fot. unsplash.com

Sebastian Zbierański: święta odarte z boskości [FELIETON]

Oglądanie telewizji, wycieczka do galerii handlowej, a nawet spacer po parku w okresie okołoświątecznym – to wszystko mówi nam jedno: Boże Narodzenie z roku na rok coraz mniej jest… „Boże”. Czy w takim razie jego świętowanie ma jeszcze sens? 

Ostatnio natknąłem się na internetową sondę na temat skojarzeń związanych z Bożym Narodzeniem. Nie łudziłem się, że jej wyniki mnie zaskoczą. Wśród najbardziej popularnych odpowiedzi znalazły się: „choinka”, „świąteczne piosenki” (bo już nie kolędy) i „prezenty”. Oczywiście, to nie są skojarzenia z kosmosu. To zrozumiałe, że się pojawiły. Zastanawia mnie jednak coś innego. Na próżno wśród opinii respondentów można było szukać wzmianki o Tym, przez którego i dla którego to wszystko się dzieje – o Synu Bożym, który przyjął ludzkie ciało i przyszedł, by nas zbawić. Trzeba więc zapytać: co tak naprawdę świętujemy w tym czasie?

>>> Finlandia: szkolne uroczystości w kościołach zgodne z konstytucją

Urodziny bez jubilata 

Boże Narodzenie jest ściśle i niepodważalnie związane z tajemnicą wcielenia – jedną z najważniejszych i najbardziej niesamowitych tajemnic chrześcijaństwa. Całe te święta przepełnione są dotykiem miłości Boga do nas, ale i naszym podziwem wobec tej miłości. Choć często o tym zapominamy, to właśnie dlatego możemy poczuć tak zwaną „atmosferę świąt”. Narodzenie Boga nadaje całkowity sens rodzinnym spotkaniom, dzieleniu się opłatkiem, prezentami czy – po prostu – radości tego czasu. Tych rzeczywistości – przyjścia Emmanuela i naszych reakcji na to przyjście – nie da się od siebie tak po prostu oddzielić. Niestety, nie wszystkim przyjęcie tej prawdy przychodzi łatwo. Może dlatego, że okoliczności narodzin Chrystusa i sam fakt tych narodzin przestały być dla wielu osób przedmiotem wiary, a stały się jedynie jedną z wielu świątecznych historii? Od lat „wyprowadzamy” świętowanie Bożego Narodzenia z kościołów. Tylko czy nie przypomina nam to świętowania urodzin bez… jubilata? 

fot. cathopic

Ucieczka od Boga 

Oglądanie telewizji, wycieczka do galerii handlowej, a nawet spacer po parku w okresie okołoświątecznym – to wszystko mówi nam jedno: Boże Narodzenie z roku na rok coraz mniej jest… „Boże”.  Nie chciałbym jednak sprowadzać tego problemu wyłącznie do kwestii wystroju ulic, emitowanej na okrągło słynnej reklamy Coca-Coli czy zapętlanego w nieskończoność przeboju grupy Wham!. To tylko niektóre z wielu elementów, jakie zastąpiły nam przekaz treści religijnych w przestrzeni publicznej. Sprawa okazuje się jednak bardziej złożona. Widać to szczególnie na Zachodzie, np. w panującej tam od jakiegoś czasu tendencji, by popularne zawołanie „Merry Christmas” zastępować neutralnym „Happy Season”. Przykładów możemy poszukać także i bliżej nas. Opinię publiczną mocno podzielił oficjalny świąteczny plakat warszawskiego ratusza, który stylizowany socrealistycznie nie tylko nie zawiera żadnych odniesień do rzeczywistości Bożego Narodzenia, ale podprogowo podsyca polityczne spory. To, co na siłę odziera się z boskości nie może (bo i nie chce) być jednak środkiem do wprowadzania szczęścia, pokoju i najbardziej nawet neutralnych wartości. Poza tym, żadna ucieczka od Boga nikomu na dobre nie wyjdzie. 

>>> Dlaczego Boże Narodzenie obchodzimy w grudniu? [ROZMOWA]

fot. unsplash

Puste zawołanie 

Kiedy wydawało mi się, że w tym temacie nic już nie jest w stanie mnie zaskoczyć, na horyzoncie pojawiła się Komisja Europejska – a właściwie jej przewodnik „komunikacji inkluzywnej”. Znajdziemy w nim porady, jak „znormalizować” sposób komunikowania tak, by nikogo nie obrażać. Przeczytamy więc między innymi, że wyrażenie „Boże Narodzenie” lepiej zastąpić „okresem okołoświątecznym”, a „imiona typowe dla religii” (np. Maryja, Józef czy Jan) czas zamienić na coś, co nie będzie kojarzone z wiarą. Mam wrażenie, że autorzy tej językowej sugestii zupełnie zignorowali fakt, że to, o czym piszą, ma swoje korzenie w chrześcijaństwie i tej prawdy nie da się skutecznie podważyć. Przyznam, że wizja praktycznego zastosowania ich rad zdecydowanie przekracza moją wyobraźnię. Nie wykluczone jednak, że doczekamy się czasów, kiedy o Bożym Narodzeniu nie będzie wypadało mówić w kontekście… narodzin Boga. Tylko czy wtedy „Happy Season” nie będzie brzmiało nieznośną pustką? To pytanie retoryczne. 

>>> Abp Ryś: unikanie pojęcia „Boże Narodzenie” to wyrzekanie się chrześcijańskiej historii Europy

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze