Święte życie Kunegundy 

Mistrz Jan raz jeszcze spojrzał na płótno. W swoim życiu namalował niejeden portret, ale ten wydawał mu się szczególny. Właśnie mijała 600. rocznica śmierci Kingi, żony Bolesława Wstydliwego. Malował ów obraz specjalnie na tę okazję.

Wydawało się, że ma do wyboru jedną z dwóch dróg – albo przedstawić kobietę jako młodą, bogato odzianą księżna, albo jako ubogą, starszą klaryskę. Mistrz znalazł jednak trzecie rozwiązanie. Kobieta na jego płótnie miała około 60 lat. Jej książęce oblicze (korona na głowie) uzupełniały atrybuty religijne: różaniec, modlitewnik i pastorał. W tle widać starosądecki klasztor. Późniejsi krytycy określą wizerunek mianem „matrony”, i rzeczywiście – postaci przedstawionej na płótnie bliżej jest do doświadczonej życiem kobiety niż delikatnej dziewczyny z wyższych sfer.

Takie przedstawienie błogosławionej wtedy jeszcze Kingi było dość ryzykowne. Przekonał się o tym sam autor, kiedy – poproszony o namalowanie jej wizerunku do pewnego kościoła w Bochni – zaproponował ów obraz. Górnikom bocheńskim nie spodobał się taki portret, a wykonany przez artystę nowy szkic młodej kobiety w gronostajach dokończył już ktoś inny.

Kontrowersyjny obraz zmieniał właścicieli aż w końcu – nie bez powodu – trafił do muzeum żup krakowskich w Wieliczce, gdzie można go oglądać do dziś.

Węgierska księżniczka, córka Beli IV Kunegunda i Bolesław, książę krakowski i sandomierski, byli dość specyficznym – jak na nasze czasy – małżeństwem. Gdy spotkali się po raz pierwszym, ona miała pięć lat, on dwanaście. Wtedy to mieli zawrzeć małżeńską umowę, bo w ich czasach o tych sprawach decydowali możni tego świata i układy polityczne. Ślub odbył się po siedmiu latach, kiedy panna młoda osiągnęła wiek lat dwunastu. Był to rok 1246. W tym szczególnym dla każdej kobiety dniu Kinga, zamiast ucztować, ślubowała dziewictwo, a małżonek uszanował jej pragnienia, za co historia nadała mu przydomek „wstydliwego”. Przyszło im żyć w trudnych czasach. Rozbicie dzielnicowe, walka o ziemię i władzę, intrygi i podstępy były na porządku dziennym. Bolesław doświadczał ich od najmłodszych lat, sam jednak zdawał się być ponad to. Dlatego po jego śmierci Jan Długosz mógł napisać: „bolał głęboko nad jego stratą nie tylko własny naród, ale i sąsiednie narody z powodu skromności i zacności, które okazywał”.

Równie zacne i pobożne życie wiodła jego żona  O jej dobroci i świętości miały świadczyć liczne legendy i podania. Najpopularniejsza głosi, jakoby w okolicach Wieliczki (czy Bochni, jak twierdzą niektórzy), górnicy towarzyszący królewskiemu orszakowi znaleźli w ziemi bryłę soli, a w owej bryle pierścień, który księżna miała kiedyś wrzucić do szybu jednej z węgierskich kopalni. Taki miał być początek żup krakowskich, a Kinga na zawsze już pozostanie patronką górników.

Dzisiaj turyści odwiedzający kopalnię soli w Wieliczce mogą podziwiać znajdującą się 101 metrów pod ziemią kaplicę poświęconą księżnej. Na powierzchni 465 metrów kwadratowych znajduje się „komora” z misternie rzeźbioną posadzką, płaskorzeźbami (scenami z Nowego Testamentu) i ołtarzami (rzeźby głównej – św. Kingi oraz dwóch bocznych – św. Józefa i św. Klemensa). Całość oświetlają kryształowe lampiony. I choć Kinga już na zawsze będzie kojarzona z solą, to niewielu wie, że za solne przedsiębiorstwo tamtych czasów odpowiada jej małżonek.
Po śmierci Bolesława w 1279 r. Kinga rozdała kosztowności ubogim i wyjechała do Starego Sącza, gdzie postanowiła spędzić resztę życia, przyjmując habit zakonny. Zamieszkała w ufundowanym przez siebie klasztorze, poświęcając życie modlitwie i służbie ludziom.

Tam wraz z siostrami przeżyła najazd Tatarów – od grudnia 1287 r. do stycznia roku następnego. W związku z tymi wydarzeniami mieszkańcy Sądecczyzny przekazywali sobie podania o tym, jak to święta uratowała siebie i innych przed najeźdźcami. Kiedy św. Kinga usłyszała głosy pędzących za nią Tatarów – zaczyna się jedna z opowieści – rzuciła za siebie grzebień, z którego natychmiast wyrosły gęste i wysokie lasy, potem różaniec i natychmiast wzniosły się pienińskie skały. W końcu rzuciła lustro, które zamieniło się w wodę. Tatarzy widząc szeroko rozlaną rzekę zawrócili na jakiś czas.

Pienińskie szlaki pełne są pamiątek po wydarzeniach z końca XIII w. „A u stóp Pienin, zaraz na brzegu Dunajca wysiadłszy, gdy stąpiła [Kinga] na wielki kamień, opoka twarda zmiękła i pozostał ślad stopy jej wyraźnie wyciśnięty, a spod kamienia, na którym gorzko zapłakała, wytrysło źródełko gorzkawej wody” – pisał w 1863 r. Szczęsny Morawski. Kamień ów został później przewieziony do Starego Sącza. Źródełko podobno skutecznie leczyło choroby oczu. Nie ma go już, gdyż według podań wyschło po tym, jak zostało zbezczeszczone przez włoskiego robotnika pracującego przy budowie gościńca do drewnianego mostu, którym dawniej droga z Krościenka do Szczawnicy przekraczała Dunajec.

Nie było to jedyne cudowne źródełko w okolicy. Księga cudów z 1329 r. („Miracula Sanctae Kyngae”) wspomina o niezwykłej studzience, którą jeszcze za życia poleciła wykopać św. Kinga. Szybko okazało się, że przepływająca tam woda nie jest do końca zwyczajna. Przy źródle gromadziły się tłumy wiernych z Sącza i okolic. Pielgrzymi byli głęboko przekonani o leczniczych właściwościach wody. Wzywając więc wstawiennictwa Kingi, obmywali chore części ciała, a zwłaszcza oczy. Wielu świadków przesłuchanych w procesach beatyfikacyjnych i procesie kanonizacyjnym zeznawało pod przysięgą, że po obmyciu się wodą ze źródełka sami odzyskiwali zdrowie, albo byli tego świadkami.

Nic dziwnego, że przez kolejne wieki zabiegano o uznanie Kingi za błogosławioną. Udało się to dopiero w 1690 r., kiedy papież Aleksander VIII uznał istniejący „od niepamiętnych czasów” publiczny kult Kingi i 11 czerwca 1690 r. zaliczył ją w poczet błogosławionych. W 1733 r. siostry klaryski rozpoczęły gromadzenie dokumentacji potrzebnej w procesie kanonizacyjnym. Znalazł on finał dopiero pod koniec XX w., kiedy to 3 lipca 1998 r. podpisano dekret o heroiczności cnót Kingi. Fundatorka starosądeckiego klasztoru została ogłoszona świętą 16 czerwca 1999 r. podczas Mszy świętej, którą Jan Paweł II odprawił na polach, w pobliżu Starego Sącza. Ołtarz wybudowany specjalnie na tę okazję stoi tam do dzisiaj.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze