zdj poglądowe, Fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi

Strzeżcie się litanii 

Ojciec Humbert z Romans siadł zasmucony przy oknie w swojej celi we francuskim klasztorze. Dominikaninem był od  trzydziestu lat, habit przyjmował z ręki samego Jordana z Saksonii. Od kilku miesięcy pełnił też funkcję generała całego zakonu.  

Dominikanie działali oficjalnie od niecałych 40 lat. Zgodnie z założeniem i pragnieniem św. Dominika bracia głosili Ewangelię wszędzie, wszystkim i na wszelkie sposoby. Można było się spodziewać, że zyskają zwolenników i przeciwników, ale chyba nikt nie sądził – a może co bardziej zorientowani  mogli to przewidzieć – że niektórzy oponenci posuną się nawet do intryg. 

Intrygi 

Od prawie samego początku zakonnicy, choć dobrze wykształceni, nie byli – delikatnie mówiąc – akceptowani przez profesorów – duchownych diecezjalnych z Uniwersytetu Paryskiego. Ci ostatni pod wodzą niejakiego Wilhelma z Saint-Amour – teologa i filozofa – starali się wyrzucić mendykantów (zakony żebracze) z grona wykładowców. By ośmieszyć braci rozdawali ulotki wymierzone w zakon i próbowali zwrócić wiernych przeciwko zakonnikom. Powód był prosty. Księży profesorów diecezjalnych denerwował coraz większy wpływ dominikanów i franciszkanów na kształcenie studentów teologii. W tamtych czasach liczba katedr teologii na Uniwersytecie Paryskim była ściśle określona. Z ośmiu – na początku XIII w. – w latach 50. wzrosła ona do dwunastu, z czego aż trzy przypadły właśnie zakonom (dwie należały do dominikanów, jedna do franciszkanów). Celem, który postawiło sobie środowisko owego intryganta Wilhelma, było wykluczenie dominikanów i franciszkanów z grona profesorów uniwersytetu i odzyskanie katedr. Środkiem w tej walce stało się publiczne zakwestionowanie prawa do prowadzenia wszelkiego duszpasterstwa przez zakony żebracze.  

To jedno, a drugie, wynikające poniekąd z zamieszania na uniwersytecie, to wydarzenia roku 1254. Niezbyt już młody papież Innocenty IV – pierwotnie popierający działalność dominikanów – pod namową niektórych  szacownych duchownych wydał specjalny dokument skierowany przeciw zakonowi. W bulli Etsi animarum nałożył m.in. na Zakon Braci Kaznodziejów surowe ograniczenia. Ojcowie mieli stracić możliwość słuchania spowiedzi wiernych, prowadzenia pogrzebów, publicznego odprawiania mszy świętej oraz udzielania innych sakramentów. Złamanie któregoś z zakazów miało prowadzić do  ekskomuniki. Nic dziwnego, że generał dominikanów zasmucił się tą informacją, a że nie bardzo wiedział, co w takiej sytuacji można zrobić, zachował się tak, jak zawsze w chwilach bezradności – uklęknął i zaczął się modlić. 

>>> Gdzie i kiedy powstała litania loretańska? 

Fot. Jcomp – Freepik.com

Strzeżcie się 

Brat Humbert klęczał przed obrazem przedstawiającym Najświętszą Maryję Pannę dobrych parę chwil i ze łzami błagał Ją o pomoc i wstawiennictwo. Wedle legendy Maryja nie pozostała obojętna na łzy zakonnika i odpowiedziała mu krótko: „Od tej chwili Zakon jest wolny”. Czy to zbiegiem okoliczności, czy cudowną interwencją nieba, kilka dni później papież Innocenty IV zmarł w Neapolu. Szesnaście dni po wydaniu bulli przeciwko dominikanom jego następca, papież Aleksander IV, szybko ją unieważnił własną bullą Nec insolitum z 31 grudnia 1254 r.  Po tych wydarzeniach nie tylko bracia dominikanie byli przekonani, że oto Maryi miła jest obecność i działanie zakonu dla zbawienia dusz. Ale to nie wszystko. Ten sam Humbert z Romans na kapitule generalnej w 1256 r. nakazał odmawianie siedmiu psalmów pokutnych wraz z litanią i innymi modlitwami do Najświętszej Maryi Panny i św. Dominika – w celu rozwiązania konfliktów na Uniwersytecie Paryskim. Kilka dni później w Rzymie, kiedy bracia odmawiali litanię, pewien zakonnik miał otrzymać widzenie Pana Jezusa nad ołtarzem. U Jego boku Matka Boża prosiła Syna o wysłuchanie próśb braci. Parę dni później papież Aleksander IV podjął decyzję zdecydowanie korzystną dla braci obecnych na paryskim uniwersytecie, a wymierzoną w tych, którzy oczerniali zakon. Nie było już wątpliwości co do wstawiennictwa Matki Bożej, do tego stopnia, że historycy ówczesnych czasów  stwierdzili, że dzięki tej litanii nie tylko szybko skończyły się wielkie prześladowania zakonu, lecz ponadto opinia o samym zakonie bardzo się poprawiła. To ostatnie przekonanie skłoniło niektórych dość zaskoczonych kardynałów do stwierdzenia: Cavete a Litaniis Fratrum Prædicatorum qui mirabilia faciunt – „Strzeżcie się litanii Braci Kaznodziejów, bo czynią cuda”.  

Wybaw nas… 

Litaniis ordinis praedicatorium libera nos, Domine („od litanii Zakonu Kaznodziejskiego wybaw nas, Panie”) – mieli powtarzać co poniektórzy w obawie, że kolejne interwencje z niebios mogą zmienić losy historii. Obawy te nie były bezpodstawne. W dokumentach zakonnych można znaleźć kilka wzmianek o szczególnym nabożeństwie do Matki Bożej i zachęty do odmawiania litanii zawsze w sytuacjach trudnych i bez wyjścia. W  aktach kapituły z 1302 r. – w kontekście zatargu z królem Francji Filipem Pięknym i papieżem Bonifacym VIII – pojawia się zarządzenie o regularnej modlitwie za wstawiennictwem Matki Bożej. Dwanaście lat później, kapituła w Londynie – wobec incydentu związanego z nagłą śmiercią cesarza Henryka VII i oskarżeniem o morderstwo cesarskiego kapelana, dominikanina – zarządziła powrót do modlitwy litanią i psalmami każdego dnia. Po dwóch latach od wspomnianej kapituły oskarżenie – które okazało się być niecną intrygą – odwołano, a zakon został oczyszczony z zarzutów. Dwa lata później potwierdzono obowiązujące we wszystkich klasztorach zarządzenie o odmawianiu litanii przez cały rok, wraz z jak najczęstszą celebracją mszy wotywnych o Najświętszej Marii Pannie i św. Dominiku. Kolejne konflikty z Janem XXII (w tle oskarżenia o herezję), potem z Benedyktem XII (przymus reformy zakonu) bracia przechodzą z litanią na ustach, w zaufaniu opiece Matki Bożej, a kolejne wydarzenia utwierdzają ich w przekonaniu o mocy modlitwy… 

Szczególna opieka 

Właściwie nie ma się co dziwić, że pomocy bracia dominikanie od zawsze szukali u Matki Bożej. Pewna dawna legenda mówi, że kiedyś ojciec Dominik miał taką oto wizję. Kiedy po śmierci wszedł do nieba, zobaczył, że przed Bogiem stoją zbawieni ze wszystkich zakonów, ze swojego jednak nie zobaczył nikogo. Zaczął gorzko płakać i stojąc z daleka, nie odważał się przystąpić do Pana i do Jego Matki. Na ich skinienie podszedł, upadł przed Nimi na twarz z gorzkim płaczem. „Czemu tak gorzko płaczesz?” – zapytała go Maryja. On zaś odpowiedział: „Płaczę, bo widzę tutaj ludzi ze wszystkich zakonów, a z mojego zakonu nie ma tu nikogo”. A Pan mu rzekł: „Chcesz zobaczyć, gdzie jest twój zakon?”. „Tak, Panie!” – zakrzyknął. Pan rzekł Dominikowi: „Zakon twój powierzyłem mojej Matce!”. I dodał: „Czy chcesz go zobaczyć?”. Dominik zaś odparł: „Tak, Panie!”. Wówczas Maryja  rozpięła swój płaszcz i Dominik zobaczył niezmierzoną liczbę braci. Wówczas ponownie upadł na twarz, dziękując Bogu i błogosławionej Maryi. W tej chwili widzenie zniknęło. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze