„Sensus fidei działa, widziałem to na własne oczy!” – mówi abp Stankiewicz
„Cały lud Boży razem wzięty nie może zbłądzić w wierze. Ten sensus fidei działa! Widziałem to w auli synodalnej” – mówi abp Zbigniew Stankiewicz. W rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną metropolita Rygi dzieli się refleksjami po pierwszej sesji Synodu Biskupów na temat synodalności.
„Gdy ktoś wypowiadał poglądy ekstremistyczne, to cała sala zamortyzowała te uderzenia i w syntezie końcowej nic nie ma z tego ekstremizmu. Były to pojedyncze głosy, które nie wpłynęły na wszystkich. Ufałem, że tak się stanie i myślę, że tak samo będzie również w czasie drugiej sesji synodu” – zaznacza hierarcha.
Paweł Bieliński (KAI): Jakie refleksje wzbudził w Księdzu Arcybiskupie udział w pierwszej sesji Synodu Biskupów na temat synodalności?
Abp Zbigniew Stankiewicz: – Mam pozytywne odczucia. Podobał mi się klimat i bardzo szczególny początek synodu. Mocno do mnie przemówiło czuwanie przed jego rozpoczęciem z udziałem zwierzchników braterskich wspólnot kościelnych i to, z jaką gorliwością, od serca modlili się oni o to, żeby Pan Bóg pobłogosławił katolicki synod. Kolejnym pozytywnym doświadczeniem były rekolekcje dla uczestników synodu: biskupów, osób konsekrowanych i świeckich, w czasie których panował klimat braterstwa. Przed południem słuchaliśmy dwóch konferencji, ale po każdej dano nam godzinę na modlitwę indywidualną.
>>> Sensus Fidei #1 – Kościół powinien słuchać wiernych, ale musi ich też prowadzić
Już w czasie tych rekolekcji praca w grupach językowych odbywała się według metody synodalnej, dzięki czemu mogliśmy się w nią powoli wgryźć i przyzwyczaić się do niej, bo do tej pory nie zwykliśmy pracować w ten sposób. Zazwyczaj w małych grupach każdy mówi swoje, a potem razem próbuje się to jakoś podsumować. A tutaj mieliśmy trzy rundy. W pierwszej każdy mógł się wypowiedzieć na zadany temat. Druga runda była reagowaniem na to, co się usłyszało w czasie pierwszej. Wymagało to wsłuchania się. Zachęcano, byśmy starali się usłyszeć, co z tego, co usłyszeliśmy współbrzmi w nas, a co wywołuje sprzeciw. Dopiero w trzeciej rundzie próbowaliśmy zidentyfikować to, co jest wspólne dla całej grupy. Co pewien czas były przerwy na osobistą modlitwę i refleksję.
Przyjechałem na synod trochę zatroskany, mając doświadczenie dwóch zgromadzeń synodu o rodzinie w 2014 i 2015 roku, i zaniepokojony co do pewnych kwestii, które niektórzy chcieli poruszyć przy okazji synodalności. Ale kiedy ostatniego dnia rekolekcji modliłem się po pierwszej konferencji, w pewnej chwili poczułem jakby tchnienie i lekkość na sercu oraz tylko jedno słowo w świadomości: nadzieja. I pojawiło się przekonanie: zaufaj Panu Bogu, On trzyma w ręku wszystkie procesy synodalne.
W czasie synodu o rodzinie czuć było napięcie w auli. Gdy przemawiali przedstawiciele pewnego lobby, które dla większości jest nie do przyjęcia, zaraz potem ktoś występował przeciw i zaczynała się walka. Tym razem, podobnie jak w lutym na europejskim, kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze, z miłością wysłuchaliśmy każdego, nawet tych, których nazywam ekstremistami, bo jedną ze złotych zasad synodalności jest dać każdemu się wypowiedzieć, nie przerywając, czyli z szacunkiem go wysłuchać. Wszyscy się wypowiedzieli, na sali panował pokój, a w dokumencie końcowym, który bardzo uczciwie zreferował to, o czym mówiono, jest zero ideologii. Zidentyfikował on kierunki, w których potrzebujemy pogłębionej refleksji teologicznej w świetle Pisma Świętego i Tradycji, żeby lepiej zrozumieć, jak mamy odpowiedzieć na te wyzwania, których nie było jeszcze kilkadziesiąt lat temu, na przykład w czasie Soboru Watykańskiego II.
Nie zajmowano się wtedy choćby problemem sztucznej inteligencji, zapłodnienia in vitro, prawnego uznania małżeństw jednopłciowych itd.
– Tak, a musimy dać na nie chrześcijańską odpowiedź w świetle objawienia Bożego. Jestem dobrej myśli. Mam nadzieję, że zdołamy to zrobić. Bo w ciągu tego roku przed drugą sesją synodu mamy poddać refleksji te różne wyzwania i sformułować naszą odpowiedź na nie. Rozmawiałem z kardynałem Mario Grechem, sekretarzem generalnym Synodu Biskupów, który powiedział, że wkrótce biskupi otrzymają wskazówki, jak konkretnie należy to zrobić. Bo część uczestników spotkań synodalnych w archidiecezji ryskiej zadawała mi pytania, co zrobić z reakcjami na to, co już się dokonało. Odpowiadałem: jeśli macie jakieś refleksje i propozycje, to mi je przysyłajcie i w czasie drugiej sesji synodu je uwzględnimy. Pod koniec pierwszej sesji kard. Grech wyraźnie powiedział, że w drugiej sesji wezmą udział ci sami uczestnicy, co w pierwszej. Te same osoby będą dalej pracować nad podjętymi tematami. Tak więc mam w sobie pokój. Na razie nie widzę powodu do niepokoju w związku z synodem. Ale trzeba czuwać nad dalszym tokiem refleksji i procesu synodalnego.
Czuwać nad tym, żeby propozycje, które przedstawi papieżowi druga sesja były zgodne z objawieniem Bożym i tradycją Kościoła, a jednocześnie odpowiadały na dzisiejsze wyzwania?
– Tak. A to nie jest łatwe. Cała sztuka polega na tym, że musimy objawienie Boże włożyć w kontekst dnia dzisiejszego, bo jeżeli tego nie dokonamy, to nie trafimy do odbiorców i po prostu nasze przesłanie nie będzie zrozumiałe. To jest duże wyzwanie, ale wierzę, że z Bożą pomocą jest możliwe do podjęcia.
Oprócz propozycji uczestników synodu jest jeszcze papież, do którego należy ostatnie słowo. Pamiętam, że na synodzie dla Amazonii proponowano na przykład udzielanie święceń kapłańskich żonatym mężczyznom, ale Franciszek w posynodalnej adhortacji apostolskiej tej propozycji w ogóle nie podjął, stawiając na duszpasterstwo powołaniowe i święcenie większej liczby lokalnych diakonów stałych. Papież jest „bezpiecznikiem” w procesie synodalnym?
– Właśnie o to chodzi, że dokument końcowy z drugiej sesji synodu o synodalności będzie tylko głosem doradczym, bo decyzje należą do papieża. I to jego adhortacja apostolska będzie ostatecznym podsumowaniem synodu. Problemem może być to, że jeżeli dokument końcowy będzie zawierał jakieś ekstremistyczne tezy, to podchwycą je media i ogłoszą, że wszystko zostało już zatwierdzone. Może to wyrządzić duże szkody Kościołowi.
Może więc warto w tym dokumencie umieścić zdanie, które wyjaśni, że nie zawiera on decyzji, a jedynie propozycje?
– Może rzeczywiście warto – dla dziennikarzy i dla świata.
Chyba również dla niektórych biskupów, bo po pierwszej sesji synodu o synodalności przewodniczący episkopatu Niemiec ogłosił, że zostały spełnione wszystkie postulaty niemieckiej Drogi Synodalnej, które wzbudzają kontrowersje.
– Zapoznałem się z dokumentem niemieckiej Drogi Synodalnej, bo pierwszego dnia synodu został rozesłany do wszystkich uczestników. I stwierdziłem, że zostały w nim spełnione wszystkie postulaty świata. Natomiast w końcowej syntezie pierwszej sesji synodu powiedziano jedynie, że mamy popracować nad tym, żeby na te postulaty dać adekwatną odpowiedź. A więc kwestie, które oni w swoim mniemaniu rozstrzygnęli, w dokumencie synodu Kościoła powszechnego są dopiero punktami do refleksji i dopracowania. Jest to kluczowa różnica.
Mimo to niektórzy biskupi bardzo się obawiają tych propozycji, które mogłyby z synodu wypłynąć, twierdząc, że oznaczałoby to zmianę nauczania Kościoła. Czy rzeczywiście mamy powód do lęku?
– Ufam natchnieniu, które miałem podczas rekolekcji: zaufaj, że Duch Święty prowadzi Kościół. W jednej z konstytucji Soboru Watykańskiego II („Lumen gentium”, 12) napisano, że cały lud Boży razem wzięty nie może zbłądzić w wierze. Ten sensus fidei działa! Widziałem to w auli synodalnej. Gdy ktoś wypowiadał poglądy ekstremistyczne, to cała sala zamortyzowała te uderzenia i w syntezie końcowej nic nie ma z tego ekstremizmu. Były to pojedyncze głosy, które nie wpłynęły na wszystkich. Ufałem, że tak się stanie i myślę, że tak samo będzie również w czasie drugiej sesji synodu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |