fot. Facebook/Zbigniew Czendlik

Trochę się wygłupiam, ale to nie bluźnierstwo 

Liberał? Konserwatysta? Ksiądz dialogu z jednoczesnym zamiłowaniem do tradycji? Ksiądz Zbigniew Czendlik jest nietuzinkowy. Czeski duchowny celebryta z programem telewizyjnym. Na pewno idealista. Można mieć wrażenie, że pełno w nim sprzeczności, ale może przez to wiele nurtów? Na pewno kapłan, którego warto poznać.

„Pochodzę z typowej rodziny katolickiej. Nie byliśmy fanatykami, nikt nie miał obsesji wiary. Pan Bóg był po prostu naturalną częścią naszego życia (…) Do dziś mam w głowie obraz rodziców ze złożonymi rękoma, klęczących przy łóżku. Każde osobno, zanurzone w cichej rozmowie z Bogiem. Poranna i wieczorna modlitwą była dla nas sprawą oczywistą jak mycie zębów” – czytamy na jednej z pierwszych stron książki „Bóg nie jest automatem do parzenia kawy”.

Szpilki, by zwrócić uwagę  

Książka to rozmowa Markety Zahradnikovej z ks. Zbigniewem Czendlikiem – Polakiem, który od wielu lat posługuje w Czechach. U naszych południowych sąsiadów jest jednym z najbardziej znanych duchownych i chyba jednym z najbardziej lubianych. Choć droga ku temu nie była łatwa. To książka (rozmowa – rzeka) o nim, o jego relacjach z Bogiem i ludźmi. I filozofii życia. To na niej chciałbym się przede wszystkim skupić.

Zbigniew Czendlik wychował się w Dębowcu na Śląsku Cieszyńskim. Do Czech został wysłany w 1993 r. z parafii w Chorzowie. Od 24 lat jest proboszczem w Lanškrounie (Lanckorona). Znany jest z odważnych porównań. O kazaniu potrafi powiedzieć, że powinno być jak minisukienka: krótkie i dopasowane. Na siebie potrafi włożyć… nie mini, ale kobiece szpilki. Nie po to, by zwrócić uwagę na siebie, ale na problem. Ksiądz Czendlik wziął udział w kampanii społecznej pokazującej nierówności społeczne, jakie panują między kobietami a mężczyznami (chociażby w wynagrodzeniu za tę samą pracę). To wtedy stało się o nim głośno także w Polsce. Bo to ksiądz, który czuje życie, nie godzi się nie niesprawiedliwości. Nie przymyka na nie oka, ale głośno o nich mówi.

Lubi życie, jakim jest 

Cieszący się życiem, jest świadom swoich słabości. Wśród nich wysokiego mniemania o sobie, słabości do jedzenia. Nie ukrywa tego, przyznaje się do nich i próbuje je poskramiać. Dzięki temu jest tak bardzo ludzki, tak bardzo „jednym z nas”, więc może i przez to tak bardzo wiarygodny. To niejako kumpel, z którym mamy (a przynajmniej ja mam) ochotę iść razem i szukać Boga.

fot. fotovideo.fronk.cz

To człowiek – kopalnia anegdot. Często na zadawane pytaniem odpowiada historią (historyjką) z życia wziętą. W jednej odpowiedzi można znaleźć ich nawet kilka! Woli operować przykładem niż własnymi „mądrościami” W czasie czytania książek miałem nawet pomysł, by je wszystkie spisać. Są bowiem jak „złote rady na…”. Nie będę ich tu jednak przytaczać. Nie będę Was – ewentualnych Czytelników – pozbawiać radości z ich poznania. Pozwólcie jednak, że z jedną się z Wami podzielę. Mimo że od przeczytania książki minął już ponad tydzień, to przypomina mi się codziennie. Rozbawia i jednocześnie sporo daje do myślenia. I to jest właśnie kwintesencją księdza Czendlika. Bawi i uczy. Śmieszy i daje do myślenia. Namawia do pozytywnego podejścia do życia. Ta jest i krótka i dosadna.  

„Wiesz, jak to jest: przychodzi optymista na cmentarz i co widzi? Same plusy!” (ks. Czendlik).  

I ta afirmacja życia bardzo mi u księdza Czendlika imponuje i inspiruje. To nie jest ksiądz, który w homilii czy rozmowie z drugim człowiekiem wyłoży filozofię Kościoła, rzuci fragmentem z mądrych ksiąg. To człowiek, który żyje Ewangelią – z niej czerpie radość i energię do życia. I co najważniejsze – nie tylko swojego. Jego misją jest dzielenie się tą energią, wiarą, miłością.  

Łaskawy i pokorny 

W księdzu Czendliku widać Franciszkowe myślenie, czuć Franciszkowego ducha. Pod koniec książki wykłada swoją filozofię kapłaństwa w oparciu o zasady, które niedawno przekazał sam papież. Najbliższa mu jest ta: „Idź przez życie spokojnie, bądź łaskawy i pokorny”. „Ta rada bardzo mi się podoba. Gdybym mógł, zarządziłbym każdemu spokojne, pełne miłości i pokorne podejście do życia. Gdyby ludzie potrafili zachować równowagę, nasz świat z miejsca zmieniłby się w raj” – mówi i kreśli wizję wiary, która odzwierciedlała się w naszych czynach. Nieco idealistycznie marzy o świecie, w którym ludzie potrafią sobie przebaczać, którzy są hojni, wyrozumiali (duchowo szczodrzy) dla siebie nawzajem. „Owszem, mam ogromne oczekiwania. Bo mam wielkie pozytywne marzenia. Marzę o tym, że pewnego dnia ludzie zaczną brać przykład z Boga i nauczą się przebaczać” – mówi bohater rozmowy i przypomina prawdę o wielkim, nieskończonym Bożym Miłosierdziu. Wierzy też we wrodzoną dobroć ludzi, a ich ewentualne „odchylenia” od tej normy zawsze można naprawić. A misję Kościoła widzi przede wszystkim we współpracy. Tej wewnętrznej i ze światem zewnętrznym. To po prostu człowiek, który chce współpracy, rozmowy i dobrego współistnienia ludzi ze sobą. „Szczęście jest, najogólniej mówiąc, błogosławieństwem Bożym. „Bo wszystko, co służy dobru, jest błogosławione” – mówi.  

Potrafi zaskoczyć, a nawet zszokować  

Ksiądz Czendlik nie jest duchownym standardowym. Momentami może zaskakiwać, nawet może wydawać się kontrowersyjny. Może nie w swych działaniach, ale w poglądach. Jak chociażby tutaj: „Sam kocham wolność i bardzo nie lubię, kiedy ktoś próbuje mi coś narzucić. I nie zamierzam tego robić bliźniemu. Jeśli ktoś sam nie spotyka o Boga, nie usłyszy ode mnie ani słowa na Jego temat”. Dość trudno zgodzić się z taką wizją kapłaństwa. Każdy kapłan (ba! każdy wierzący) jest misjonarzem, jest posłany, by szerzyć wiarę. Trudno sobie wyobrazić, by postawa chrześcijanina była postawą „ani słowa na temat Boga”. Ksiądz Czendlik tłumaczy po chwili, że woli inspirować czynem i życiem, a nie słowem i namową. Można to zrozumieć, choć postawę „ani słowa” idzie –moim zdaniem – o jeden most za daleko.  

Wiara sprywatyzowana?  

W innym miejscu ks. Czendlik potwierdza tę postawę prezentując – nazwałbym to – model wiary sprywatyzowanej. „Moja wiara nie ma nic wspólnego z eksplozją emocji. Po prostu stale odczuwam obecność Boga. Mam Go w sercu. To tam Go szukam, tam odnajduję”. I do tego momentu chyba wszystko gra, jednak dalej słowa księdza mogą wzbudzić pewne wątpliwości. Czytamy bowiem: „Nie czuję potrzeby upubliczniania naszego dialogu ze wszystkimi szczegółami. Nie sądzę, by moim zadaniem było wciskanie komuś mojej wiary czy drogi. (…) Wszystko to prywatna sprawa każdego człowieka”. Zostawiając samą postawę księdza Zbigniewa, to użycie słowa: wciskanie w kontekście przekazu wiary boli najbardziej. Jest pejoratywne, kojarzy się ze wciskaniem niepotrzebnego produktu przez natrętnego reklamodawcę. Zdarzy mu się zadrwić z piekła (co wiemy, może nie przynieść dobrych skutków), potrafi też porównać religię z… dietą. „Zalecam, by podchodzić do religii podobnie jak do codziennej diety. Jej podstawę też zwykle stanowią tradycje wyniesione z domu. Przeważnie jemy to, co rośnie w naszym kraju”. Ksiądz Zbigniew potrafi zaskoczyć a nawet zszokować, by za chwilę jednak ująć…

fot. fotovideo.fronk.cz

„Jak wszystkim pozostającym w poważnym związkach i nam zdarzają się ciche dni. Dość łatwo się obrażam, w dodatku lubię robić Mu na złość. Czasem wręcz umyślnie go prowokuję. Jemu też się zdarza, wtedy nie odbiera ode mnie telefonu i ostentacyjnie milczy. Na szczęście, jak dotąd, zawsze prędzej czy później oddzwania”. Księdzu Czendlikowi – przy całej jego oryginalności i momentami balansowaniu na granicy – nie można odmówić jednego. Wiary. Wiary w Boga, który jest partnerem, przyjacielem, a nie karzącym ojcem. Boga, który nie jest gdzieś daleko, ale jest obok nas, bardzo ludzki i ludzi rozumiejący. Zbigniew Czendlik pojmuje Boga sercem, nie rozumem. To kolejna jego cecha (po umiejętności szokowania, stawiania oryginalnych tez z jednoczesnym zawierzeniem mądrości Boga).   

„Kardynał Duka powiedział kiedyś dziennikarzom, że jeśli w czeskim Kościele zdarzy się jeden Czendlik, to jeszcze nie problem, ale dziesięciu takich Czendlików oznaczałoby spore kłopoty” (fragment książki „Bóg nie jest automatem do kawy”)  

Studnia anegdot. Bez dna 

Tą cechą jest pokora. Mimo popularności (w Czechach między innymi prowadzi program telewizyjny, jest swego rodzaju celebrytą) sodówka do głowy mu nie uderzyła. „Na świecie jest wiele osób, które znaczenie przewyższają mnie intelektem” – przyznaje w jednym z fragmentów. „Tomaš Halik na przykład. Lubimy się, ale nie za bardzo mamy o czym ze sobą rozmawiać. On zapewne chętnie porozmawiałby o św. Tomaszu z Akwinu czy innych doktorach Kościoła, a ja znam się raczej na modelkach. Czasem odnoszę wrażenie, że jestem w tyle nawet za niektórymi uczniami szkół średnich. Co tam średnich – bywa, że dzieciak z podstawówki czy wręcz przedszkolach zagina mnie swoją wiedzą. Dlatego właśnie bardziej niż rozumowi ufam swojemu sercu. Bo serce mam, w przeciwieństwie do mózgu, dość duże”.  

Ksiądz Zbigniew sypie za to anegdotami jak z rękawa. Przykład i historia goni kolejne. O Bogu mówi, że jest niepojęty. Dlatego woli Go przyjmować sercem, a nie rozumem. I od razu obrazujący to przykład: „Nie jesteśmy w stanie pojąć Go tu, na ziemi, to niemożliwe. To tak, jakby powiedzieć, że postać z kreskówki próbowała pojąć swojego twórcę: Kaczor Donald Walta Disneya”. Przyszłoby Wam do głowy takie porównanie?  

Pragnienie wiary. I prawdy 

Do wiary podchodzi jednak śmiertelnie poważnie. I cały czas jej pragnie. To właśnie pragnienie wiary stawia wyżej od samej wiary. „Nie mogę z całą mocą określić siebie jako osoby wierzącej, moja wiara nigdy nie będzie pełna i doskonała. Przecież ona bez przerwy rośnie. Wiara, podobnie jak miłość, jest nieskończona. Z tego wniosek, że nigdy nie będę wierzył w stu procentach. (…) Chodzi nie o to, jak bardzo wierzę ale o to, jak bardzo chcę wierzyć. Pragnienie wiary jest czyjś więcej niż ona sama”.  

A jego liberalnie niekiedy poglądy (a może bardziej „liberalny styl” niż same poglądy) mogą być skutkiem tego, jak ksiądz Zbigniew podchodzi do tego czym jest prawda (prawda, w którą wierzy). Jak ją definiuje? „Uważam, że osoby zbyt przywiązane do własnych poglądów wolą siebie samych od prawdy. Bo prawda to poszukiwanie. Dociekając jej, zawsze możesz znaleźć się w ślepej uliczce. Wtedy musisz zrobić krok w tył. Czasami wiele, wiele kroków. Właściwa droga wcale nie polega na ciągłym parciu do przodu”. To na pewno nie idzie w sukurs katolikom – jastrzębiom. To postawa bliższa katolickim gołębiom (tu oczywiście się lekko uśmiecha). W duchu sobie myślę, że ks. Czendlik to świadectwo na wielką otwartość i duże poczuciu humoru Pana Boga i Jego wielkiej wiary w nas. Nietuzinkowych bowiem współpracowników sobie wybiera.

fot. fotovideo.fronk.cz

Fajny człowiek. Ciekawy ksiądz 

Postel, hospoda, hostel (łóżko, knajpa, kościół) – ta książka taki miała oryginalny tytuł. To chyba idealny „skrót z księdza Zbigniewa”. Jednak nie ograniczajmy się tylko do tego. Jego wiara, choć często wyrażana w dość oryginalny sposób, jak odczuwam po lekturze tej książki, jest jednocześnie bardzo głęboka. Ks. Czendlik wypracował nieco indywidualny i bardzo oryginalny sposób na relację z Bogiem. Oceniając relacje ludzkie (o których w tej książce sporo) mówi: „Najczęściej oceniamy i postrzegamy siebie zbyt powierzchownie. Na szczęście jest też Pan Bóg, który zagląda w nasze serce. Nie da się Go zwieść nawet najlepszym makijażem czy modnym ubraniem”. A od ludzi najbardziej boi się „własnej głupoty, lekkomyślności i nieuwagi”. Tych ludzkich cech z jednoczesnym głębokim zawierzeniem mądrości Boga na pewno możemy się od ks. Czendlika uczyć. Miło było Go poznać!  

Rozmowę z ks. Zbigniewem Czendlikiem na język polski przełożyła Julia Różewicz. Książkę wydało wydawnictwo Dowody na Istnienie 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze