Fot. Archiwum prywatne

Tanatokosmetolog: prawie przez całą dobę myślę o śmierci [ROZMOWA]

Agnes Tołoczmańska znana na Instagramie jako Agnes zza grobu już od kilku lat zajmuje się tanatokosmetyką i, jak podkreśla w rozmowie z Karoliną Binek, praca to dla niej nie tylko pasja, lecz także powołanie. „Od kiedy pamiętam miałam wewnętrzną akceptację czegoś takiego jak śmierć. Zawsze był to dla mnie całkowicie naturalny temat” – dodaje.

Karolina Binek (misyjne.pl): Czym jest tanatokosmetyka?

Agnes Tołoczmańska: Tanatokosmetyka, czyli inaczej toaleta i kosmetyka pośmiertna to proces przykrywania oznak śmierci na zmarłym. Podczas tego procesu zmarły jest myty, zabezpieczany przed wyciekami, ubierany i malowany. W zależności od ciała proces ten trwa dłużej lub krócej. Ciało po sekcji lub przy posuniętym rozkładzie będzie bardziej wymagające niż ciało osoby, która zmarła w szpitalu i od razu została przetransportowana do chłodni.  Do pracy używam zarówno chemii i kosmetyków typowo pogrzebowych, kosmetyków z drogerii i sprzętu medycznego takiego jak skalpel czy pęsety anatomiczne. Cały ten sprzęt pomaga mi uzyskać efekt „jakby spał”. Swoją drogą ten komentarz z ust rodziny jest największym komplementem.

Szkolenie z tanatokosmetyki jest trudne? To tylko praktyka czy także teoria?

– Szkolenie z tanatokosmetyki trwa 2 lub 3 dni robocze po około 8 godzin. Jest to szkolenie typowo praktyczne, więc jak ktoś liczy na teorię to lepiej jest się tym wcześniej zająć w domu. Uczysz się na zmarłych, których rodzina wyraziła na to zgodę. Wtedy rodzina nie płaci za kosmetykę mimo, że jest ona robiona. To szkolenie to takie rzucenie się na głęboką wodę, zwłaszcza dla osób, które styczności ze zmarłym jeszcze nigdy nie miały. To czego się akurat na szkoleniu nauczysz jest zależne od tego jaki przypadek akurat się trafi, bo na przykład kiedy przez całe szkolenie nie będzie osoby z rozrusznikiem, to nie nauczysz się go wyciągać i będziesz musiał to nadgonić sam już w pracy z własnym klientem.

>>> Jeśli na pogrzeb spojrzymy oczami wiary to wiemy, że zaczyna się wtedy coś dużo lepszego [ROZMOWA]

Często możemy się także spotkać z określeniem takim jak „balsamacja”. Co ono oznacza? Na czym polega ten proces?

– Balsamacja to taka rozszerzona wersja tanatokosmetyki. Wtedy nie działasz jedynie zewnętrznie, ale też wewnętrznie dezynfekując ciało i wyrównując koloryt skóry. Dzięki balsamacji skóra z koloru fioletowego może wrócić do naturalnego „żywego” różu. Proces balsamacji często jest w stanie pomóc nawet w sytuacji, kiedy procesy gnilne naprawdę mocno się posunęły na przykład za sprawą wilgoci, bo ktoś zmarł w wodzie.

Fot. Archiwum prywatne

Wspominałaś już o niektórych kosmetykach, których używasz. Ciekawe mnie jednak co jeszcze jest potrzebne do zabezpieczenia ciała zmarłego i jak to się robi?

– Ciało zmarłego zabezpiecza się ligniną i absorbentem w formie proszku lub żelu. Zabezpiecza się wszystkie miejsca, z których mogą wypływać płyny ustrojowe. W dzisiejszych czasach branża pogrzebowa jest tak rozwinięta, że nie ma potrzeby korzystać z pieluch, które często przeciekały i uwalniały nieprzyjemny zapach brudząc przy tym zmarłego. Absorbenty oprócz swoich właściwości chłonących wilgoć pochłaniają również zapachy. Mam dzięki temu pewność, że nie wystawię rodziny zmarłego na nieprzyjemne zapachy podczas pożegnania w kaplicy.

Z osobami, które nie żyją masz do czynienia na co dzień. A pamiętasz swój pierwszy kontakt ze zmarłym?

-Pierwszy bezpośredni kontakt ze zmarłym miałam w momencie kiedy zmarła moja prababcia. Byłam przy niej gdy odchodziła, gdy była przygotowywana do trumny i oczywiście już na ceremonii pogrzebowej. Pomagałam (wtedy bardziej swoją obecnością niż czynnie) załatwiać również wszystkie formalności związane z jej pochówkiem. Miałam w tym czasie 17 lat. Ta całkowita obecność we wszystkich etapach odchodzenia mojej prababci była dla mnie ważna, bo babcia była mi bliska. Był to również bardzo istotny moment w moim życiu, chociaż wtedy jeszcze nie wiedziałam, że aż tak bardzo.

W takim razie kiedy się dowiedziałaś, że ten moment rzeczywiście był taki ważny? Jak to się stało, że zostałaś tanatokosmetologiem?

– Bardzo się wzbraniałam, żeby tego tak nie nazywać ale to zdecydowanie jest powołanie. Owszem w wieku kilku czy kilkunastu lat trudno było sobie to uświadomić, tym samym przed zostaniem tanatokosmetologiem próbowałam zostać między innymi psychiatrą, florystką czy fotografem. Pomysłów na siebie od zawsze miałam dużo, lubię też być czymś ciągle zajęta. Zdążyłam więc już spróbować (zanim zaczęłam pracować w branży pogrzebowej) w jakiś sposób każdego zawodu, jaki przychodził mi do głowy jako „ciekawy”. O istnieniu mojego obecnego zawodu dowiedziałam się właśnie w dniu ubierania mojej prababci do trumny. Poznałam tam cudownego technika sekcyjnego, który zajmuje się też tanatokosmetyką i to on wtedy pokazał mi pierwszy raz w życiu narzędzia do pracy ze zmarłymi i stół do sekcji zwłok.

Ale chyba nie każdy odnajdzie się w takiej sytuacji. Jakie cechy charakteru trzeba mieć, by pracować w tym zawodzie?

– Zdecydowanie szczera i prawdziwa empatia, a jednocześnie umiejętność dbania o swoje własne zdrowie psychiczne. Często dostaję pytania czy płaczę nad zwłokami, a mi bardzo długo ciężko było przyznać, że nie. Bałam się, że zostanę odebrana jako osoba bezduszna i bez uczuć. Prawda jest taka, że emocje rodziny zmarłego są dla mnie na tyle ważne, że podczas pracy moje emocje zostawiam za drzwiami i tu przychodzi umiejętność dbania o zdrowie psychiczne. Bo owszem ci ludzie w pewnym sensie zostają ze mną ale umiem to przepracować w czasie wolnym, kiedy mogę zająć się sobą i swoimi bliskimi. Dodatkowo, z każdym kolejnym przygotowanym zmarłym wyciągam jakąś nową naukę, w mojej pracy nigdy nie będzie dwóch takich samych przypadków. To, że każdego dnia mogę się coraz bardziej rozwijać i szlifować umiejętności jest bardzo budujące.

>>> Śmierć nie jest przeciwieństwem życia, ale jest jego częścią [ROZMOWA]

Trzeba też pamiętać, że dynamika pracy ze zmarłym jest inna niż z osobą żywą. Zmarłego nie da się już poznać bezpośrednio od niego samego, a że nie mam styczności z rodziną zmarłego bo moja praca zamyka się w prosektorium, to nie dowiem się niczego również od nich. Ta anonimowość też w ogólnym rozrachunku pomaga. Poza tym moi współpracownicy mówią, że przy zmarłym jestem skupiona tak samo mocno jak szachista na jakichś ważnych mistrzostwach świata… i nic dziwnego! Ważny jest dla mnie każdy szczegół, jeśli chodzi o wyszykowanie drugiego człowieka w jego ostatnią ziemską drogę. Perfekcjonizm bardzo mi się przydaje.

Fot. Archiwum prywatne

Trudno jest oswoić się ze śmiercią i mieć z nią do czynienia na co dzień?

– I tu mogę wrócić do tego, że to musi być powołanie. Ja od kiedy pamiętam miałam wewnętrzną akceptację czegoś takiego jak śmierć. Zawsze był to dla mnie całkowicie naturalny temat – nierozerwalna część tego świata. Moi rodzice też nie robili ze śmierci tabu. Śmierć nigdy nie kojarzyła mi się też tylko pozytywnie czy tylko negatywnie. Od małego zostałam wychowana  tak, by widzieć w tym temacie odcienie szarości.

Oprócz tego, co wyniosłam z domu rodzinnego, to ten temat zawsze jakoś do mnie wracał. Czy to w formie ulubionej bajki, kiedy miałam 6 lat czy podczas rozmowy na korytarzu w gimnazjum. Dobrym przykładem jest sytuacja właśnie ze szkoły gimnazjalnej, kiedy koleżanka chciała się wygadać po pogrzebie swojego dziadka. Tak jej się „spodobało”, że takie rozmowy zaczęłam prowadzić co najmniej raz w tygodniu z różnymi osobami ze szkoły. Większość z tych osób nie znałam nawet z imienia, ale cóż, poczta pantoflowa potrafi zdziałać cuda. Zaczęłam zauważać, że ludzie znajdowali przy mnie spokój mówiąc o śmierci. Ja to wykorzystałam w życiu dorosłym, ale w zasadzie nie mam pojęcia skąd to się u mnie wzięło.

Miałaś chwile zwątpienia, gdy myślałaś, że ten zawód jednak nie jest dla ciebie?

– Tydzień bez zwątpienia w siebie tygodniem straconym! A tak na poważnie, to oczywiście, że były takie momenty. Wcześniej wspomniany wrodzony perfekcjonizm jest głównym „fundatorem” moich zwątpień. Już wiele razy robiłam sobie „ostateczny egzamin” czy dam radę w tej pracy na stałe i jakoś zawszę daję i zostaję. Nie pomaga też to, że kobietom w branży pogrzebowej jest po prostu dużo trudniej. Nieraz straciłam pracę z dnia na dzień bo „zakład musi przyoszczędzić”. W momencie kiedy musisz błagać o jakiekolwiek zatrudnienie przychodzi zwątpienie. Moja twórczość internetowa wiele razy pomogła mi się nie załamać i nie rzucić tego wszystkiego. Nikt nie mówi o tym głośno ale tak jest. „Pogrzebówka” jest trudna.

>>> Meksyk: śmierć nie jest święta, ale po niej przecież przychodzi zmartwychwstanie [FOTOREPORTAŻ]

Jest coś, co pomaga ci się odpocząć od tej pracy, zresetować się czy też w ogóle tego nie potrzebujesz?

– Potrzebuję odpocząć po pracy jak każdy inny człowiek. Uwielbiam przebywać z moimi bliskimi i im gotować, więc często są w moim domu jedząc coś co dla nich przygotowałam. Kocham muzykę, sztukę i książki. Nie pogardzę też dobrym serialem lub filmem. Czasem namaluję jakiś obraz czy coś uszyję. Muszę się jednak przyznać. Jestem trochę pracoholiczką jeśli chodzi o „pogrzebówkę”. Stąd co chwilę wymyślam jakieś poboczne projekty. Niedawno zaczęłam chociażby działać w ramach projektu Tanatologiczne. Tak więc zawsze powtarzam, że jestem tanatokosmetologiem z zawodu, a tanatologiem z zamiłowania. Oznacza to dla mnie tyle, że większość mojej doby poświęcam tematowi śmierci.

Fot. Archiwum prywatne

Pomysł, by dzielić się kulisami swojej pracy na Instagramie przyszedł od razu czy dopiero z czasem?

– Profil Agnes zza grobu założyłam z dwóch powodów. Pierwszy – namówili mnie moi bliscy. Przed moją działalnością w internecie tylko oni wiedzieli o owocach mojej pasji jaką jest tanatologia i bardzo mnie namawiali, żebym dzieliła się tym na większą skalę. Widzieli, że dzielenie się tą dość nietypową wiedzą bardzo mnie uskrzydla, więc wcale się im nie dziwię. Ja też znalazłam w tym jakiś sens i tu przechodzimy do powodu numer dwa. W momencie kiedy zakładałam Agnes zza grobu nie miałam takich typowo zawodowych znajomości w branży pogrzebowej. Owszem, znałam ludzi z branży z mojego miasteczka (to oni pierwsi rozmawiali ze mną na temat tej pracy), ale to ostatecznie nie pomogło mi pójść do przodu.  Tak bardzo marzyłam, żeby tej pracy spróbować, że chciałam, żeby branża pogrzebowa mnie zauważyła i żebym dzięki temu zdobyła te przysłowiowe „znajomości”. Początkowo nikt z branży się do mnie nie odzywał, za to odzywało się do mnie wiele osób, które pisały że moja twórczość internetowa pomaga im się uporać ze śmiercią swojego bliskiego czy też że dzięki mnie znaleźli swoje powołanie. Każda taka wiadomość uskrzydlała mnie na tyle do dalszego publikowania, że pierwotna chęć zdobycia znajomości nie była już taka istotna i przyszła naturalnie. Obecnie edukowanie na temat śmierci, pogrzebów i żałoby jest dla mnie równie ważnym zajęciem jak praca w prosektorium. Jedno napędza drugie.

Na Instagramie widać też, że na przykład zwiedzasz cmentarze. Można powiedzieć, że to jest Twoja pasja?

– Od zawsze zachwycały mnie nekropolie z pięknymi kryptami czy rzeźbami nagrobnymi. Jeszcze na długo przed moją działalnością w internecie, kiedy zwiedzałam jakieś miejsce, to odwiedzałam tam cmentarz. Cmentarze dużo mówią o ludziach zamieszkujących dane miejsce. W każdym kraju cmentarze trochę się różnią i to jest w nich najbardziej intrygujące. Nie da się przewidzieć jak dany cmentarz będzie wyglądał dopóki na niego nie pójdziesz. Na początku października spełniłam swoje długoletnie marzenie o odwiedzeniu miejsca pochówku Vincenta van Gogha i cmentarza Pere-Lachaise. Na mojej liście „do odwiedzenia” jest jeszcze wiele nekropolii na całym świecie. Oprócz tego temat takich „wycieczek” pasuje do mojej twórczości, więc dzielę się zdjęciami z takich miejsc na swoich profilach. W ramach ciekawostki mogę powiedzieć, że największą popularnością cieszą się posty nie z nagrobkami a fotografiami nagrobnymi. Nie dziwi mnie to, ponieważ takie zdjęcia mają w sobie zawarty pokaźny kawał historii. 

Fot. Archiwum prywatne

Za 10 lat też widzisz siebie w tej branży?

– W branży pogrzebowej, a na pewno w temacie śmierci widzę siebie i za 20, i za 30 lat. Niełatwo byłoby mi porzucić tak ważny dla mnie temat. Jeśli kiedyś na przykład z powodu wieku zrezygnuję z pracy typowo w prosektorium, to i tak będę nadal zajmować się tym tematem. Czy to edukując innych, czy prowadząc swój zakład pogrzebowy. Marzy mi się mój własny zakład pogrzebowy taki z nowoczesnym zapleczem prosektoryjnym, piękną salą pożegnań i eleganckim karawanem. Na razie pozostawiam to w sferze marzeń, ale robię wszystko żeby kiedyś to marzenie spełnić.

>>> Nic nie może przecież wiecznie trwać 

Dzisiaj oprócz pracy w prosektorium i prowadzeniem bloga Agnes zza grobu rozpoczęłam nowy projekt, który też biorę pod uwagę długoterminowo. Projektem tym jest duo jakie tworzę z pisarką Małgorzatą Węglarz pod nazwą Tanatologiczne. Projekt ten ma jeszcze bardziej ułatwić dostęp do edukacji na temat śmierci, żałoby i branży pogrzebowej dla każdego. W skład projektu Tanatologiczne wchodzą  profile na mediach społecznościowych i podcast pod tą samą nazwą dostępny na różnych platformach np. na YouTube. W niedalekiej przyszłości chcemy zaprosić do współpracy wiele znanych nam osób i firm z szeroko pojętej „pogrzebówki”. Tak więc, najbliższe lata mojego życia na pewno są już dość szczegółowo zaplanowane, do czego też początkowo potrzebowałam czasu. Polecam spełniać się w swojej pasji każdemu, chociaż trochę, bo to bardzo upiększa życie codzienne.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze