowanie i wtajemniczenie. Pełna katecheza więc winna realizować wszystkie te funkcje, nade wszystko zaś – jako wychowanie w wierze – dokonuje się we wspólnocie osób wierzących. Warto zwrócić uwagę na odbiorców katechezy – są nimi wszyscy: dzieci, młodzież i dorośli, a papież w innym numerze tego dokumentu nazwie katechezę dorosłych najznakomitszą formą katechezy. Rzeczywiście każdy ochrzczony ma prawo do tego, by otrzymywać stosowny wykład wiary – odpowiednio do wieku, statusu, pełnionych ról i zadań w rodzinie, społeczeństwie… Brak katechezy dorosłych, która wspomagałaby osoby dojrzałe w przeżywaniu ich wiary na co dzień, rzutuje na niedostatki w formacji religijnej młodszych pokoleń, a także sprawia, iż czasem osoby dobrze wykształcone pod względem religijnym wykazują wiedzę na poziomie szkoły podstawowej.
Już w tym względzie widać rozbieżności między teorią a praktyką – w praktyce bowiem skupiono się na szeroko rozumianej katechizacji dzieci i młodzieży, które to działania bez oparcia w rodzinach (czyli w dorosłych) nie przynoszą spodziewanych owoców. Szczególnie dziś, gdy trudno liczyć na wsparcie szerszych społeczności we wprowadzaniu w kulturę czy pielęgnowaniu obrzędowości, a nawet dobrych obyczajów. Druga kwestia wymagająca wyjaśnienia to formy katechezy. Katecheza sama w sobie jest pojęciem bardzo ogólnym. Dokonuje się w różnych środowiskach – można zatem mówić o katechezie rodzinnej, parafialnej – w naszych realiach najczęściej ograniczonej do katechezy sakramentalnej. Wreszcie jedną z form katechezy jest szkolne nauczanie religii. Jest formą katechezy, ale nie: pełną katechezą, ze względu na ograniczenia wynikające z jej natury. Pierwsze ograniczenie wynika z grupy, w której realizowane są lekcje religii – oddział klasowy nie jest wspólnotą wierzących. W świetle regulacji prawnych na religię mogą zapisywać się wszyscy chętni – wierzący, niewierzący, poszukujący, innowiercy… Oczywiście jeśli zdarzy się, że dana klasa będzie złożona z uczniów wierzących, świadomie przeżywających swoją wiarę, to taka lekcja może być bliższa katechezie niż realizowana w gronie osób o zróżnicowanym poziomie wiary. Jednocześnie taka otwartość na uczestników lekcji religii ma swoje zalety – lekcja religii zyskuje wymiar ewangelizacyjny. Uczniowie, którzy zdecydują się na udział w lekcjach, nawet jeśli nie mają kontaktu z Bogiem w domu czy parafii, mają szansę poznawać Go, a z czasem – własnym ścieżkami dojść do wspólnoty Kościoła.
Drugie ograniczenie – ściśle powiązane z pierwszym – dotyczy możliwości realizacji funkcji katechezy (nauczania, wychowania i wtajemniczenia) w ramach lekcji religii. Na terenie szkoły w pełni możliwa jest realizacja funkcji dydaktycznej, czyli nauczania. Specyfiką szkoły jest przekaz wiedzy, zatem czymś naturalnym jest, że i na lekcjach religii przekazywane są określone treści, a następnie dokonuje się ich weryfikacji (stąd odpytywanie, zeszyty czy sprawdziany). Szkoła nie tylko uczy, ale i wychowuje, zatem i funkcja wychowawcza katechezy jest możliwa do realizacji w ramach lekcji religii. Wszak przekaz zasad moralnych nie kończy się na przyswojeniu Dekalogu, ale uczniowie omawiają każde z Przykazań w kontekście ich życia, co ma umożliwić przestrzeganie Bożych nakazów i zakazów w codzienności, w zmieniających się warunkach. Warto jednak zauważyć, iż wychowanie realizowane na religii bez wsparcia sakramentalnego nie będzie tożsame z takim, które można prowadzić w ramach katechezy parafialnej. Wreszcie zostaje ostatnia funkcja katechezy – wtajemniczenie. Do jej realizacji potrzeba już większej świadomości religijnej i życia sakramentalnego. Potwierdzeniem jej będzie świadectwo życia i przeżywanie swej wiary na co dzień. Za sprawą tejże funkcji można powiedzieć, że realizuje się nadrzędny cel katechezy – nie tylko spotkanie z Jezusem, ale zjednoczenie, a nawet głęboka zażyłość z Nim (zob. Catechesi tradendae nr 5). Trudno oczekiwać, by ktoś, kto uczestniczy w lekcjach religii, ale nie modli się, nie chodzi do kościoła i nie przeżywa zbawczych wydarzeń z życia Jezusa na przestrzeni roku liturgicznego był zjednoczony z Jezusem lub pozostawał z Nim w zażyłości.
Różnią się, ale uzupełniają
Jak zatem rozumieć katechezę i szkolne nauczanie religii? Dokładnie tak, jak określają je dokumenty Kościoła – w tym „Dyrektorium ogólne o katechizacji” z 1997 roku. Relacja pomiędzy katechezą i szkolną lekcją religii jest relacją zróżnicowania i komplementarności. Różnią się od siebie, ale i wzajemnie uzupełniają. Podobnie jak znane jest porównanie wiary i rozumu do dwóch skrzydeł, tak i w tym kontekście należy to czynić i tego nie zaniedbywać. Należało tak postąpić ponad 30 lat temu… Niestety, z chwilą wejścia religii do szkół pozostałe środowiska wychowawcze zdystansowały się od swych obowiązków. Rodzice nierzadko sądzili, że wystarczy, iż wyślą dzieci na religię i tam katecheci zadbają o ich wychowanie w wierze. W parafiach dostrzeżono więcej czasu i przestrzeni zapominając, że to właśnie wspólnota parafialna ma być krzewicielką i inspiratorką katechezy. Przez ponad trzydzieści lat w odniesieniu do większości dzieci i młodzieży szkolne lekcje religii dźwigały ciężar, który winien spoczywać na barkach rodziców i wspólnoty parafialnej. Dziś za ten wysiłek nie tylko nie słychać wdzięczności, ale obarcza się nauczanie religii w szkole odpowiedzialnością za spadek liczby młodych w Kościele, odchodzenie od wiary…
Szkoła, w której prowadzone są lekcje religii rzeczywiście stwarza możliwości nie do pogardzenia… warto jednak podkreślić całą myśl papieża Jana Pawła II – możliwości te oferowane są „obok rodziny i w łączności z nią”. Jeśli rodzice nie skorzystają z tych możliwości, jest poważne ryzyko, że wkrótce sami dotkliwie przekonają się, jaki błąd popełnili. Religia to nie tylko wiedza o Bogu. To włączanie w kulturę, przekaz uniwersalnych norm moralnych, wśród których są i te określające właściwy stosunek dzieci do rodziców. Naprawdę trudno uważać się za osobę światłą, wykształconą, mając braki w wiedzy o religii i chrześcijańskim wymiarze kultury.
U schyłku refleksji nad szkolnym nauczaniem religii konieczne jest podjęcie jeszcze jednego wątku – o tyle trudnego, że związanego z samymi nauczającymi, do których zaliczam się i ja. Wiem, że istnieją kiepscy katecheci, podobnie jak istnieją kiepscy poloniści, matematycy, wuefiści… Czy mamy przejść obok nich obojętnie, pobłażliwie? Absolutnie nie, jednak napotykając jakikolwiek problem, warto dążyć do jego rozwiązania, a nie – ominięcia. Tymczasem wypisanie dziecka z religii „bo katecheta jest kiepski” nie jest rozwiązaniem. Warto korzystać z wszelkich możliwości – wpierw ewangelicznie upominając katechetę osobiście czy też w ogóle dociekając, czy problem faktycznie istnieje. Jeśli to nic nie da, zgłaszając się do proboszcza, dyrekcji, wydziału katechetycznego. Jeśli nawet spotkamy kiepskiego nauczyciela religii nie mówmy, że nauczanie religii nie ma sensu. Czy ktokolwiek po spotkaniu kiepskiego lekarza rezygnuje z opieki zdrowotnej? Czy ma odtąd w pogardzie cały system służby zdrowia? Warto w analogiczny sposób podejść do katechetycznej posługi Słowa, którą mamy w szkole w formie lekcji religii.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |