Szlachetny Szczyt – wspinają się, by pomagać [ROZMOWA]
Należeli do tego samego duszpasterstwa. Jednak właściciwie się nie znali. Wszystko się zmieniło, gdy nadeszła pandemia. Dziś Justyna, Natalia, Kamil i Dawid chodzą po górach, by nieść pomoc innym. W 2021 roku chłopacy zdobyli Mont Blanc i Kazbek. Dzięki temu pomogli m.in. sfinansować specjalistyczny sprzęt dla DPS-u prowadzonego przez siostry Serafitki w Poznaniu.
Karolina Binek (misyjne.pl): W jaki sposób powstała inicjatywa Szlachetny Szczyt?
Justyna Szudrowicz (Szlachetny Szczyt): Szlachetny Szczyt powstał na początku pandemii. Był to czas, w którym wiele osób z Duszpasterstwa Akademickiego św. Rocha w Poznaniu wyjechało do domów. Zostało nas kilkoro, ale tak się drogi potoczyły, że to nasza czwórka nawiązała relacje. Oczywiście chodziliśmy na niedzielne msze święte o dwudziestej po których odbywaliśmy długie rozmowy. Wcześniej znaliśmy się tylko z widzenia i właściwie ten czas był dobrą okazją do tego, by w końcu się poznać. Dużo ze sobą rozmawialiśmy i w końcu doszliśmy do wniosku, że fajnie byłoby stworzyć coś razem, a przy okazji komuś pomóc. Męska część ekipy uwielbia chodzić po górach, ja zajmuję się rzeczami graficznymi, a jednym z marzeń Natalia jest założenie własnej fundacji i choć obecnie nią nie jesteśmy, to może kiedyś się to zmieni.
Mont Blanc i pomoc dla DPS-u poznańskich sióstr Serafitek to były pierwsze pomysły?
– Kamil i Dawid od dawna chodzą po górach, więc padło na Mont Blanc, bo był to szczyt, o którym w jakimś sensie oboje marzyli. Jednak nie chcemy ograniczać się do spełniania tylko własnych marzeń. Pozostało tylko wybrać cel, na który będziemy zbierać pieniądze. Okazało się jednak, że nie jest to takie łatwe. Bardzo długo zastanawialiśmy się nad tym, komu pomóc. Wiele osób szuka pomocy, ale trudno zdecydować się na tę jedną inicjatywę, która zostanie przez nas wsparta. W końcu jednak zdecydowaliśmy się na miejsce, które znajduje się w sąsiedztwie duszpasterstwa – DPS prowadzony przez siostry Serafitki. W pierwszej edycji naszej akcji zbieraliśmy pieniądze na sfinansowanie specjalistycznego sprzętu – Innowalk Pro, który pozwala pacjentom utrzymać pozycję pionową, przy jednoczesnej możliwości powtarzającego się ruchu kroczenia oraz pełnego obciążenia nóg. Utrzymuje również ruchomość stawów oraz ma pozytywny wpływ na prawidłowe oddychanie, krążenie jak i trawienie. Dzięki temu nie tylko mogą wykonać swój pierwszy krok.
>>> Jak przejść szczyt własnych słabości? Paraolimpijczycy wiedzą, jak to robić
W związku ze Szlachetnym Szczytem dużo działacie też w mediach. Widziałam, że filmik zachęcający do wsparcia prowadzonej przez Was zbiórki nagrał nawet Sławomir. Z pewnością wiele osób organizujących zbiórki pomocowe marzy o takim wsparciu. Jak Wam się to udało?
– Rozpoczynaliśmy naszą akcję w pandemii, więc właściwie całe jej nagłośnienie musieliśmy oprzeć na mediach. Na początku oczywiście zachęcaliśmy znajomych do zaobserwowania naszych profili i tak to wszystko powoli zaczęło się rozrastać. Wysyłaliśmy też wiadomości do większych mediów. Jednak odzew był różny. Mieliśmy prelekcje charytatywne na temat „Jak wejść na Dach Europy, czyli historia zdobycia Mont Blanc” i „Wspinaczka na kaukaskiego olbrzyma – Kazbek”, prowadziliśmy licytacje oraz challenge #szlachetnyrogalchallenge. A co do Sławomira to wysłaliśmy do niego filmik, na którym ekipa Szlachetnego Szczytu wykonuje jeden z Jego utworów. Odpowiedź był dla nas ogromnym zaskoczeniem i bardzo miłym gestem.
>>> Ile razy w życiu można przyjąć sakrament namaszczenia chorych?
Z mediów społecznościowych wiem też, że pierwsza próba wejścia chłopaków na Mont Blanc nie była udana. Dawid i Kamil szybko zdecydowali, że chcą tam wrócić?
– Tak, Dawid stwierdził nawet, że zostawił tam cząstkę siebie i tak często to powtarzał, że wraz z Kamilem zdecydowali się tam wrócić. O drugiej próbie wcześniej nie informowaliśmy w mediach. Zresztą – muszę przyznać, że podczas tej pierwszej razem z Natalią przeżyłyśmy wiele stresu. Kamil i Dawid kontaktowali się z nami, kiedy tylko mogli. Był jednak taki moment, że nie odzywali się przez dłuższy czas. Na szczęście okazało się, że ten brak kontaktu wynikał tylko z braku zasięgu, ale i tak byłyśmy już bardzo zdenerwowane. Za drugim razem ten stres był jednak podobny. Tak samo, kiedy w czasie drugiej edycji naszej akcji Dawid i Kamil zdobyli Kazbek. Udało się więc im wspiąć na dwa szczyty w ciągu jednego roku. Warto tutaj wspomnieć, że to przy drugiej edycji Szlachetnego Szczytu połączyliśmy wejście na szczyt z organizacją akcji charytatywnej mającej na celu zbiórkę pieniędzy na rzecz Fundacji Pomocy Dzieciom z Chorobami Nowotworowymi w Poznaniu, która działa przy Szpitalu Klinicznym im. Karola Jonschera. Górskie akcje mają zainteresować darczyńców i zachęcić ich do wsparcia tego szlachetnego celu.
Widać, że tworzycie zgrany zespół. Wasza czwórka ma podobne charaktery?
– Zdecydowanie się różnimy. Każdy z nas wnosi cos innego do Szlachetnego Szczytu. Ale też ta przyjaźń każdego z nas czegoś uczy. Ja na przykład wcześniej aż tak nie chodziłam po górach. Przekonałam się do tego dopiero po długich namowach chłopaków i Natalii. I przez to, że chodzimy po nich razem, to uczę ich pokory – ze mną idą w jedno miejsce przez godzinę, a z pewnością sami dotarliby tam o wiele szybciej. W takich momentach przypomina się hasło – „Pomaganie przez wspinanie”. Każdy z nas ma przecież swój szczyt. My skupiamy się na tym, żeby zdobyć te fizyczne i geograficzne. A chociażby dla dzieci z DPS-u sióstr Serafitek, w którym zresztą kiedyś pracowałam, szczytem jest to, żeby zrobić jeden krok lub chociaż trochę polepszył się stan ich zdrowia. To uczy człowieka myślenia o drugiej osobie.
>>> Tatry: droga do Morskiego Oka będzie zamknięta przez weekend
W DPS-ie pracowałaś na pełen etat czy było to takie zajęcia dodatkowe?
– Była to moja praca trzyzmianowa na pełen etat. To właśnie w DPS-ie uczyłam się jak opiekować się osobami z niepełnosprawnościami, rozpoznawać czego się boją, jak reagują na słowo, dotyk. W pewnie sposób tworzyłam ten dom, bo dom to ludzie, którzy w nim przebywają. A czynności, które tam wykonywałam to takie dnia codziennego. Od ubierania, nakarmienia, mycia po pranie, prasowanie. Po prostu chciałam dać im jak najlepsze warunki, żeby poczuli miłość i ciepło. Wspomnę, że na początku mojej pracy musiałam przejść kwarantannę i dlatego DPS stał się więc dla mnie nie tylko pracą, lecz także domem przez 24 godziny na dobę. Trzeba było wtedy oczywiście dbać bardzo o bezpieczeństwo i nosić kombinezony. Była to pewnego rodzaju lekcja życia. Wiele się tam nauczyłam za co jestem wdzięczna.
Ta chęć pomagania była w Tobie od zawsze czy pojawiła się dopiero z czasem?
– Zabrzmi to nieskromnie, ale zawsze byłam pomocna i wolałam dać drugiemu człowiekowi dużo od siebie. Współorganizowałam też spotkania lednickie oraz zajmowałam się rzeczami graficznymi dla Lednicy, wolontariat ŚDM w Krakowie, tworzenie grafik na Paulińskie Dni Młodych, czy pomoc przy organizacji Orszaku Trzech Króli. Później był DPS i teraz oczywiście Szlachetny Szczyt. Cały czas więc działam w tym kierunku. Pamiętając o tym, że wspólnie można wiele osiągnąć! I pomyśleć, że tak wiele zaczęło się od duszpasterstwa…
Duszpasterstwo akademickie coś w Tobie zmieniło?
– Zmieniło we mnie wiele. Dzięki niemu poznałam swoje talenty – zawsze lubiłam rysować i malować, ale to ks. Michał Tomiak namówił mnie do tego, żebym zaczęła robić grafiki i plakaty. Oczywiście najpierw moja reakcja była taka, że mogę spróbować, ale raczej nic specjalnego z tego nie będzie. Okazało się jednak, że wręcz przeciwnie i poszłam nawet na studia podyplomowe w tym kierunku. Najważniejsze w duszpasterstwie jest dla mnie jednak odkrycie drugiej osoby i zdanie sobie sprawy z tego, że nie jestem – jako wierząca – sama. Są też inni, którzy wierzą tak samo jak ja i mogę się z nimi tą wiarą dzielić.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |