Trójmorze a uchodźcy
Odnoszę wrażenie, że dyskurs na scenie politycznej i medialnej nie dotyczy tego czego powinien. Imigranci z Bliskiego Wschodu to przecież nie jest problem, który Polski dotyczy bezpośrednio. Dotyczy nas to, co dzieje się na naszych oczach.
„Łańcuch światła”, protesty przed sejmem czy garsonka księżnej Catherine. To rzeczy, które – owszem – dzieją się tu i teraz, są tylko powierzchnią dyskusji, która powinna toczyć się naprawdę. Można oczywiście toczyć dysputy na temat tego, jaką liczbę uchodźców z Bliskiego Wschodu powinna przyjąć Polska, ale mimo wszystko – i tak nie to dotyczy nas najbardziej. Rzeczy, które dla Polski są najważniejsze, dzieją się tuż obok nas, przemilczane przez mainstreamowe media.
Wiele portali śmieje się z relacji Andrzeja Dudy i Kolindy Grabar-Kitarović, humorystycznie sugerując „bliższe stosunki” w relacjach Polski i Chorwacji. Mało się jednak mówi o tym, że tych dwoje dyplomatów, prezydentów zaprzyjaźnionych krajów i społeczności, podpisuje sojusze, które mają realny wpływ na najbliższe kilka lat w dziejach zarówno Polski, Chorwacji, jak i innych państw. Kraje tzw. Trójmorza, a więc Austria, Bułgaria, Chorwacja, Czechy, Estonia, Litwa, Łotwa, Polska, Rumunia, Słowacja, Słowenia i Węgry – to państwa, które tuż przed nosem Unii Europejskiej zakładają własne sojusze ekonomiczne. To właśnie z inicjatywy Andrzeja Dudy i Kolindy Grabar-Kitarović w 2015 r. powołano grupę Trójmorza, a więc sformalizowano polityczną społeczność, która istniała od dawna. W 2016 r. w Dubrowniku spotkano się na pierwszym szczycie tej grupy, a kilka dni temu, 6 lipca szczyt ten, z Donaldem Trumpem jako gościem, odbył się w Warszawie.
Dlaczego jednak o tym piszę? Co ma Trójmorze do uchodźców? Pozornie niewiele. Gdyby jednak zanalizować publiczne dyskusje, warto połączyć te dwie kwestie. Skrajna, nacjonalistyczna prawica ma wizję Polski jednolitej etnicznie, religijnie czy kulturowo. Lewa strona polityczna chce z kolei przyjęcia do Polski zupełnie obcych ludzi, nie patrząc na żadne konsekwencje, które zresztą jeszcze nam nie grożą (choć niedługo ta dyskusja jeszcze bardziej się ożywi). Mało się jednak mówi o tym, że Polska, jako silne państwo, musi współistnieć i współgrać z sąsiednimi grupami narodowościowymi czy etnicznymi, które żyją w Polsce już od czasów Piastów. Ich istnienie nie wpisuje się w ten skrajnie narodowościowy plan Polski jednolitej narodowościowo. Potęga naszego kraju była największa właśnie w okresie współistnienia ze sobą wielu grup etnicznych, religijnych i narodowościowych. Każda z nich – zarówno Polacy, jak i te mniejszości – miała zawsze swoje interesy, a jednak współistnienie było możliwe. Co więcej, takie relacje wzmacniały pozycję Polski na arenie międzynarodowej, już chociażby w okresie Unii Lubelskiej.
Czy możemy wyciągnąć chociaż małe wnioski z historii? Dlaczego nie mówi się o sojuszu Trójmorza, który może wzmocnić pozycję Polski i w relacji z ościennymi krajami – nadać nam prawdziwą suwerenność? Nie lubię, gdy w kwestii przyjmowania uchodźców Polskę porównuje się z Niemcami. Mimo iż żyjemy obok siebie, interesy naszych krajów są zgoła odmienne. Czy to oznacza, że nie mamy pomagać innym? Oczywiście, że nie – choć i tak tego typu sformułowania królują na ustach opozycji, która często nie rozumie niektórych działań obecnego rządu.
Fot. PAP/Jacek Turczyk
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |