Sebastian Zbierański: co o Bożym Narodzeniu myśli… Bóg? [FELIETON]
Na Boże Narodzenie spoglądamy przez pryzmat objawienia się w Jezusie nieskończonej wspaniałości Boga. To oczywiście właściwa perspektywa. Ale może tym razem warto dostrzec także coś innego? Choćby to, że u podstaw Bożej chwały leży… uniżenie.
Wcielenie to jedna z największych tajemnic naszej wiary. Nieskończony Bóg, Ten, który ma absolutną władzę nad wszystkim co istnieje postanowił zesłać na świat swoje Słowo, które przyjęło ludzkie ciało. Nie sposób ogarnąć tego ludzkim rozumem. Nie znaczy to jednak, że powinniśmy przestać myśleć o tej prawdzie i tym samym przestać się nią zachwycać. Nasz zachwyt może wyrażać także refleksja o tym, czym Boże Narodzenie jest dla… samego Boga.
>>> Joanna Kaźmierczyk: ocalimy Boże Narodzenie [FELIETON]
Z perspektywy Boga
Oczywista odpowiedź na pytanie o Bożą perspektywę nasuwa się sama. Posłanie na świat swojego Syna po to, by odkupił go od zła jest największym aktem Jego miłości względem stworzenia. Ten gest stał się zrozumiały i potrzebny już w momencie pierwszego grzechu – nieposłuszeństwa, którego dopuścił się człowiek. Rzadko jednak myślimy o pewnych konsekwencjach, które dla Boga niesie ze sobą Wcielenie. Przede wszystkim trzeba tu zaznaczyć, że kryje się za nim całkowite przyjęcie ludzkiej natury i kondycji, a więc wszystkiego co się z nią wiąże. Jezus doświadczał bólu, odczuwał radość albo smutek, towarzyszyło mu zmęczenie czy głód – o tym wszystkim czytamy na kartach Ewangelii. Pozostając w pełni człowiekiem nie stracił jednak nic ze swojej boskości. Uwiadamia nam to święty Paweł, pisząc w liście do Filipian, że Chrystus „nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, (…) uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci” (por. Flp 2, 6-8). To jeden z tych fragmentów Pisma Świętego, które są jak zwierciadła, pokazujące nam doskonałość Stwórcy.
>>> Sebastian Zbierański: święta odarte z boskości [FELIETON]
Wywyższony na niskości
Przyznam, że bardzo lubię ten pawłowy werset. Przypomina mi jak bardzo bliski nam stał się Bóg w momencie, w którym Jego Słowo przyjęła Maryja. Kiedy na dłużej zatrzymamy się nad fragmentem z listu apostoła, zauważymy, że akcentuje on dwie rzeczywistości. Pierwsza z nich to możność i władza Syna Bożego, który przyjął ludzkie ciało w wolności, z własnej woli. Druga to równie dobrowolne uniżenie nieskończonego majestatu, co pięknie obrazuje nam oksymoron Karpińskiego, wyśpiewywany w bodaj najpiękniejszej z polskich kolęd: „Wzgardzony – okryty chwałą”. Bóg zamieszkał między ludźmi stając się jednym z nas. I choć w historycznym sensie stało się to ponad dwa tysiące lat temu, to każdego dnia naszej historii chce rodzić się wśród nas ponownie, by przypominać o tym, że Jest.
Po prostu Emmanuel
Kilka dni temu rozmawiałem z ojcem mitratem Pawłem Minajewem, duchownym prawosławnym pracującym przy poznańskiej cerkwi św. Mikołaja. Nasza rozmowa dotknęła między innymi teologii Wcielenia i tego, jak rozumiana jest ona przez katolików oraz chrześcijan prawosławnych. Ojciec Paweł zwrócił uwagę na znaczenie imienia, które pojawia się w proroctwie Izajasza: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7,14). „Emmanuel”, bezpośrednio tłumaczone z języka hebrajskiego oznacza przecież… „Bóg z nami”.
Żadne inne określenie Boga (b nalży je rozumieć bardziej jako tytuł niż imię w sensie takim, jak zwyczajowo to odbieramy) padające w Biblii nie podkreśla bardziej tego, że On jest całkowicie po naszej stronie. Że nie jest Kimś zza przepaści, oddzielonym przeszkodą nie do przekroczenia. Zechciał być wśród nas po to, by nas podtrzymywać, umacniać i uświadamiać, że nasze życie ma prowadzić nas do Niego, żebyśmy razem mogli spędzić całą wieczność – przypomniał mi duchowny.
Czy mogę być „przebóstwiony”?
Z ojcem Pawłem zgodziliśmy się, że w Emmanuelu świat doświadczył czym jest pełnia Bóstwa, a jednocześnie pełnia człowieczeństwa. Prawosławna teologia wypracowała jednak w tej kwestii coś więcej. Mam na myśli interesującą koncepcję, którą określa się mianem „przebóstwienia”. Ta nauka mocno zakorzeniona jest w fakcie Wcielenia.
Przez termin „przebóstwienie” rozumiemy takie zjednoczenie się z Bogiem przez łaskę, które pozwala nam uczestniczyć w Jego naturze, choć bez przemiany naszej istoty w istotę Boską. Pozostaje się stworzeniem, stając się „bogiem przez łaskę”, tak jak Chrystus został Bogiem, stając się człowiekiem właśnie przez Wcielenie. Tej rzeczywistości możemy dostąpić wszyscy. Co więcej, wszyscy jesteśmy do niej powołani – podkreślił o. Minajew.
>>> „Słowo stało się ciałem” – wystawa ikon, niekiedy niejednoznacznych
W ikonie
W ujęciu teologii prawosławnej Wcielenie jest także tym, co jak soczewka skupia cały kult ikon – tak ważnych przecież dla prawosławnych chrześcijan. Kiedyś, gdy podczas studiów zagłębiałem się w tematykę czczonych na Wschodzie wizerunków, zapadło mi w pamięć przeczytane gdzieś zdanie, że ikona jest niczym okno – pokazuje nie tylko to, co widzimy na pierwszy rzut oka, ale także przestrzeń sięgającą w jej głąb.
>>> Narodzony w grocie? O ikonie Bożego Narodzenia
Z Wcieleniem jest podobnie. Widzimy w Jezusie Boga, który stał się człowiekiem – to z pewnością dobre spojrzenie. Ale warto pomyśleć też o tym, by – może po raz pierwszy świadomie – przyjąć Jego obecność jako zapowiedź tego wszystkiego co czeka na nas w niebie. Święta Bożego Narodzenia to wymarzona ku temu okazja. W Dziecku, które rodzi się w zapomnianym Betlejem, przypomina o sobie przychodząca na świat obietnica wiecznego Szczęścia. Czas Mu zaufać.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |