W czasie medytacji Słowa Bożego uczę się myśleć po „Jezusowemu” [ROZMOWA]
– Widzę, że na przestrzeni lat uczę się myśleć po „Jezusowemu” w tym jak wykonuję swoje obowiązki, kiedy spotykam się z ludźmi, jak ich słucham, jak się na nich otwieram. Nie przeżyłam w związku z medytacją jakiegoś nadzwyczajnego nawrócenia, ale doświadczam wewnętrznej zmiany jako procesu, który wydarza się dzień po dniu – mówi Anna Wdowiarz.
Anna Wdowiarz należy do wspólnoty, w której jednym z fundamentów życia duchowego jest medytacja Pisma Świętego. Mówi o tym, że najbardziej konkretne owoce życia Słowem Bożym przynosi jej medytacja ignacjańska.
Justyna Nowicka: Pierwsze z czym potocznie kojarzy się medytacja jest oczyszczenie umysłu, po to, żeby osiągnąć wolność od myślenia. Ale medytacja chrześcijańska trochę się różni.
Anna Wdowiarz: Medytacja jest przede wszystkim spotkaniem dwóch osób. Absolutu, który jest Osobą i człowieka, który jest osobą. Raczej chodzi więc o otwarcie się na drugą Osobę, na Spotkanie.
Czyli można powiedzieć, że nie chodzi o pustkę i nic więcej, ale o miejsce na coś innego.
Tak. Chodzi o oczyszczanie swojego serca po to, żeby Pan Bóg mógł je wypełnić Sobą. Można też powiedzieć, że chodzi trochę o oczyszczanie w tym sensie, że człowiek w konsekwencji zmienia swoje postawy na bardziej biblijne. Człowiek chce się spotkać z Bogiem i zobaczyć jak On widzi moje życie, jakie jest moje myślenie i jak On chciałby, żeby moje życie wyglądało.
Jaki jest to rodzaj medytacji, w którym najbardziej spotykasz się z Bogiem?
Sposób medytacji, to jest pewien środek, którym się posługujemy, żeby doświadczyć spotkania z Bogiem. Najbliższy jest mi sposób modlitwy, który zaproponował święty Ignacy z Loyoli. Ten schemat, ta propozycja wydaje mi się najbardziej życiodajna, czyli otwierająca na Pana Boga i najbardziej dotykająca mojego życia i to bardzo konkretnie. Ważne jest dla mnie, żeby spotkanie z Bogiem w Słowie nie zatrzymało się na przeżyciu, ale miało później przeniesienie na życie.
Skoro już wspomniałaś o konkrecie to powiedz jakie konkretne kroki trzeba zrobić w metodzie zaproponowanej przez świętego Ignacego?
Po pierwsze to co mam zrobić, to uświadomić sobie, że jestem przed Bogiem, że to jest spotkanie Osoby z osobą. Ignacemu zależało także na tym, by w każdej medytacji prosić o czystość intencji. By moje motywacje i wszystko, co robię było skierowane tylko „ku służbie i chwale Jego Boskiego Majestatu” – tak mówił.
Drugi element to obraz, który jest ważny, ponieważ jest jakby latarnią morską na naszej modlitwie, zwłaszcza, kiedy przeżywamy rozproszenia i myśli uciekają w różne strony. Obraz, czyli pewne wyobrażenie sceny biblijnej. Święty Ignacy zawsze mówił, że kiedy rozpoczynasz medytację, to wtedy wyobrażaj sobie Jezusa, Maryję, czy inną postać, ale też sytuację biblijną. W sytuacji rozproszenia będziesz miał do czego wrócić.
I trzeci element, który jest niezwykle istotny, to jest prośba o owoc. Święty Ignacy mówił, że ważne jest, by wiedzieć, o co chcesz prosić, kiedy idziesz na modlitwę. Stąd bardzo istotne jest to, co nazywał przygotowaniem dalszym do medytacji. Przygotowanie dalsze polega na tym, że już poprzedniego dnia czyta się tekst Słowa Bożego, „wyłapuje się” to, co mnie porusza, co dotyka. Zwykle coś w nas rezonuje, gdy czytamy Słowo za pierwszym razem. To pozwala zadać sobie pytania dotyczące mojego życia, na które później w obecności Pana Boga będę szukać odpowiedzi. Wtedy na modlitwie mogę próbować zrozumieć, dlaczego to Słowo mnie porusza, dotyka i ewentualnie, jaką reformę życia mam wprowadzić w związku z tym.
Bardzo podoba mi się to, że święty Ignacy zachęca, abyśmy angażowali się w modlitwę „w całości”. To znaczy nie tylko rozumem, ale także uczuciami. Ta integralność pozwala pełniej odkryć kierunek zmiany, do której Słowo nas zachęca.
>>> Św. Ignacy w codzienności. Owoce ciszy w naszym życiu
W czasie modlitwy pogłębiam to co stanowiło, jakby jej zaczątek, przygotowanie dnia poprzedniego, na modlitwie – drążę, „idę w głąb”.
Kolejnym elementem medytacji ignacjańskiej jest tak zwana rozmowa końcowa, czyli moment, kiedy wchodzę w dialog z Panem Bogiem. Rozmawiam z Nim tak, jak się rozmawia z przyjacielem, po to, żeby opowiedzieć Mu czego doświadczyłam, co zrozumiałam, co było dla mnie trudne, ale też co było piękne. Święty Ignacy też zachęca, żeby rozmowę zakończyć jakąś modlitwą, na przykład „Ojcze nasz”.
Niezwykle ważny jest ostatni element, czyli refleksja końcowa ( dzieje się ona już poza czasem modlitwy). Przyglądam się w niej mojej modlitwie; jak mi poszła, czy byłam dobrze przygotowana, czy byłam skupiona, a jeżeli nie to dlaczego tak się stało. Ważne jest też tak to, żeby zanotować poruszenia, czyli to co się wydarzyło na modlitwie. Potem można się do tego odnosić w ciągu dnia, ale także kiedy modlę się wieczorem rachunkiem sumienia w duchu świętego Ignacego, zobaczyć, w jaki sposób odpowiadałam na to Słowo w czasie dnia. Jest także trzecia rzecz, do której notowanie może okazać się pomocne. Zanotowane refleksje mogą stać się przestrzenią rozmowy, na przykład z kierownikiem duchowym. Dzielenie się owocami modlitwy jest bardzo ważne, ponieważ działają w nas dobre duchy, ale też zły duch będzie w nas mieszał. Taka rozmowa pozwala odróżniać jedno od drugiego, porządkuje i pomaga w rozwoju.
Ten schemat może się wydawać trochę suchy i urzędowy, ale tak naprawdę jest to bardzo życiodajny sposób na spotykanie się z Panem Bogiem.
To jest w sumie zadziwiające, że Ignacy jako żołnierz, więc raczej mężczyzna byśmy powiedzieli dość twardy i zdystansowany do swoich emocji, mówi, żeby na medytacji uwzględniać też swoje uczucia.
Rzeczywiście tak jest. Ignacy miał w sobie niezwykłą zdolność patrzenia na człowieka integralnie. Nie tylko w samej metodzie modlitwy, ale w ogóle. Można powiedzieć, że w duchowości wyprzedził kilka epok pokazując, że w człowieku ważne jest zarówno jego ciało i oczywiście dusza, ale także strona psychiczna, czyli uczucia i wszystko to, co w nas pracuje.
Dlatego też zwracał uwagę na moment w czasie dnia, który przeznaczamy na modlitwę. Ważne jest żebyśmy byli wypoczęci, niezaprzątnięci sprawami całego dnia, abyśmy cali mogli stanąć w obecności Bożej i na działanie Pana się otworzyć.
Kiedy więc chcemy zacząć modlić się Słowem Bożym, kiedy chcemy medytować nad nim, bierzemy do ręki Pismo Święte i jaki fragment wybrać?
Zawsze zachęcam do tego, żeby brać to, co nam daje Kościół czyli fragment Pisma Świętego, który danego dnia czytamy w czasie Mszy Świętej. Sama też się tak modlę już ponad 25 lat i ciągle mnie Pan Bóg zaskakuje w tych samych fragmentach. Zawsze w jakiś sposób odnosi się do mojego życia. Mogę powiedzieć, że to jest naprawdę fascynująca przygoda, która tak naprawdę nigdy się nie kończy.
Czasami taka medytacja wydaje się trudna. A zwłaszcza to żeby być wypoczętym, żeby głowa nie była czymś zajęta. I dlatego odsuwamy modlitwę mówiąc, że „dzisiaj prostu do tego głowy”, bo nie jestem ani wypoczęta, ani jakoś nastawiona, że mam się modlić i moja głowa jest pochłonięta milionem życiowych spraw.
Kluczem jest wierność. Wybierasz czas na modlitwę, zakładasz, że modlisz się 30 minut i to jest po prostu przestrzeń której nie zmieniasz. Dla mnie najlepiej jest modlić się rano, zanim ruszę do wszystkich moich obowiązków zawodowych. Trzymam się tego. Druga ważna rzecz, o której mówi też święty Ignacy, to jeżeli masz ochotę skrócić modlitwę o minutę, to raczej przedłuż ją o dwie minuty. Mocno doświadczyłam, że czasami medytacja jest trudna, wydaje się, że Pan Bóg jest nieobecny i nagle w ostatniej minucie przychodzi światło, które pozwala rozwiązać jakąś sprawę, z którą się zmagałam tygodniami.
Może być też tak, że dla kogoś innego dobrą pora do modlitwy będzie wieczór.
To chyba trochę zależy też od konstrukcji wewnętrznej. Osobiście jestem raczej typem, który potrafi pracować z trzeźwym umysłem do 1:00 czy 2:00 w nocy, ale wstawanie o 5:00 rano zawsze jest dramatem. Mam trochę tak jak mówił ojciec Jan Góra, że niezależnie od tego, o której wstaję to i tak budzę się około 9:00.
No właśnie. Można dostosować modlitwę do swojego dobowego rytmu, do stylu życia i znaleźć taką porę, która będzie przynosiła największe owoce w modlitwie. Miernikiem naszych poszukiwań i działania jest owoc. Jeżeli widzę, że modlitwa o 21:00 jest dla mnie najbardziej owocna, to się modlę od 21:00, a jeżeli najbardziej owocna jest o 5:30, to się modlę od 5:30. I nawet jeśli mi się bardzo nie chce, kiedy budzik dzwoni to wstaję, bo wiem, że to jest coś co mnie nasyci na cały dzień.
>>> Jeśli chcę być blisko Boga, to chcę znać Jego Słowo
Ważne jest także, żeby mieć ustalone miejsce modlitwy. To nam pomaga w skupieniu. Funkcjonujemy w rytuałach i kiedy przychodzi czas modlitwy, wówczas jakby cały nasz organizm się nastawia na tą czynność. Te elementy są bardzo istotne przy rozpoczynaniu przygody ze Słowem Bożym.
A co to daje w twoim życiu. Mówisz, że od niemal 30 lat codziennie spotykasz się ze Słowem. Jaki to ma wpływ na ciebie, na twoją codzienność?
Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jakoś bardzo górnolotnie, ale zmieniają się w moim życiu drobne, ale konkretne rzeczy. Widzę, że na przestrzeni lat uczę się myśleć po „Jezusowemu” w tym, jak wykonuję swoje obowiązki, kiedy spotykam się z ludźmi, jak ich słucham, jak się na nich otwieram. Nie przeżyłam w związku z medytacją jakiegoś nadzwyczajnego nawrócenia, ale zmiany doświadczam jako procesu, który wydarza się dzień po dniu. Widzę, że spotkanie ze Słowem uwrażliwia moje serce coraz bardziej. Jeszcze pięć lat temu na pewne rzeczy w ogóle nie zwróciłabym uwagi, a teraz już zwracam. Poza tym widzę, że mam więcej wewnętrznej równowagi, więcej pokoju. Dla mnie jest to miernik działania Pana Boga w moim życiu. To oczywiście nie oznacza, że jestem aniołem wcielonym, bo mam swój temperament, jestem absolutnie „z krwi i kości”.
Medytacja i spotkanie ze Słowem są dla mnie absolutnie karmiącym życie doświadczeniem. Można się nim naprawdę nasycić życiowo.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |