adoracja

Fot. cathopic

W XXI wieku nie mamy innej drogi na odnowienie Kościoła niż droga kontemplacyjna [ROZMOWA]

– Bóg jest nieustanną nowością. Zawsze jest inny. Zawsze jest nowy. A spotkanie z Bogiem zawsze jest unikalne. Trzeba powiedzieć, że to stoi w opozycji do takich naszych dwóch zasad kościelnych. Do „zasady zawszości” i „zasady niegdości”, co się wiąże z myśleniem: „zawsze tak było”, więc po co to zmieniać albo „nigdy tak nie było” więc po co coś wprowadzać – mówi o. Mateusz Filipowski OCD.

Ojciec Mateusz Filipowski jest karmelitą bosym. Pracuje w ośrodku rekolekcyjnym w Gorzędzieju nad Wisłą. Z wykształcenia jest patrologiem. Jest rekolekcjonistą i kierownikiem duchowym. Miłośnikiem wszelkiej liturgii Kościoła, jest duszpasterzem osób zranionych w Kościele, ale przede wszystkim potrafi opowiadać o modlitwie, a szczególnie o kontemplacji.

Justyna Nowicka: Potocznie kontemplacja kojarzy się z oderwaniem od życia. Tymczasem ostatnio w mediach społecznościowych, w ogóle w internecie, dał się Ojciec poznać, jako osoba dość wnikliwa, trzeźwo myśląca i mocno stojąca na ziemi. Mam na myśli list, który pojawił się w Niedzielę Dobrego Pasterza na portalu Więź. Jak pogodzić to przeświadczenie, że kontemplacja jest czymś, co nas odrywa od życia z jednoczesnym staniem mocno na ziemi?

O. Mateusz Filipowski OCD: – Droga modlitwy kontemplacyjnej stawia mnie w prawdzie o mnie samym, ale także o rzeczywistości wokół, o Panu Bogu. Bardzo często mówię, że modlitwa kontemplacyjna jest nadal niemodna. Ludzie nie chcą wejść na drogę modlitwy kontemplacyjnej, ponieważ ona jest niebezpieczna w tym sensie, że wytrąca mnie z tunelowego myślenia. Ludzie czasami nie chcą poznawać prawdy, nie chcą dostrzec, że rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana, ma więcej odcieni szarości niż myślenie zero-jedynkowe. Mogą nawet zgorszyć się Panem Bogiem, bo On dokonuje wręcz skandalicznych gestów miłości wobec człowieka i się okazuje, że myśli inaczej niż ja. Niektórym łatwiej pozostać na poziomie religijności, bez wchodzenia w głąb.

Modlitwa kontemplacyjna sprawia, że człowiek coraz bardziej zakorzenia się w rzeczywistości „tu i teraz”. Nie polega ona na fruwaniu trzy metry nad ziemią i chwytaniu Pana Boga za pięty. Raczej chodzi o drogę schodzenia w dół i nieustannego zanurzania się w rzeczywistość moją i moich bliźnich, moich braci.

Kontemplatyk to człowiek, który na serio przeżywa swoje życie. Człowiek, który nie jest odklejony od rzeczywistości ani od własnego wnętrza, od tego, co w sobie przeżywa. Konfrontuje się ze swoimi emocjami i pragnieniami, ale także z rzeczywistością taką, jaka ona jest. A my się często tego boimy, unikamy. Stąd bardzo popularne jest dziś określenie „bańki medialnej”, czyli zamkniętego środowiska, w którym obracamy się tylko we własnym gronie, potwierdzamy tylko własne tezy.

Mamy swoją grupę na Facebooku, swoje przekonania odporne na dialog…

– I to wszystko nam potwierdza, że mamy rację, że jesteśmy na właściwym miejscu. Ale tak naprawdę jest to tylko jakaś zasłona dymna i ułuda. Modlitwa kontemplacyjna zaczyna nas z tego wyprowadzać. I nagle okazuje się, że rzeczywistość jest o wiele bogatsza.

Fot. Facebook/Mateusz Filipowski

Ale kiedy zaczynamy się modlić, to głównie dlatego, że chcemy spotkać Pana Boga, a Ojciec mówi, że spotykamy siebie i świat…

– Kiedy mówimy słowo „modlitwa”, to najczęściej myślimy o samym momencie modlitwy. A bardzo ciekawe jest to, że kiedy czytamy Teresę od Jezusa, która jest pierwszą kobietą doktorem Kościoła, nazywa się ją doktorem modlitwy, wówczas możemy zauważyć, że ona generalnie niewiele zajmuje się samym momentem modlitwy. Bardziej zwraca uwagę na wszystko, co dookoła, na wszystko, co jest życiem. Dla niej modlitwa i życie to są synonimy. Wiele razy mówi o tym, że w zasadzie drugorzędne jest to, co przeżywasz na modlitwie, ponieważ możesz przeżywać najbardziej wzniosłe rzeczy, ale kiedy zamykasz drzwi kaplicy, to bijesz różańcem braci po głowie. Ale może być też tak, że jesteś na modlitwie i nic w jej trakcie nie przeżywasz. Jesteś jak kołek, jesteś na pustyni, gdzie jest tylko piach, oschłość, jest rozgoryczenie sobą, Panem Bogiem, Kościołem i rzeczywistością. A potem wychodzisz i zaczynają żyć w tobie owoce Ducha Świętego, który sprawia, że jesteś bardziej łagodny, cierpliwy, uprzejmy. Jest w tobie większa miłość, dobroć. Okazuje się, że twoje życie się zmienia, bo jest bardziej zakorzenione w samym Życiu, ale również i w samej modlitwie.

I właśnie w ten sposób, przeżywając dobrze swoje relacje, swoją codzienność, spotykam Pana Boga w bliźnich i w moim zanurzeniu w rzeczywistości.

Nie oznacza to, że na modlitwie nie będzie takich intymnych momentów, w których będę spotykał Pana Boga. Będą czasami momenty, kiedy zostanie mi coś objawione na poziomie rozumu, ale częściej w pewnym intuicyjnym trwaniu, w byciu w miłującej obecności, w poczuciu że jestem kochany, że jestem przyjęty. Może się pojawić odczucie związane z palącą tęsknotą, z poszukiwaniem tego, który w tym momencie gdzieś ukrył się w moim życiu.

Więc to spotkanie z Bogiem na samej modlitwie może przebierać naprawdę różne formy, ale papierkiem lakmusowym jest to, co się dzieje poza modlitwą, czyli to, jaki mam stosunek do siebie, do drugiego człowieka i do całej rzeczywistości.

Czyli można powiedzieć że modlitwa to tak naprawdę styl życia.

– Owszem! Kiedy dokładnie czyta się Teresę od Jezusa, to można zobaczyć, że pierwsze karmelitanki bose chce wychować właśnie do nowego stylu Życia. Teresa od Jezusa pochodziła z Hiszpanii i właśnie w tym języku pisała. Hiszpańskie określenie modlitwy, którego używa Teresa to oration mental, co dosłownie moglibyśmy przetłumaczyć jako „modlitwa mentalna”. Czyli chodzi o całkowicie nową mentalność. Trzeba powiedzieć, że jest to bardzo kompatybilne z tym, do czego Pan Jezus wzywa nas w Ewangelii – do całkowitej metanoi, do całkowitej zmiany sposobu myślenia.

>>> Bóg przyjmuje każdą modlitwę, ale cały czas czeka na kochające serce [ROZMOWA]

zdj poglądowe, Fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi

A czy kontemplacji można się nauczyć?

– Trzeba pamiętać o dwóch sposobach, w jaki „działa” modlitwa.

Po pierwsze, o stronie aktywnej, czyli o tym wszystkim, co ja mogę zrobić. A mogę przede wszystkim podpatrywać Jezusa na kartach Ewangelii. Zobaczyć, jaki On był, jak się zachowywał, co mówił, jakie postawy przyjmował, jaka jest Jego mentalność. Aktywnie wchodzę także w przemiany mojego życia, podejmując konkretny trud i wysiłek związany ze zmianą.

Patrzymy i podziwiamy sportowców. Widzimy, że potrafią wyrzec się całego swojego życia na rzecz swojej dyscypliny, by osiągnąć mistrzostwo. Podziwiamy, że tyle trenują, że mają specjalną dietę itd. Widzimy, że zmienili cały swój styl życia i zbudowali go pod cel, który sobie założyli. Więc ja też mogę w sposób bardzo aktywny zmienić swoje życie, dostosowując ten mój styl życia do Ewangelii, którą czytam.

Natomiast druga część jest bierna, albo jak to lubię nazywać jest to aktywna bierność. Tutaj bardzo pasuje nasze polskie przysłowie: „z kim przystajesz, takim się stajesz”. Kiedy zaczynasz na modlitwie kontemplacyjnej przystawać razem z Jezusem, to zaczynasz być taki jak On. Im więcej trwam w Jego obecności, tym bardziej staje się taki jak On. Tak naprawdę chodzi o to, że On przemienia moje wnętrze. To trochę jak w przypowieści z zakwasie. Zakwas pomalutku zakwasza całe ciasto. My Go wpuściliśmy do swojego życia, a On powoli przemienia całą strukturę, naszą osobowość.

Jeśli mówimy o pewnym stylu życia, to pewnie będzie nas „ciągnęło” do ludzi żyjących podobnie.

– To też jest bardzo ważne, żeby znaleźć ludzi, którzy rzeczywiście żyją Ewangelią. Teresa to bardzo konkretnie nazywa. Mówi o tym, by na początku życia modlitwy postarać się o dobre towarzystwo, czyli o ludzi, którzy również się modlą, którzy również trwają w kontemplacji.

Ważne jest, żeby obok siebie mieć ludzi, którzy będą przemawiać tym językiem, bo może się okazać, że nagle będziemy niezrozumiani w swoim środowisku. Nawet w środowisku kościelnym. Bo może się okazać, że nasza dotychczasowa wspólnota miała bardzo tunelowe myślenie, a kiedy wejdę na drogę modlitwy kontemplacyjnej – to może się okazać, że będę musiał w jakiś sposób odizolować się od dotychczasowego myślenia mojej wspólnoty i powiedzieć, że rzeczywistość taka nie jest. Mogę wówczas doświadczyć odrzucenia, niezrozumienia.

To prawda, często boimy się innego spojrzenia, czegoś, co nas zaskakuje zupełną odmiennością, nowością.

– Inność, nowość zawsze przerażają. Natomiast kontemplatyk zawsze odkrywa w rzeczywistości coś nowego, zaskakującego.

Czytając Jana od Krzyża, tak między wierszami, można zobaczyć, że Jan chce nas przekonać, że Bóg jest nieustanną nowością. Zawsze jest inny. Zawsze jest nowy. A spotkanie z Bogiem zawsze jest unikalne. Trzeba powiedzieć, że to strasznie stoi w opozycji do takich naszych dwóch zasad kościelnych. Do „zasady zawszości” i „zasady niegdości”, co się wiąże z myśleniem: „zawsze tak było”, więc po co to zmieniać albo „nigdy tak nie było”, więc po co coś wprowadzać.

fot. Jeremy Yap/ unsplash

>>> Modlitwa w mieście

Czasami, kiedy używamy słowa kontemplacja, to rozumiemy je bardzo potocznie i mówimy, że możemy kontemplować przyrodę, że możemy kontemplować dzieło sztuki, że możemy też kontemplować na przykład swoją historię czy swoje zranienia.

– Warto tutaj rozróżnić kontemplację nabytą i kontemplację wlaną. Kontemplacja nabyta jest możliwa jakimś naszym staraniem, to znaczy wchodzę na Kozi Wierch, patrzę na panoramę Tatr i kontempluję piękno przyrody. Trwam w pewnego rodzaju zachwycie. Mój umysł, moja wola trwają w tym unikalnym momencie. Mogę zachwycić się dziełem sztuki czy utworem muzycznym i to mogę osiągnąć pewnym staraniem związanym z moją wrażliwością czy predyspozycjami, ale również z pewnym wysiłkiem związanym z treningiem uważności.

Natomiast kontemplacja wlana jest to Boże udzielanie, które zawsze jest darem. Tego się nie da „wyprodukować”, a co za tym idzie – jest to doświadczenie, którego też nie da się sfałszować. Jeśli człowiek będzie chciał sobie wyprodukować ten stan, czy też przywłaszczyć go sobie, to Pan Bóg zawsze się pokornie wycofa.

Jeden z moich ulubionych teologów XX w. – Karl Rahner – mówił, że chrześcijanin przyszłości albo będzie mistykiem, albo nie będzie go wcale. Chociaż ja tutaj coraz częściej zamieniam słowo „mistyk” na słowo „kontemplatyk”.

– Uważam, że w XXI w. nie mamy innej drogi na odnowienie Kościoła niż droga kontemplacyjna.

Mówi się, że to święci odmieniają Kościół. Ale trzeba dostrzec, że ci święci, którzy go odmieniali w przeszłości byli kontemplatykami. I dlatego dzisiaj potrzebujemy całego ruchu i odnowy kontemplacyjnej w Kościele. Zresztą to się dzieje. Na szczęście jest coraz więcej osób, które się w to angażują.

Człowiek, który zaczyna kontemplować jest w stanie z wieloma ludźmi, zarówno wewnątrz Kościoła, jak i poza nim, spotkać się na zupełnie innym poziomie. Jest to poziom, na którym o wiele swobodniej może działać Duch Święty. To poziom duchowy.

Jeśli spotykam się z drugim człowiekiem i myślę, że „ja wiem lepiej”, „ja mam rację”, to nigdy się tak naprawdę nie spotkamy. Ale jeżeli spotyka się dwóch kontemplatyków, to wtedy zawsze Duch Święty ma szansę nas poprowadzić nieznaną do tej pory drogą.

Kiedyś byłem w Rumunii i jeździliśmy po różnych monasterach prawosławnych. I rozmawiamy z jednym z mnichów o różnicach, o podziałach w Kościele, i ten mnich mówi: „Jaki tam podział? mnich z mnichem zawsze się dogada, jesteśmy bowiem ludźmi modlitwy”. Nie chodzi oczywiście o relatywizowanie rzeczywistych różnić jakie zachodzą między Kościołem Katolickim a Prawosławnym. On w ten sposób wyraził to, że nawet jeśli wśród kontemplatyków, ludzi modlących się, na zewnątrz jest jakiś podział, to jednocześnie istnieje taki głęboki, duchowy poziom, gdzie kontemplatyk z kontemplatykiem zawsze się dogada. Ja to bardzo często przekładam na nasze ludzkie relacje, gdzie bardzo często się różnimy, i tak naprawdę powinniśmy się różnić, ale jeżeli jesteśmy na drodze kontemplacji, to zawsze się dogadamy. Znajdziemy płaszczyznę porozumienia w tej naszej różnorodności. Lubię też przytaczać słowa świętego Augustyna, które są dla mnie takim życiowym drogowskazem: „w sprawach pierwszorzędnych jedność; drugorzędnych wolność; a we wszystkim miłość”. Gdybyśmy tymi słowami Augustyna żyli na co dzień w Kościele, to mielibyśmy o wiele więcej pokoju na zewnątrz i w naszych wnętrzach. I właśnie droga kontemplacyjna może przywrócić nam upragnioną jedność.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze