Fot. Archiwum prywatne

W Kościele jest wiele martwych miejsc. Każdy z nas może je „ożywić” [ROZMOWA]

„Nasze wyobrażenie rekolekcji często jest takie, że to nudne siedzenie w ławce i słuchanie osoby, która przyjechała nie wiadomo skąd i właściwie nie wiadomo o czym opowiada. Jednak, nie na tym, to polega” – mówi Ela Goldmann, która już od kilku lat współuczestniczy w rekolekcjach Jezus Żyje i udowadnia, że na takich spotkaniach może być inaczej.

Karolina Binek (misyjne.pl): Nawiązując do Twojej nazwy na Instagramie – czym dla Ciebie jest praktyczna wiara?

Ela Goldmann: Praktyczna wiara to wartości, które stosuję na co dzień. Nie jest to tylko wiara w teorii, niedzielna, od święta, lecz prawda, którą żyję i jest spójna z każdym aspektem mojego życia.

Niedawno dodana przez Ciebie rolka na Instagramie dotyczy planowania swojego życia z Jezusem. Jak Twoim zdaniem robić to rozsądnie i nie tracić wiary, gdy brak w naszej codzienności znaków od Boga?

– Myślę, że kluczowe jest tutaj zaplanowanie regularnej modlitwy i czytania Słowa Bożego. Powinniśmy też w każdym momencie życia pamiętać, że to Bóg ma być na pierwszym miejscu – czy to, kiedy jestem w pracy, czy też, kiedy realizuję swoje pasje. Jeśli rzeczywiście tak jest, to niezależnie co się dzieje, potrafię konfrontować swoje postępowanie ze Słowem Bożym. Napełnianie się nim każdego dnia pozwala nie oddzielać innych aspektów codzienności od wiary, bo to właśnie Jezus staje się wspólnym mianownikiem każdej sfery życia, więc ufam cały czas, niezależnie od tego czy danego dnia w moim życiu wydarzył się jakiś cud. 

Kiedy zaczęłaś czytać Pismo Święte? Trudno było Ci wyrobić w sobie taki nawyk?

– Słowo Boże było obecne w moim życiu od zawsze. W dzieciństwie szczególnie bliskie mi były książki o tematyce biblijnej, a później już Pismo Święte. Czytać Biblię uczyli mnie rodzice i dziadkowie, a także wspólnota, w której wzrastaliśmy jako rodzina. Samodzielnie rozważać Słowo Boże zaczęłam regularnie i świadomie cztery lata temu i jest ono jeszcze bardziej obecne w moim życiu. Aktualnie staram się czytać je o różnych porach, niekoniecznie w konkretnie wyznaczonym czasie, aczkolwiek polecam mieć jedną, stałą godzinę dnia na modlitwę – sama doświadczam, że regularność i wierność w budowaniu relacji z Bogiem jest kluczowe dla osobistego wzrostu duchowego. 

Należysz do wspólnoty. Jak tam trafiłaś?

Do wspólnoty należę od dziecka, więc było to dla mnie naturalne, żeby móc wspólnie z ludźmi o tych samych wartościach wzrastać, uwielbiać Boga i spędzać czas. Samo funkcjonowanie wspólnoty i to jak przekłada się ono na życie jest mi bliskie. Wspólnota, w której aktualnie jestem, Effatha z Gliwic, to grupa młodych osób w wieku trzynastu do około trzydziestu pięciu lat. Spotykamy się co tydzień, żeby wielbić Jezusa, słuchać konferencji i dzielić się swoim życiem z innymi. Spotkania wspólnoty to stały punkt mojego tygodnia. Wciąż odkrywam, jak możemy sobie służyć, jak jesteśmy dla siebie ważni, jak Bóg posługuje się tym, że jesteśmy razem. Radzenie sobie jako jednostkowy chrześcijanin jest bardzo trudne i wydaje mi się męczące. Jestem pewna, że wiele z moich osobistych marzeń nie mogłoby się zrealizować, gdyby nie ludzie wierzący z mojego otoczenia. Wspólnota jest kluczowym elementem życia chrześcijanina, bo przecież Bóg jest relacyjny, cała Trójca Święta jest w nieustannej relacji ze sobą (Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty), dlatego my, jako Kościół Chrystusa, jesteśmy wezwani, żeby być razem, w jedności i dawać świadectwo Prawdzie, że Jezus umarł za nas, zmartwychwstał i odkupił każdego człowieka. Sam powiedział, że po tym nas poznają, że będziemy się wzajemnie kochać, a żeby kochać, trzeba mieć relację. 

Fot. Archiwum prywatne

Co jeszcze daje Ci bycie we wspólnocie?

Wspólnota daje mi przede wszystkim szczere relacje i możliwość realizowania Bożych marzeń dla mojego życia. Był czas w moim życiu, w którym zmęczyłam się tym, że ludzie próbowali udawać kogoś, kim nie są i nie potrafili mówić prawdy. Jeśli ja, jako człowiek, pogubię się, będę mieć gorszy czas, zranię kogoś, to we wspólnocie żyjemy perspektywą wzajemnego przebaczania sobie, wsparcia i patrzenia na siebie z miłością. Możemy też w grupie wierzących rozwijać pasje i talenty. Jest to najlepsza przestrzeń do rozwoju, bo gdy upadniemy, coś nam nie wyjdzie, to możemy podnosić siebie nawzajem, wyciągać wspólne wnioski i iść dalej do przodu, rozwijać się razem, dawać realne wsparcie drugiej osobie – właśnie przez wzgląd na miłość, której uczy nas Bóg. 

>>> Ks. Radek Rakowski: młodzi mówią dzisiaj prawdę na każdy temat, nie chce się im udawać 

Działasz też w Fundacji Inicjatywa Missio, która buduje połączenia między chrześcijanami. W jaki sposób to się dzieje?

Inicjatywa Missio to fundacja chrześcijańska, która organizuje wiele eventów w ciągu roku, m.in. letnie rekolekcje Jezus Żyje. W budowaniu połączeń między chrześcijanami chodzi o szukanie wspólnej płaszczyzny między wieloma grupami wierzących w naszym regionie, również mając na uwadze wymiar ekumeniczny. Chodzi więc o podejmowanie prób realizacji wspólnych dzieł na rzecz budowania Królestwa Bożego zarówno w kościele katolickim, jak i z różnymi kościołami ewangelicznymi, patrząc w jednym, wspólnym kierunku, który mamy – na naszego Zbawiciela. Organizujemy uwielbienia i konferencje, na które zapraszani są zarówno mówcy katoliccy, jak i przedstawiciele różnych denominacji chrześcijańskich. Jednym z takich ekumenicznych wydarzeń w roku jest modlitwa za Kościół prześladowany w Tygodniu Jedności. Stajemy wspólnie na modlitwie jako dzieci Boże i po kolei modlimy się za różne prześladowane kraje.

Fot. Archiwum prywatne

Często zdarza Ci się spotykać osoby, które są uprzedzone do innych wyznań?

Tak, bardzo często. Cieszy mnie jednak to, że spotykam te osoby i  mogę pokazać im swoim świadectwem, że nie ma czego się obawiać.  Często też przekonuję się, że nasze uprzedzenia wynikają ze schematów, w których żyjemy, albo niewiedzy rodzącej lęk. Jeśli znamy swoją tożsamość, wiemy, kim jesteśmy, wiemy jak działa nasz Kościół i na czym polega nasza wiara, to nie ma się czego bać. Niestety, ale usilne starania, żeby „uchronić” ludzi przed zmianą wyznania, są bezcelowe. W Słowie Bożym czytamy, że prawdziwa miłość usuwa lęk, więc nie bójmy się, tylko bądźmy w miejscu, w którym jesteśmy, głośmy Ewangelię i budujmy połączenia jedności z braćmi innych wyznań – zresztą, właśnie o to prosił nas Jezus.

Udało ci się zmienić czyjeś przekonania na temat osób innego wyznania?

Staram się tego nie robić, bo nie chcę przekonywać nikogo na siłę. Zdarzyło mi się jednak dużo razy rozmawiać na temat ekumenizmu i właśnie pokazywać jak to wygląda w moim życiu, oraz co Kościół mówi na ten temat. Warto też delikatnie sugerować, że może coś w argumentach danej osoby, czy w jej myśleniu nie jest zgodne z prawdą i z rzeczywistością.

>>> Młodzi w Kościele. Złe wieści [STATYSTYKI]

Wspomniałaś o rekolekcjach Jezus Żyje, które niedawno się zakończyły. Który raz już na nich byłaś?

Pierwszy raz byłam w 2014 roku, więc jeżdżę na nie już od ośmiu lat. Czasem jeździłam nawet na dwa turnusy w ciągu jednego lata jako uczestnik. Można powiedzieć, że byłam bardziej obserwatorem i osobą, która czerpała wiarę z tego wydarzenia. Myślę, że tam też realnie poznałam osobę Ducha Świętego, zaczęłam doświadczać Go w codzienności i uczyć się, jak żyć wiarą. Przekonałam się, że wartości chrześcijańskie mogą mieć przełożenie w życiu codziennym. Tam też poznałam przyjaciół, z którymi założyliśmy naszą gliwicką wspólnotę Effatha. Myślę, że całe rekolekcje prowadzone są w takiej dynamice, która jest dla każdego. Formuła przez lata się nie zmieniła¸ działamy kerygmatycznie, czyli poruszamy takie tematy jak: Boża miłość, grzech, zbawienie, życie z Bogiem, Duch Święty, wspólnota. Formy i poszczególne ścieżki tematyczne zmieniają się w zależności od potrzeb i tego, co jest aktualne w danym czasie. Mam wrażenie, że rekolekcje Jezus Żyje są coraz bardziej znane i mają duży wpływ na ludzi w naszym kraju. To chyba największe rekolekcje letnie w całej Polsce. 

W tym roku na rekolekcjach było wiele nowych osób?

Sporo osób w tym roku pojechało na nasze rekolekcje pierwszy raz. Wiele z nich opowiadało o tym, że na Jezus Żyje odkryli inną część Kościoła i naprawdę doświadczyli żywego Boga. 

Sama przez wiele lat miałam tylko doświadczenie rekolekcji w parafii, które odbywały się przed odpustem. W jaki sposób Twoim zdaniem można zachęcić osoby z takim samym doświadczeniem do wyjazdu na rekolekcje takie jak Jezus Żyje?

Nasze wyobrażenie rekolekcji często jest takie, że to nudne siedzenie w ławce i słuchanie osoby, która przyjechała nie wiadomo skąd i właściwie nie wiadomo o czym opowiada. Skądś to przekonanie się wzięło… Jednak, nie na tym, to polega. Jadąc na rekolekcje, takie jak Jezus Żyje, można naprawdę znaleźć odpowiedzi na pytania: po co tak właściwie żyjemy i kim jest Bóg. Dzięki rekolekcjom możemy też doświadczyć żywego, pełnego pasji i wiary Kościoła. Nie lubię wyrażać się w negatywny sposób, ale fakty są takie, że w naszym kościele jest bardzo dużo martwych miejsc. Uczestnicząc w rekolekcjach możemy je „ożywić”, doświadczyć żywej wspólnoty, Bożej wolności oraz wyzwolić swoje myślenie z wielu schematów.

Fot. Archiwum prywatne

Mówi się, że w Kościele nie ma miejsca dla młodych. Czasami po prostu warto się rozejrzeć i poszukać.

Tak, w tym przypadku należy wyjść z założenia, że jeśli chcemy zmiany, to my powinniśmy nią być w pierwszej kolejności. Warto zaczynać od siebie. Jeśli się czegoś pragnie, dostrzega brak lub potrzebę, to można zacząć od zmiany swojego serca, od budowania osobistej relacji z Bogiem i poddać się Jego działaniu – później procentuje to w życiu.  Może nie jest łatwo znaleźć wszędzie wspólnoty dla młodych ludzi, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by chociaż raz w roku wyjechać na rekolekcje i podejmować próby spotykania się z rówieśnikami na modlitwie. Może to właśnie od takich małych kroków coś zacznie się zmieniać w naszej wierze i środowisku. W dzisiejszych czasach inspirację do tej zmiany można znaleźć nawet na Instagramie.

>>> Dość już katolipy, czas na dobrą muzykę [PODKAST]

No właśnie – w mediach społecznościowych jest wiele kont dotyczących wiary. A jak to się stało, że Ty zaczęłaś prowadzić media społecznościowe?

Dla mnie był to krok trudny i niespodziewany. Miałam jeszcze inne konto na Instagramie, ale od dłuższego czasu chodziło mi po głowie, że chciałabym dzielić się wiarą też w internecie, tak że pewnego dnia założyłam nowy profil. Ważnym stało się dla mnie, żeby promować Boga, żeby głosić Słowo Boże, a nie siebie. Zauważyłam taką tendencję, że często „ciśniemy” swoje profile społecznościowe, namawiamy innych do udostępniania naszych treści i do dawania lajków, wytwarzamy i promujemy swoją markę. Bardzo bym chciała, żeby to, co robię, mogło świadczyć o Jezusie i mieć realny wpływ przemianę życia poszczególnych osób poprzez poznanie Boga na taką skalę, na którą pozwoli mi Duch Święty. Ważnym było też dla mnie, że sporo osób ze wspólnoty zaczęło mi kibicować. Dobrze jest mieć ich wsparcie, bo założenie tego konta kosztowało mnie przyznanie się do wiary i do Boga w internecie, co nie było takie łatwe. Kiedy pojawiają się we mnie myśli, że w sumie, to inni mnie oceniają, mogą mnie krytykować za moje działania, to zadaję sobie pytanie na czym mi zależy – na opinii innych, czy na tym, żeby głosić Słowo Boże.

>>> Ale przecież moje dzieci w końcu wejdą w świat, który jest coraz mniej chrześcijański [FELIETON]

Miałaś taki moment, że zastanawiałaś się czy prowadzenie tego konta aby na pewno ma sens?

Miałam dwa takie momenty, gdy zastanawiałam się, po co jest mi w sumie to konto, czy to nie jest mój wymysł, albo jakieś widzimisię. Dostawałam jednak pozytywny odzew odnośnie treści, które zamieszczam, że są one dla kogoś bardzo ważne. Już wiem, że opinie są różne, nie należy sugerować się każdą z osobna, ale podchodzić do tego na chłodno. Dziś osobom, które mają chwilę zwątpienia prowadząc podobny profil do mojego, powiedziałabym, że jeżeli tworzą coś, co ma przynosić konkretną wartość, to warto próbować. Jeśli jednak to konto ma być jednym z kolejnych, na którym pojawiają się treści bez wizji, to nie warto. Istnieją na przykład takie profile, na których można zauważyć tylko katolickie przysłowia i zastanawiam się po co coś takiego funkcjonuje. Nie jestem pewna, czy wnosi to jakąkolwiek wartość, dlatego myślę, że trzeba mieć świadomość celu swoich działań w sieci. Na pewno warto uświadamiać i zachęcać do tego, żeby content, który tworzymy był biblijny i uporządkowany. Wskazanym jest, aby osoby prowadzące social media o tematyce chrześcijańskiej, rzeczywiście żyły z Bogiem na co dzień, miały o nim wiedzę oraz umiały przekazywać wiarę w sposób czytelny i autentyczny.  Tylko wtedy ma to sens.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze