koronawirus

fot. usnplash

Michał Jóźwiak: świat nieczynny z powodu awarii [FELIETON]

Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział nam, że nie będziemy mogli spotkać się z najbliższą rodziną, i że kilka miesięcy spędzimy w izolacji, pewnie zareagowalibyśmy niedowierzającym uśmiechem. Tymczasem nasz świat w mgnieniu oka się zmienił.

Na samym początku, kiedy w Polsce pojawiały się pierwsze przypadki koronawirusa, podchodziłem do tego tematu z dużym dystansem. Wirus jak wirus. Pewnie będą kolejne zakażenia, niestety także przypadki śmiertelne, ale jest przecież wiele innych przyczyn zgonów i nie jest to powód do siania paniki. Na grypę również umiera co roku w Polsce nawet ponad sto osób i nikt nie zamyka szkół, parków, lasów i nie zostajemy w domach z lęku przez złapaniem tej choroby. Przykład Włoch pokazał jednak jak bardzo się myliłem. Tam zlekceważono koronawirusa. Nie wprowadzono na czas odpowiednich obostrzeń, nie zamknięto pubów, galerii handlowych i restauracji. Liczba ofiar śmiertelnych na dziś wynosi niemal 25 tysięcy. To pokazuje skalę panującej pandemii.

>>> Mamy katastrofę. Spróbujmy się w niej urządzić

Rządy w Europie i na świecie prędzej lub później wprowadziły jednak restrykcje. Globalne korporacje zmuszone zostały do gwałtownego wyhamowania, a za nimi również mniejsze firmy zawiesiły swoją działalność. Większość pracowników biurowych, jeśli tylko było to możliwe, przeszło na tryb home office. Wszystko po to, aby ograniczyć kontakty z innymi ludźmi. Jak  pokazują bowiem analizy naukowców, tylko izolacja może powstrzymać rozszerzającą się epidemię. Świat niemalże z dnia na dzień zamarł. Ulice opustoszały, sklepy świecą pustkami, restauracje od tygodni mogą obsługiwać klientów tylko z opcją dowozu jedzenia do domu, a większość instytucji jest nieczynna. Miliony ludzi straciły pracę. Świat jest nieczynny. Z powodu awarii.

>>> Papież Franciszek: zmaganie z koronawirusem jest szansą, by położyć kres niesprawiedliwościom

koronawirus

fot. unsplash

Można powiedzieć, że wirus SARS-CoV-2 jest tylko chwilową „awarią” i zaraz wszystko wróci do normy. Musimy uzbroić się w cierpliwość, przeczekać, pokornie nosić maseczki i rękawiczki i zaraz wszystko wróci do normy. Ale podejrzewam, że nie wróci. Na pewno nie do takiej normy, do jakiej jesteśmy przyzwyczajeni. Ciągle mam gdzieś z tyłu głowy zdanie papieża Franciszka, słusznie wytykającego ludzką ignorancję względem świata. „Wydawało nam się, że możemy być zdrowi w chorym świecie”. To prawda. Byliśmy przekonani, że jakoś to będzie. Wierzyliśmy, że ten globalny gospodarczy system zbudowany na grupie wyzyskujących i wyzyskiwanych jakoś przetrwa i (prawie) wszyscy będą zadowoleni. Pandemia obnażyła jednak, jak chory świat sobie zafundowaliśmy. Pokazała, że bez globalnej solidarności, i to w każdym wymiarze, świat w formie, którą znamy może chwilę wytrzymać, ale w końcu runie jak domek z kart. I nie da się go tak po prostu poskładać na nowo.

>>> Afryka: pandemia może zabić ponad 3 mln osób

Koronawirus to przecież nie jedyna „awaria”. Pewnie dzisiaj jest ona najbardziej odczuwalna i namacalna, bo wielu z nas uwięziła w domu lub przykuła do łóżka. Ale są też inne. Susze, zmiany klimatu, globalne ocieplenie, nierówności społeczne. Konsekwencje tych wszystkich awarii odbiją nam się jeszcze silniejszą czkawką w najbliższej przyszłości. Wtedy kolejne fragmenty naszej rzeczywistości okażą się nieczynne i niewydolne. W polityce modne jest ostatnio pytanie o to, jaki świat zostawimy naszym dzieciom. I chociaż powtarzane tysiąc razy stało jest już nudne i oczywiste, to dzisiaj jest ono bardzo zasadne. Bo jesteśmy w momencie przełomowym. I albo damy wreszcie radę coś globalnie ustalić i zdziałać, albo do reszty uczynimy naszą planetę nieprzyjazną dla kolejnych pokoleń.

Może te dzisiejsze awarie są potrzebne, żeby w końcu zacząć coś naprawiać. Może, dopóki woda nie lała nam się z rur, dopóki był prąd w gniazdku, nie chciało nam się wyremontować naszego domu. Ale teraz, kiedy domownicy są chorzy, tynk sypie się na głowę, okna są nieszczelne, a dach przecieka –zauważyliśmy, że potrzebna jest zmiana, gruntowny remont. I musimy wreszcie przeprowadzić go razem. Nie z wykorzystaniem jeden drugiego, ale w ramach wspólnej troski o nasz dom.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze