fot. EPA/LUONG THAI LINH

Sebastian Zbierański: uśpić zwyczaje, obudzić przeżycia [FELIETON] 

Bogato zdobione choinki w galeriach handlowych pojawiają się już w listopadzie. Podobnie jak panowie w czerwonych kubraczkach, imitujący postać Mikołaja z dalekiej Laponii. Gdzieś w tym wszystkim schowany jest żłóbek, a w nim Ten, który przyszedł odkupić nasze winy. Czy my potrafimy jeszcze zobaczyć Boga w Dzieciątku skąpanym w brokacie i sztucznym śniegu?  
 
Kultura ma to do siebie, że potrafi zadziwiająco łączyć style, smaki i zwyczaje, które pozornie są od siebie bardzo dalekie. Polskie Boże Narodzenie jest właśnie trochę taką zbitką, w której tradycje ludowe, często wywodzące się ze zwyczajów pogańskich, potrafią wpisać się w czas przeżywania jednego z największych świąt chrześcijańskich zgodnie z prawdami wiary. Od jakiegoś czasu importujemy w tę kulturę to, co obserwuje się na Zachodzie. To oczywiście ma swój urok, jest unikalne i o ile nie kiczowate  to piękne. Trzeba jednak pamiętać, że bezpieczne jest tylko, dopóki stawiamy wyraźną granicę między sferami sacrum a profanum. Kiedy umiemy jeszcze jedyny sens i źródło tych Świąt dostrzec w Jezusie Chrystusie.

>>> Po co nam Boże Narodzenie?

Chrystus ratuje święta

Bywają zwyczaje różnorodne, a nawet osobliwe. Czasem sięgają korzeniami wieloletniej tradycji, a czasem są nowym, kulturowym eksperymentem. W zależności od kraju, regionu, a nawet rodziny wyglądają inaczej. Bez nich właściwie nie sposób wyobrazić sobie Świąt. Dobrze, że istnieją i wzbogacają naszą kulturęCo jednak, jeśli pozostawimy je w sferze pustych rytuałów? Albo, co gorsza, zaczniemy przypisywać im magiczne znaczenie? To może wypaczyć głębię tajemnicy wcielenia. A ona jest przecież sensem przeżywania tych Świąt. Nie chodzi przy tym o to, żeby walczyć z mitem starszego pana z workiem prezentów, ani by doszukiwać się w choince przedmiotu kultu pogan. Współczesnemu człowiekowi święta Bożego Narodzenia odarte z tych elementów mogłyby wydawać się po prostu… smutneMoże dlatego, że to, co jest ich istotą, wydaje się być dla ich otoczki zupełnym kontrastem. Chrystus, w zimnym żłobie, po raz pierwszy pozbawiony godności, nijak pasuje do świątecznego blichtru, blasku światła i zapachu ciast, które towarzyszą nam, gdy dwa tysiące lat później obchodzimy Jego urodziny. Odnalezienie w tej atmosferze ciszy betlejemskiej stajni może być nie lada wyzwaniem. Trzeba je podjąć, jeśli zależy nam na przeżyciu prawdziwego Bożego Narodzenia. Wbrew pozorom, Świąt nie uratuje nam dobrze wypieczony makowiec ani udany barszcz. Może je uratować jedynie ich Bohater. Warto Mu jednak pomóc. Warto zadbać, by przychodzące na świat Słowo nie było zagłuszone przez dźwięk dzwonków, o których śpiewa Frank Sinatra. 

>>> Michał Jóźwiak: prezenty, choinka i makowiec tylko dla wierzących? [FELIETON]

Święta w Bangkoku, fot. EPA/DIEGO AZUBEL

Odnaleźć tajemnicę

Największa łuska zabitego karpia trafia do portfela. Przyda się, bo w nadchodzącym roku pieniądze będą potrzebne jeszcze bardziej niż w ubiegłym. Tak jak życzenia  ale tylko pod warunkiem, że podając ręce nie będziemy ich krzyżować. Jeszcze trzeba pamiętać, żeby na wigilii nie zajmować miejsca w rogu stołu. Zwłaszcza, jeśli od lat jesteśmy singlami. Takie zachowanie może oznaczać, że jeszcze długo nie znajdziemy drugiej połówki. Z podobnymi zwyczajami spotkali się chyba wszyscy. Myślę, że to obrazek z większości polskich domów. Oczywiście, trochę celowo przerysowanyZ faktami nie ma co dyskutowaćJesteśmy po prostu tak skonstruowani, że naszą duchowość budujemy wokół symboli i znaków. O ile nie przypisujemy im magicznych wpływów i nie pozwalamy na poważnie wyrokować, to naprawdę nie ma w tym nic złego. Zresztą na bogatej symbolice opiera się tradycja samego Kościoła, co też doskonale widać choćby w kulcie liturgicznym.

>>> Hubert Piechocki: Boga nie obchodzi czystość naszych okien

Problem najczęściej tkwi w momencie, w którym zaczynamy mieszać ze sobą pewne porządki: to, co odnosi się do sacrum – i co jest bezpośrednio związane z narodzinami Zbawiciela – i to, co towarzyszy temu jako profanum – nie pozostając bez wpływu na świąteczną atmosferę, nie zawsze jednak inspirowane samym wydarzeniem zbawczym 
Tracimy wtedy poczucie rzeczywistego znaczenia wielkiej tajemnicy wiary, jaką jest wcielenie Syna Bożego. Wszystko staje się może i przyjemne, ale jednocześnie bardzo płytkie. przecież co roku chcemy przeżyć Boże Narodzenie wyjątkowo. Jedynym przepisem z gwarancją powodzenia jest zatem powrót do żłóbka. Nie ma innej drogi przeżywania Świąt po chrześcijańsku, jak tylko wpatrywanie się w Jezusa. Tym, co nas do Niego zaprowadzi szybciej niż dekorowanie pierników i pakowanie prezentów, będzie dobre przygotowanie duchowe: spowiedź, rekolekcje, wejście w atmosferę prawdziwego oczekiwania. 

fot. pixabay

To nie jest magia

Kiedy pytam znajomych, którym z wiarą nie zawsze jest po drodze, o to, jakim przymiotnikiem generalnie określiliby czas Świąt, najczęściej pada odpowiedź: magiczny. Raczej świadomie nie nawiązują do ich prawdziwej genezy. Wyrazu „Christmas chyba też nie kojarzą z Chrystusem. Czy w tym, co przeżywają w czasie Bożego Narodzenia w ogóle znajdują dla Niego miejsce? Nie wiem. Życzę im jednak, tak jak i sobie, żeby usilnie Go szukali. Świąteczne piosenki i smaczne pierniki też mogą w tym pomóc. Nie mogą być jednak niczym innym, jak tylko drogą do ogołoconego Boga, który przynosi nam odkupienie win. 

>>> Czego papież życzy Polakom na Boże Narodzenie?

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze