zdj poglądowe, Fot. freepik/YuriArcursPeopleimages

Trudny coming out [FELIETON]

Na studiach, jak tylko się przyznałem, usłyszałem sporo niemiłych słów. W pracy wielokrotnie słyszałem słowa krytyki. Ostatnio przyznałem się znajomym i zapadła niezręczna cisza. W internecie każdego dnia czytam niemiłe komentarze. Ogólne i takie bezpośrednio kierowane do mnie. Na szczęście rodzinę mam tolerancyjną. Z ich strony nie było żadnych przykrości. XXI wiek, a nadal taka zaściankowość. Nadal coming out jest trudny. 

Trudno to sobie wyobrazić, ale żyjemy w czasach, gdzie wszystkie kultury się ze sobą mieszają, wiedza o świecie jest na wyciągnięcie ręki, a przyznanie się do wiary katolickiej może wiązać się z ogromnymi nieprzyjemnościami. Tak. O katolickim coming oucie pisałem na początku. Niestety pierwszy akapit nie jest stworzony na potrzeby tego wpisu. Nie jest to moja fantazja. Niestety. 

>>> Miłość i nietolerancja [FELIETON]

Krytyka z każdej strony 

Na studiach usłyszałem od wykładowcy, który zobaczył łańcuszek z krzyżem na mojej szyi: „Zdejmij to. Ty tak na poważnie?”. W pracy krytyka Kościoła i duchownych potrafi często pojawiać się w rozmowach. Nasila się, gdy media rozdmuchują kolejne mniej lub bardziej zweryfikowane „skandale”. Ostatnio przy dalszych znajomych wyszedł temat wiary i poglądów konserwatywnych. Po moim przyznaniu się, że to są właśnie moje wartości była niezręczna cisza i wymiana spojrzeń między znajomymi. Ewidentnie, nie byłem odpowiednią osobą do dalszej rozmowy. Obserwuję różne religijne profile w mediach społecznościowych i sam taki prowadzę. Kpina, obrażanie, wulgaryzmy i wyśmiewanie ludzi ze względu na wiarę – wszystko to jest nagminne, można by cały dzień czytać tylko tego rodzaju wpisy. Do tego dochodzi rzesza popierających je – zwykle mało kulturalnych – komentarzy. Najbliższą rodzinę mam na szczęście katolicką, więc faktycznie, z ich strony nie ma żadnego problemu. 

Jednocześnie, „tęczowy” coming out jest czymś modnym, a robiąc to w odpowiedni sposób, w odpowiednim momencie i odpowiednio głośno, niektórzy dzięki temu zrobili karierę. Jednak to na braku tolerancji względem tych osób ciągle nakręca się marketing kolorowego środowiska. Jak wspomni się o prześladowaniu chrześcijan, to z dużą pewnością zostanie się wyśmianym. Przecież nikt nie łączy coraz częstszych i coraz większych dewastacji miejsc religijnych czy słownych lub fizycznych ataków na duchownych z prześladowaniem. Żadne większe stacje telewizyjne czy gazety nie informują o codziennym prześladowaniu chrześcijan na całym świecie. W niektórych państwach wręcz poluje się na chrześcijan, a wiara oznacza wyrok śmierci, wygnania lub więzienia. To jednak artykuł o problemie nastolatka, który bez stwierdzenia lekarskiego żąda, żeby nazywać go kobiecym imieniem, będzie chętniej publikowany. 

Autor: Michał Brzezicki

Tematy światopoglądowe 

Przez to, że od zawsze sam sobie radzę w takiej słownej konfrontacji, nigdy tego nie zgłaszałem. Nigdy też specjalnie o tym nie myślałem. Teraz trochę żałuję, bo wykładowca ze swoim komentarzem akurat zdecydowanie przekroczył granice. Spróbowałem na Facebooku. Niestety, najbardziej wulgarny i obraźliwy wpis o Kościele, duchownych czy katolikach, łącznie z wezwaniem do jakiejś agresji, jak się okazuje, „nie narusza standardów” i jedyne co można zrobić, to przestać obserwować takie profile. 

Pewnego razu podczas przerwy w pracy wyszedł temat światopoglądowy. Nie zaczynam takich tematów, ale ostatecznie czasami się w nie włączam, gdy poziom wypowiadanych bzdur antykościelnych jest już zbyt wysoki. Doszło do popularnych antyklerykalnych kwestii: księża nie płacą podatków, są złodziejami, taca powinna być opodatkowana, a Fundusz Kościelny zlikwidowany (o Funduszu więcej tutaj). W tym momencie zabrałem głos i ku zdziwieniu kilku kolegów, wyjaśniłem, jak wygląda sytuacja. Widać, że takie osoby nie mają często kontaktu z kimś, kto ma inne stanowisko, więc temat szybko się skończył mruczeniem pod nosem i cichym powrotem do swoich zajęć. Inny kolega z wyrazem szacunku powiedział, że ładnie odbiłem piłeczkę, aż pozostałych zatkało i zapytał, skąd taki przygotowany jestem. Moja odpowiedź była prosta: „Od dziecka mam poglądy konserwatywne i jestem katolikiem, musiałem odpierać ideologiczne ataki, zanim zdobyłem prawa wyborcze”. Chciałoby się powiedzieć, że, niestety, „w takich czasach żyjemy”, ale tak szczerze, to w „każdych czasach” była grupa ludzi, którzy nas nienawidzili, chcieli się nas pozbyć i naprawdę, wielokrotnie były to większe cwaniaki niż obecni internetowi hejterzy. Nieraz czytam komentarz triumfującego antyklerykała, że katolików jest coraz mniej i że będzie nas jeszcze mniej, aż znikniemy… Serio? Zaczęło się od malutkiej grupki ludzi, a rozrosło do milionów. Komunizm i państwo chciały się pozbyć Kościoła i katolików, a my mamy serio się teraz trząść, bo ktoś w internecie stwierdzi, że jest nas mniej niż w zeszłym roku? 

Z drugiej strony, oczywiście nawet tacy dzisiejsi nienawistnicy nie powinni w taki sposób nas traktować. Nie można dawać im na to zezwolenia. Do szerzenia się zła wystarczy milczenie dobrych ludzi, parafrazując znane powiedzenie. Na świecie jest już wystarczająco miejsc, w których prześladowania chrześcijan zbierają śmiertelne żniwa. Nie pozwalajmy, by i u nas było na to zezwolenie. Jednak często lepszym od wchodzenia w bezowocne internetowe dyskusje rozwiązaniem jest po prostu szerzenie wokół siebie dobra. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze