fot. Wojtek Bociański

Sebastian Zbierański: nie mów mi, że nie ma młodych w Kościele [REPORTAŻ]

Mogliby spokojnie siedzieć nad Bałtykiem albo chodzić gdzieś wysoko w Tatrach. Są tu. W małej osadzie niedaleko Lublińca młodzi ludzie przez siedem dni uczestniczą w Festiwalu Życia. To znaczy: zachwycają się tym, że życie jest w nich i obok nich. 

>>> Sebastian Zbierański: Festiwal Życia to nie tylko modlitwa. Tu zaczniesz żyć na „pełnej petardzie” [FELIETON]

Kokotek, a w zasadzie Posmyk, to niewielka, cicha miejscowość. Lasy dookoła obficie rodzą grzyby i jeżyny, w stawach i potokach pływają dorodne ryby. Krajobraz nie przypomina górniczego Śląska i zielenią cieszy oko. W środku wsi – mały kościół, bo i parafia jest mała. 13 lat temu objęli ją ojcowie oblaci. Dzięki nim to miejsce na jeden wakacyjny tydzień zamienia się w przystań dla kilkuset osób z całej Polski, którzy przyjeżdżają tu szukać Boga, siebie i drugiego człowieka.

Duch ten sam

>>> Sebastian Zbierański: usłyszałem „wyjdź” i poczułem się zaproszony [FELIETON]

Pomysł zorganizowania wydarzenia, które gromadziłoby młodzież chcącą w duchu chrześcijańskiej radości dzielić się doświadczeniem wiary i wspólnoty, powstał dość dawno. Pierwsze takie spotkania – z roku na rok liczniejsze – odbywały się w Kodniu nad Bugiem, tuż przy wschodniej granicy Polski. Formuła Festiwalu Życia, bo tak nazwano ten czas, była ulepszana w miarę kolejnych edycji. Po to, by jak najlepiej odpowiedzieć na wyzwania i potrzeby, które niesie ze sobą jego organizacja. Od trzech lat Festiwal odbywa się w Kokotku, gdzie oblaci prowadzą Centrum Młodzieżowe. Z Bożą pomocą stworzyli tu warunki właściwie doskonałe do tego, żeby człowiek zaczął odkrywać życie i mógł je pokochać. To zdanie podzielają chyba wszyscy uczestnicy Festiwalu Życia. Większość z nich jest na nim po raz kolejny. Rekordziści, którzy od lat nie opuścili żadnej edycji, wspominają dawne, kodeńskie festiwale. Zmieniają się ludzie, ale duch pozostaje. Tak jak zasady działania tego wydarzenia.

fot. Wojtek Bociański

Gorące serca

Po pierwsze: noclegi w „hotelu wielogwiazdowym”, czyli w namiotach rozstawionych pod gołym niebem. Prowizoryczne toalety, prysznice, umywalki i sprawnie zorganizowana kuchnia polowa dopełniają obrazu obozowiska, które gościną podejmuje spora łąka. Choć namiot namiotowi nierówny, to każdy z nich na tydzień staje się sypialnią, przebieralnią, miejscem odpoczynku czy spotkań z innymi. Tu, na polu, wspólnota zawiązuje się niemal od razu, już przy rozpakowywaniu bagaży. Ktoś potrzebuje pomocy, ktoś inny może ją zaoferować. To cenne zwłaszcza wtedy, gdy pogoda nie rozpieszcza – bo tegoroczne rozkładanie namiotów odbywało się w akompaniamencie stukającego w brezent deszczu. Na wszystkich zmagających się z tym zadaniem czekała złota rada, która brzmiała „nie poddawajcie się” i równie ważne zapewnienie, że „pod namiotem będzie sucho”. Tutaj pozytywna atmosfera udziela się wyjątkowo szybko. Może dlatego podczas porannych modlitw na twarzach uczestników widać było uśmiechy, które wygrywały z irytacją po bezsennej nocy czy niezadowoleniem z temperatury otoczenia. Chociaż ta ostatnia nie była łaskawa przez większość Festiwalu, to nikt, kto otworzył się i rozgrzał serce, nie widział w niej powodu do narzekania.

Festiwal Zycia - dzień 3
fot. Wojtek Bociański, www.wojtekbocianski.pl

Wyjść, ale po co?

>>> Tau: służę samemu Bogu. To dla mnie zaszczyt i wielka łaska

Poranki nie zawsze należą do łatwych. Najpierw wspólna jutrznia, później śniadanie, poprzedzone rozmowami w kolejce po wrzątek. Plan dnia jest zorganizowany tak, by zrównoważyć odpoczynek i wysiłek dla ducha i ciała. Do południa festiwalowicze słuchają konferencji, później pracują w grupach. Dzielą się tym, jak żyje w nich słowo Boże. Później czeka ich gorący posiłek, a po nim zasłużona przerwa. Dla chętnych – warsztaty, których w tym roku przygotowano aż kilkanaście. Dalej jest wydarzenie popołudniowe – np. nabożeństwo czy bieg, wreszcie jest też najważniejszy punkt programu: msza święta. Większość wieczorów wypełnia z kolei zabawa – integracja lub koncert.  Chociaż poszczególne dni różnią się między sobą, to każdy z nich przynosi coś nowego, ciekawego, czasem w ogóle niespodziewanego. W myśl hasła, które towarzyszyło Festiwalowi w tym roku, czyli: „wyjdź”, codziennie odkrywały się nowe zadania związane z tym poleceniem. Przez całe wydarzenie prowadziło nas siedem propozycji, dołożonych do hasła. Kolejno, „wyjdź” i: „bądź”, „po więcej”, „zostaw”, „walcz”, „zaufaj”, „po obietnicę”, „policz”.

On wystarczy

O tym, że Festiwal jest zorganizowany tak, by pomyśleć o sferze fizycznej jak i duchowej, pisałem już w krótkim felietonie. Pisałem też, że Tym, który przyciąga na niego młodzież jest sam Jezus Chrystus. Wiktoria jest na Festiwalu czwarty raz. Kiedy pytam, co w Kokotku zachwyca ją najbardziej, bez wahania odpowiada mi, że to możliwość adoracji Najświętszego Sakramentu przez całą dobę, o dowolnej porze. Do tego celu stworzono specjalne miejsce. Wśród kilku wielkich i jeszcze większych namiotów rozstawionych przez organizatorów jest biały Namiot Spotkania. W nim cisza i On. Wokół dużej, pozłacanej monstrancji klęczą księża, klerycy, siostry zakonne. Ale najwięcej jest młodzieży. Podczas jednaj z Eucharystii usłyszeli w czasie kazania, że to Jezus jest największą Obietnicą, że tylko On wystarczy. Wierzą w te słowa i ufają im.

fot. Wojtek Bociański

Niech mi nie mówią

Tydzień w Kokotku spędziło kilkaset osób. W tym czasie mogliby robić mnóstwo innych rzeczy. Zaczepiam kilkoro z nich, trochę prowokuję i przekomarzam się, że zamiast na Festiwal można wybrać się gdzie indziej. Najczęściej słyszę, że nigdzie nie byłoby tak dobrze. Piotr pracuje, więc nie może być z Festiwalem przez cały czas. Kiedy kończy pracę, wsiada w samochód i przyjeżdża na miejsce, żeby być na nim chociaż w trakcie wieczoru. Mówi mi w zasadzie tylko jedno słowo: „warto”. Wiem, że za tym słowem kryją się najpiękniejsze doświadczenia z tego miejsca. „Warto” powtarzają mi też Weronika, Gabrysia, Ola, Kuba i Dawid. Wiedzą, że jeśli tylko Bóg da, przyjadą też za rok. Wracając z Festiwalu pomyślałem, że nikt nie przekona mnie, że młodych nie ma w Kościele. Może nie ma ich wszędzie lub jest ich niewielu – za to w Kokotku to oni go tworzą. Festiwal nad stawem Posmyk dobiegł końca. W jego uczestnikach będzie trwał aż do następnego razu.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze