Fot. EPA/SERGEY DOLZHENKO

Ukraina: w Mikołajowie zaczyna brakować wody pitnej. Woda w rurach „jest słona i brudna”

Od wielu dni trwa zmasowany ostrzał położonego na południu Ukrainy Mikołajowa. W nocy z soboty na niedzielę miał miejsce wielogodzinny atak rakietowy, zdaniem władz, najsilniejszy od wybuchu wojny. Na obrzeżach miasta dzień i noc toczą się intensywne walki z okupantem. Brakuje wody i żywności, okoliczne pola stoją w ogniu.

Mieszkańcami, którzy pomimo ciągłych ataków pozostali na miejscu, opiekuje się ks. Taras Pavlius, proboszcz jedynej greckokatolickiej parafii w Mikołajowie. Podkreśla, że choć ze względów bezpieczeństwa władze zakazały prac polowych, to wielu rolników, ryzykując życie, decyduje się na zbiory. Pod osłoną nocy wychodzą na pola, nie po to, aby się wzbogacić, ale by mieć chleb na zimę i możliwość zasiewu jesienią i wiosną – wyjaśnia duchowny.

>>> Biskup Zaporoża: przyzwyczajenie do wojny przyniesie głód

„To cud, że nie mamy jeszcze epidemii”

Jak zaznacza, to nie głód jest obecnie największym problemem, ale brak wody pitnej. Woda, która płynie w rurach, jest pobierana z rzeki Boh i miesza się z wodą morską. „Jest słona i brudna, to cud, że nie mamy jeszcze epidemii” – mówi ks. Taras. Kapłan, który jest także dyrektorem miejscowej Caritas, stara się pomagać miejscowej ludności. Codziennie rozwozi butelki z wodą przysyłane na Ukrainę z Zachodu, głównie z Polski.

Ks. Pavlius powiedział, że przez pewien czas wodę pitną sprowadzano z sąsiedniej Odessy, ale w tej chwili jest to już niemożliwe. Wodę wciąż można kupić w sklepach, które są otwarte do południa, ale wiele osób, z powodu utraty pracy, nie ma już pieniędzy. Na terenie miasta powstało kilka studni artezyjskich, ale są one wykorzystywane głównie przez szpitale i przedsiębiorstwa komunalne.

Póki na dworze jest ciepło, katastrofy nie ma, ale zapotrzebowanie na czystą wodę każdego dnia rośnie – wyjaśnił ks. Taras. Jak zaznaczył liczba mieszkańców zwiększa się, ludzie stopniowo wracają. „Z jednej strony się cieszę, ale z drugiej jestem przerażony, bo jesteśmy naprawdę blisko frontu i w każdej chwili wszystko może się wydarzyć. Ludzie też się boją, ale mają wielkie pragnienie powrotu do domów, mówią mi: ojcze, nieważne jak jest ciężko, dom, to dom” – powiedział papieskiej rozgłośni greckokatolicki duszpasterz.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze