Tomasz Kozłowski (psycholog): chciwość i kłamstwo to nasze grzechy główne [ROZMOWA]
Czy umiemy ze sobą rozmawiać? Czy mimo różnych poglądów, w obliczu zagrożenia, potrafimy działać wspólnie? Czy dostrzegamy zagrożenia i jak na nie reagujemy? Lękiem? Agresją? Wycofaniem? A może wspólnym działaniem? Czy Polacy pod tym względem mocno różnią się od innych społeczeństw? I co zrobić, by poprawić to co szwankuje? O tym rozmawiamy z psychologiem i wieloletnim ratownikiem górskim Tomasz Kozłowskim.
Rok 2021 był rokiem trudnych tematów. Tematów, które dotykały najistotniejszych spraw: życia i śmierci, zdrowia i bezpieczeństwa. Pandemia koronawirusa nie daje ludzkości oddechu. Mimo programu szczepień wiele krajów zmaga się z wysoką liczbą zakażeń oraz zgonów. Szczepionki pozwalają (w dużej mierze) uniknąć śmierci z powodu COVID-19, ale wielu ludzi nie chce zaufać lekarzom i apelom autorytetów. Na szwank wystawiają zdrowie i życie swoje oraz innych ludzi. Kryzys migracyjny na polsko-białoruskiej granicy pokazał, że sytuacja geopolityczna na świecie bardzo szybko może się zmienić a obrazki, które Polacy kojarzyli do tej pory z południem Europy, bardzo szybko stały się także naszą rzeczywistością. Ruch migracyjny może być jednym z ważniejszych wyzwań następnych dekad, bo coraz częściej jego przyczyną nie będą tylko wojny i bieda, ale także szybkie i gwałtowne zmiany klimatu. Globalnych wyzwań nie brakuje. A czy nie zabraknie nam ludzkiej solidarności do zmierzenia się z nimi? Zastanawiamy się nad tym w kolejnym spotkaniu w cyklu „Na przełomie roku”.
Nie mamy zdolności do myślenia badawczo-odkrywczego. Natychmiast chcemy mieć sprawę zamkniętą, nie potrafimy drążyć, szukać rzetelnej informacji. To powoduje, że bardzo szybko zamykamy temat – mówi Tomasz Kozłowski i właśnie w tym widzi jeden z głównych problemów debaty publicznej. Rozmawiając ze sobą częściej zależy nam na zwalczeniu przeciwnika, na obronie własnych poglądów niż na obopólnym zrozumieniu się i wypracowaniu wspólnych rozwiązań. – Dziś w nas wrze, mamy wiele problemów na głowie, jesteśmy zmęczeni – mówi Tomasz Kozłowski w rozmowie z Maciejem Kluczką.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Rok 2020 był naznaczony pandemią. Podobnie rok 2021. Wiemy już, że zmarło w nim najwięcej Polaków od czasów II wojny światowej. Zdaje się jednak, że w 2020 roku byliśmy bardzo zjednoczeni i solidarni w walce z pandemią. A dziś więcej jest podziałów, protestów, różnicy zdań.
Tomasz Kozłowski* (psycholog): – Można na to spojrzeć lokalnie i globalnie. Jesteśmy generalnie mocno podzieleni – jako ludzie. Tak się dzieje w Stanach Zjednoczonych, w Australii i u nas. Pojawiają się nowe tematy, a my od razu się wtedy dzielimy. To nie temat nas dzieli, tylko my jesteśmy podzieleni – jeszcze zanim temat się pojawi. Covid? Mamy ludzi, którzy się szczepią i antyszczepionkowców, tak samo było w kontekście katastrofy smoleńskiej (jedni wierzyli w zamach, drudzy nie). Tak jest nie tylko w polityce. Dzielimy się w sprawie podejścia do odżywiania, do himalaizmu, do wszystkiego.
I to nie jest zwykła różnica zdań, spokojna dyskusja, ale najczęściej wojna. Z czego to wynika?
– Wpływ mają na to czynniki wewnętrzne, nasze, jednostkowe. Nie mamy zdolności do myślenia badawczo-odkrywczego. Natychmiast chcemy mieć sprawę zamkniętą, nie potrafimy drążyć, szukać rzetelnej informacji. To powoduje, że bardzo szybko zamykamy temat.
I okopujemy się w swoich poglądach. A ludzi mających inne przekonania albo twierdzących, że nasze informacje nie są prawdziwe, odsądzamy od czci i wiary.
– Jeżeli dochodzi do konfrontacji z kimś o odmiennych poglądach, to wygląda to mniej więcej tak: 10% czasu to merytoryczna dyskusja, potem zaczyna się obrona własnych argumentów i światopoglądu, a później już chodzi tylko o to, żeby pokonać przeciwnika. I tak nam się tworzą blizny w każdym obszarze. Zmiany klimatu. Ostatecznie, gdy spojrzymy na planetę, to dojdziemy do wniosku, że ją podgrzaliśmy, że m.in. przez to niektóre gatunki owadów uzyskały zdolność do przenoszenia coraz to groźniejszych wirusów. My jednak często nie jesteśmy w stanie przyznać, że stan naszej planety to wynik naszych działań. Żeby to zrozumieć, trzeba pogrzebać w bardzo różnych źródłach. Trzeba też mieć dostęp do ludzi, którzy się na tym znają.
>>> Damian Dybała OMI o pracy w szpitalu covidowym: tam się toczy walka o zbawienie [ROZMOWA]
Świat jest skomplikowany. By go zrozumieć, potrzeba dialogu, współpracy. A my – w dużej mierze – zamykamy się w bańkach informacyjnych, a przez to bardzo trudno zmienić nam zdanie. Nawet jeśli cierpią na tym prawda i fakty.
– Przyznanie się do błędu przed samym sobą jest jeszcze w miarę łatwe. Ale społecznie, publicznie nie chcemy tego robić. Będziemy walczyć w obronie naszych poglądów. Wyobraźmy sobie dyskusję w gronie kilku, kilkunastu osób. Im więcej osób przekonamy do naszych opinii, tym lepiej się czujemy, czujemy się bezpieczniej. Gdy otoczenie podziela nasz pogląd, budujemy w sobie przekonanie, że to otocznie nas akceptuje. Ale nie zawsze dany pogląd ma coś wspólnego z prawdą. Fake news, nawet jeśli zindoktrynujemy i przekonamy do niego tysiące osób, nadal będzie fake newsem.
To po co to robimy?
– Jesteśmy zwierzętami społecznymi, chcemy należeć do grupy, więc gdy nas ta grupa ceni i szanuje, to jest nam lepiej. Oczekujemy, że gdy znajdziemy się w potrzebie, to ta grupa nam pomoże, i tak rzeczywiście się stanie. Niektórzy za obronę swoich poglądów, swojego stanowiska, są w stanie posunąć się bardzo daleko. Śledzę, jak to wygląda w różnych krajach; ludzie walczą z obostrzeniami sanitarnymi fizycznie, dopuszczają się aktów przemocy, wandalizmu.
Argumentem przeciwników szczepień jest m.in. to, że szczepionki powstały bardzo szybko, że na ludzkości przeprowadza się eksperyment.
– Szczepionek nie stworzono w pół roku. To już ponad dwieście lat, od kiedy realnie podano pierwszą szczepionkę. Proszę sobie wyobrazić sytuację, że na rynek wychodzi nowy model samochodu znanej marki. I wszyscy mówią: „Nie będziemy tym jeździć, bo to nowy samochód”. Nie, ludzie tak nie powiedzą. Będą jeździć tymi samochodami, bo to sprawdzona marka. Tak samo jest ze szczepionkami – to sprawdzona marka, tylko inne jej modele. Nauce poddajemy się codziennie; stosujemy leki, poddajemy się narkozie, latamy samolotami albo jemy tony przetworzonej żywności. Podajemy naszym dzieciom żelki, które są w stu procentach czystą chemią i szukamy w nich chipów.
>>> Maciej Kluczka: organizujmy debatę, a nie kłótnię
Trudne i sporne tematy towarzyszą ludzkości od lat. Mam jednak wrażenie, że do tej pory miały one nieco inny kaliber. Spieraliśmy się o historię, o poglądy polityczne (o to, czy są bardziej lewicowe czy prawicowe), o model gospodarki, pomocy socjalnej, o stosunek do wiary itd. Sprawy takie jakie pandemia, kryzys klimatyczny czy masowe migracje to tematy, które dotyczą życia i śmierci. I dotyczą właściwie wszystkich ludzi na świecie. Przy takich tematach – można powiedzieć – żarty się kończą.
– Tak to widzę. I widzę to jednocześnie jako sytuację niezwykle nabrzmiałą. Zawsze jest jakiś temat i na każdy mamy 38 milionów specjalistów. Jednak teraz sytuacja się zmieniła. Gdy kończył się 2020 r. wszyscy odetchnęli z ulgą, że najgorsze już za nami. A tu buch, jeszcze większe kłopoty. W takiej sytuacji każdy radzi sobie na różne sposoby. Niektórzy są blisko nauki i tak sobie radzą, inni są blisko Boga i radzą sobie w ten sposób.
A jeszcze inni łączą te dwie sprawy.
– Zgadza się. Każdy system jest dobry, jeśli postaramy się je połączyć. Każdy przejaw naszego życia, jeśli traktowany jest bardzo sztywno i konserwatywnie, może nam ostatecznie zagrozić. Ludzie z elastyczną postawą radzą sobie w tej trudnej sytuacji lepiej. Nawet jeśli coś w ich życiu się zawaliło (np. firma w czasie pandemii), to jednak potrafią się z tego podnieść. Taką osobą był prof. Władysław Bartoszewski – był więźniem niemieckiego obozu koncentracyjnego, a później walczył o polsko-niemieckie pojednanie. Są bowiem ludzie, którzy na swoją trudną sytuację patrzą przez pryzmat pomocy innym, widzą znacznie szerszą perspektywę dotykających ich zdarzeń. Dziś w nas wrze, mamy wiele problemów na głowie, jesteśmy zmęczeni, mamy drugi rok „ograniczania” wolności.
Dlaczego w cudzysłowie? Niektórzy w ograniczeniach pandemicznych widzą zamach na ich wolność, na swoje prawa i swobody.
– Biorę to słowo w cudzysłów, bo czy gdy lekarz zaleca nam dietę albo rzucenie papierosów, to również odbieramy to jako ograniczanie naszej wolności? Czy jednak jest to dbanie o nasze zdrowie i życie?
Pamiętajmy, jeśli chcesz ocenić kogoś za jego gniew, to najpierw poznajmy jego historię i sprawdźmy, czym ten gniew jest spowodowany. Zawsze widzimy jedynie wierzchołek góry lodowej, a nie to, co jest niżej. Gdybyśmy byli trochę bliżej bliźniego, to z pewnością byśmy go lepiej zrozumieli. Zawsze potrafimy usprawiedliwiać swój gniew: „bo jest ciężko”, „bo wszystko mi się rozsypało”. I często uważamy, że nasz gniew jest uzasadniony, a innych już nie.
>>> Watykan: pozytywnym skutkiem pandemii jest solidarność na szeroką skalę
A czy na tle europejskich krajów polskie społeczeństwo się wyróżnia? Najpierw biliśmy się o szczepionki, później biliśmy się między sobą. Jedni oskarżali drugich o „segregację sanitarną”, drudzy pierwszych o to, że przez ich niezaszczepienie nigdy nie wyjdziemy z pandemii. Członkowie Rady Medycznej przy premierze narzekają, że politycy ich nie słuchają. Mam wrażenie, że w innych krajach większość społeczeństwa potrafiła zgodnie przyznać: „Jest wojna, wrogiem jest wirus, musimy walczyć razem. Mamy różne poglądy na świat, ale w tej sprawie stajemy ramię w ramię i wyciągamy nasze ramiona do szczepienia”. Dlaczego w Polsce to się udało połowicznie (bo ledwo ponad połowa społeczeństwa jest zaszczepiona)?
– Kraje, które mają o wiele większą liczbę mieszkańców niż Polska (np. Niemcy czy Francja) mają dziś o wiele mniej zgonów niż my. To podporządkowanie się prawu bądź nie, wynika między innymi z jego przewidywalności. Dziś mamy bardzo nieprzewidywalną sytuację polityczną. W debacie publicznej pojawiają się coraz to nowe, gorące tematy. Po drugie, rząd często zmienia swoją strategię walki z pandemią i ogłasza to często na krótko przed wprowadzeniem zmian w życie.
I to wszystko nie sprzyja ogólnonarodowej zgodzie.
– Politycy – niezależnie od opcji partyjnej – mają duży wpływ na nasze życie. Wprowadzają prawo, kształtują nasze poglądy. Polacy potrafią odmrozić sobie uszy, byleby nie dać sobie ograniczyć swoich praw. W historii Polski była kultura folwarczna, później zabory, wojny i komuna. No to dziś ludzie mówią sobie: „W końcu mogę korzystać ze swoich praw”. Zapominamy jednak, że posiadanie praw jest równoważne z ponoszeniem odpowiedzialności. Nie ma swobody bez odpowiedzialności. Na tym polega dojrzałość, także dojrzałość społeczeństwa.
Ciarki przechodzą, gdy słyszy się lekarzy mówiących o tym, że ludzie niewierzący w pandemię i przeciwni szczepieniom potrafią grozić im śmiercią. W Polsce nie ma powszechnych, obowiązkowych szczepień, a mimo tego są tacy, którzy decydują się na groźby wobec lekarzy, którzy ratują życie innych. Także tych niezaszczepionych, którzy często w ciężkim stanie trafiają do szpitali. O czym to świadczy? Czy w każdym społeczeństwie znajdą się tacy ludzie?
– Jest to powód do alarmu. Takie sytuacje trzeba piętnować i gasić w zarodku. Oczekuję od państwa, że będzie ścigało tego typu ludzi, bo to przecież groźby karalne. Dokładnie tak powstawał faszyzm. To się zawsze zaczyna od drobnych rzeczy, które ludzie bagatelizują. Jeśli na to pozwolimy, to całe społeczeństwo zostanie – tu adekwatne do dzisiejszych problemów słowo – zainfekowane złymi emocjami. Ludzie, którzy dopuszczają się tego typu rzeczy, to zazwyczaj ludzie słabi. Agresja bardzo często jest podszyta lękiem i słabością. Osoba agresywna ma potrzebę pokazania swojej siły. A tak naprawdę za kurtyną tej demonstrowanej siły ukryte są lęki i słabości. Tacy ludzie często gromadzą się w grupy, bo łączy ich potrzeba agresywnego działania, tam mogą dać upust swoim frustracjom. Czy to będzie walka ze szczepieniami, czy to będzie jeżdżenie na mecze i bicie kibiców drugiej drużyny – mechanizm zawsze jest ten sam. Zawsze szkodliwy, zawsze nieświadomy.
Posiadanie praw jest równoważne z ponoszeniem odpowiedzialności. Nie ma swobody bez odpowiedzialności. Na tym polega dojrzałość, także dojrzałość społeczeństwa. (Tomasz Kozłowski dla misyjne.pl)
Potrzebny jest nam wszystkim czas na refleksję: „Dobrze, pójdę się zaszczepić i dzięki temu nikt z moich bliskich nie umrze”. Na początku pandemii mówiliśmy: „Czy znasz kogoś, kto choruje na covid?. A dziś pytamy: „Czy znasz kogoś, kto nie miał covidu”. Covid osłabia cały system opieki zdrowotnej: lekarzy, ratowników medycznych, personelu i wszystkich współpracujących podmiotów. Powinniśmy starać się spojrzeć na to wszystko globalnie, systemowo. Powinniśmy zauważyć, że wiele aspektów wpływa na nasze życie, ale że i my możemy mieć na nie wpływ. Wtedy jesteśmy w stanie cofnąć się o dwa kroki i przemyśleć swoje decyzje. Spojrzeć na nie w kontekście tego, jak oddziałują na nas inny ludzie.
Drugi temat, który zajmował nas przez ostatnie miesiące, to sytuacja na polsko-białoruskiej granicy. Rozmawiałem z ludźmi, którzy tam mieszkają, którzy tam pomagają. Niektórzy funkcjonują w rozdarciu, mówią wręcz o partyzantce. Chcą pomagać migrantom, ale nie chcą współpracować ze Strażą Graniczną, bo obawiają się push-backów (czyli wywózek na granicę). Wielu prawników podkreśla, że są one niezgodne z prawem międzynarodowym i naszą konstytucją. Do kryzysu humanitarnego doszedł więc kryzys zaufania obywateli do państwa. Co z tego może wyniknąć? Emocje w ludziach pozostaną przecież nawet po ustaniu kryzysu.
– Byłem w Usnarzu wówczas, kiedy było można jeszcze tam pojechać. Pomagałem jako psycholog tym, którzy nieśli tam pomoc. Obserwowałem cały tworzący się tam system, który w pewnym momencie przekroczył niebezpieczną psychologiczną granicę. Zobaczyłem, jak ci wolontariusze próbowali dotrzeć do migrantów, doprowadzić do nich lekarza, dać im wodę i jedzenie. I nagle stanęło przed nimi 50 policjantów. 50 uzbrojonych funkcjonariuszy przeciwko 30 dziewczynom, które robiły wszystko, żeby pomóc drugiemu człowiekowi, którego życie było w bezpośrednim zagrożeniu. To było nieprawdopodobne. A w tym samym momencie przykład żołnierzy i policjantów pokazuje, że potrafimy tak bardzo wejść w swoje, jakby nie było, zawodowe role, w wykonywanie swoich zadań, że zapominamy, iż jesteśmy przede wszystkim ludźmi i powinniśmy nieść pomoc bez względu na to, czy ci ludzie byli z Iraku, Afganistanu czy z Syrii. I bez względu na to, czy zostali wykorzystani przez reżim w Mińsku, czy nie. To kompletnie nie ma znaczenia! My wszyscy będziemy kiedyś uchodźcami. Już prowadzi do tego kryzys klimatyczny, to się już dzieje. W 2050 r. liczba uchodźców klimatycznych przekroczy miliard. Miliard! Ruchy ludności na naszej planecie będą ogromne i będą wiązać się z gigantycznymi negatywnymi konsekwencjami.
>>> Zielone światło jak puste miejsce przy stole [REPORTAŻ Z GRANICY]
Większymi niż obecna pandemia?
– Zdecydowanie! Jeśli nie potrafiliśmy sobie pomóc w tak stosunkowo drobnej sytuacji, jak ta na granicy, bo dotyczyło to na samym początku zaledwie 30 osób, to źle to wróży naszej przyszłości. Gdy patrzyłem na tych żołnierzy, strażników, policjantów to przypomniał mi się Mahatma Gandhi. On powiedział, że kto się podporządkowuje niesprawiedliwemu prawu, ten jest odpowiedzialny za jego konsekwencje. Jeśli mamy wybór między prawem a sprawiedliwością, zawsze trzeba wybrać sprawiedliwość. Bo ta jest uniwersalna, a prawo może być błędne, brutalne, ułomne i złe. Ten problem stał się kolejnym zarzewiem podziałów między nami. To przykład jasno obrazujący, jak szybko powstaje kolejna polsko-polska wojna. A politycy ostatecznie wykorzystują to jako narzędzie do zwiększania słupków poparcia.
Wszyscy będziemy kiedyś uchodźcami. Już prowadzi do tego kryzys klimatyczny, to się już dzieje. W 2050 r. liczba uchodźców klimatycznych przekroczy miliard. Miliard! (Tomasz Kozłowski dla misyjne.pl)
Dotknijmy jeszcze jednego tematu. Można powiedzieć, że pandemia i ruchy migracyjne są niezwykle poważnymi kwestiami i dotyczą całej ziemi. Jednak ten trzeci może je „przykryć”. To kryzys klimatyczny, określany również jako katastrofa klimatyczna. Temat, który wywołuje poważne obawy, nawet depresję klimatyczną. Młode pokolenie – we własnym interesie – walczy o to, by zatrzymać katastrofalne skutki tych zmian.
– Mam nadzieję, że ten temat jak najszybciej stanie się tematem numer jeden. To nie jest tak, że Polski to nie dotyczy. Wystarczy spojrzeć na kolejne susze w województwie łódzkim, na stale obniżający się poziom wód gruntowych, na zmniejszającą się absorpcję gleb. Naukowcy mówili o tym już w latach 60. Przewidywali, że podniesienie temperatury na Ziemi będzie powodowało katastrofę klimatyczną, a przez to i katastrofę humanitarną. Jesteśmy systemem naczyń połączonych. Problem polega na tym, że skupiamy się wyłącznie na poszczególnych aspektach katastrofy klimatycznej. Myślimy: „Ok, u nas nie ma tornad, jest więc spokojnie”. By ocalić nasze życie na naszej planecie najważniejsze są dwie rzeczy: odejście od paliw kopalnych i zdrowa żywność. Chodzi przede wszystkim o mięso, o produkcję wołowiny, która generuje olbrzymie ilości metanu, który jest znacznie bardziej szkodliwy niż dwutlenek węgla. To są niezwykle skomplikowane i wielowątkowe procesy.
>>> Paulina Guzik: system ochrony dzieci musi działać jak w zegarku [ROZMOWA]
Stworzył Pan projekt „Jump for the planet” i pomaga Pan uchodźcom klimatycznym.
– Chciałbym przez mój skok z wysokości 45 kilometrów, który już od kilku lat przygotowuję, zwrócić uwagę świata na ten właśnie problem. To będzie najwyższy skok spadochronowy w historii, będę skakał w kosmicznym kombinezonie. Przy zastosowaniu dzisiejszych technologii i dostępu do platform społecznościowych mam szansę dotrzeć z moim przekazem do kilkuset milionów ludzi. Zastanawiam się więc, jak tę szansę wykorzystać. Chcemy zebrać pieniądze na domy właśnie dla uchodźców klimatycznych, ale już dzisiaj wiem, że przy tak szerokim odzewie zbudujemy ruch społeczny, który będzie mieć szansę chronić planetę w bardzo wielu sferach. Ja ratuję ludzi, którzy już doświadczyli skutków zmian klimatycznych, ale potrzeba też zmian systemowych, by zapobiec kolejnym katastrofom. 50 tysięcy osób dziennie traci swoje domy przez katastrofę klimatyczną i wywołane nią klęski żywiołowe, które po części są też wynikiem naszej działalności. Mierzymy się z tym i doświadczymy tego codziennie. Problem polega na tym, że nie przekazujemy planety (w lepszym lub gorszym stanie) kolejnym pokoleniom. Jak powiedział pod koniec XIX w. wódź Seattle – planetę pożyczyliśmy od tych przyszłych pokoleń i jesteśmy za jej stan odpowiedzialni – „We Do Not Inherit the Earth from Our Ancestors; We Borrow It from Our Children…”. Jednak ostatecznie wciąż wiele pozostaje w rękach polityków. A ostatnie 100, 150 lat rozwoju poprzez rewolucje przemysłowe w ogromnej części równolegle skutkowało eksplozji chciwości. Chciwość to nasz grzech główny. Żyliśmy według dewizy: więcej, szybciej, taniej. Ostatecznie wirus nie rozróżnia, czy ktoś jest bogaty, czy nie. Wszyscy oberwiemy tak samo. I tak też będzie w przypadku katastrofy klimatycznej.
>>> Papież do uczestników COP26: kryzys klimatyczny dotyka zbyt wielu ludzi, nie można dłużej czekać
Jest ruch, nurt myślenia, zgodnie z którym ludzie chcą konsumować mniej i bardziej świadomie. Ale pojawiają się głosy, że w pierwszej kolejności trzeba tego wymagać od bogatej Północy. Bo trudno oczekiwać mocnego zaciskania pasa od krajów biednych czy dopiero rozwijających się. Szczególnie dlatego, że ich problemy z klimatem wynikają w głównej mierze z wieloletnich działań bogatej Północy.
– Musimy wspólnie zastanowić się nad tym, co zrobić, by przetrwać. Tego procesu nie da się już odwrócić, ale ciągle możemy jeszcze go zatrzymać, spowolnić. Ziemia to mądry organizm i sobie potrafi poradzić z problemami, z nami sobie też poradzi. Na szczęście ludzie powoli zaczynają to dostrzegać.
Naszą rozmowę zaczęliśmy od tego, że w minionym roku dominowało dużo trudnych, poważnych, globalnych i wielowątkowych tematów. I że często nie słuchamy autorytetów. Niekiedy nawet trudno je znaleźć. Na domiar złego instytucje odpowiedzialne za dialog niekiedy zawodzą. Kończymy dość pesymistycznie.
– Poważnym problemem jest to, że kłamstwo stało się dzisiaj najskuteczniejszym i najczęściej występującym narzędziem w polityce. I to na całym świecie. Do porządku dziennego przechodzimy, gdy polityk mówi: „Ok, kłamałem, ale to było w kampanii”. Po chciwości, o której mówiłem wcześniej, to nasz drugi, poważny grzech. I dlatego nie ufamy autorytetom. „Przejechaliśmy się” na dwóch, trzech ekspertach, dlaczego więc mamy uwierzyć trzeciemu? Jeśli politycy nas okłamywali lub zwodzili, to dlaczego mamy im wierzyć? To poważny problem, który jest przyczyną wielu innych.
>>> Kard. Nycz: Bóg chce wejść w nasze sprawy: problemy pandemii i na granicy
* Tomasz Kozłowski – mówca motywacyjny, psycholog i wieloletni ratownik górski. Skoczek spadochronowy, tandem-pilot (1800+). W grudniu 2014 r. wznosząc się do stratosfery balonem na ogrzane powietrze wraz z dwoma skoczkami wykonał najwyższy skok spadochronowy w Europie. 21 czerwca 2017 r. bijąc dwukrotnie rekord Polski skoczył ze spadochronem 50 razy w ciągu jednego dnia – każdy skok dedykowany był konkretnej ciężko chorej osobie, dzięki czemu zebrał ponad 200 tys. zł na cele dobroczynne, za co otrzymał nagrodę CHARITY HERO. Rok później skoczył w jednym dniu 100 razy zbierając ponad pół miliona zł na 100 specjalistycznych wózków inwalidzkich dla niepełnosprawnych dzieci. Autor projektu JUMP FOR THE PLANET, którego celem jest wykonanie skoku spadochronowego z 45 km w celu zwrócenia uwagi świata na problemy klimatyczne i zebranie pieniędzy na domu dla uchodźców klimatycznych.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |