Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Nie są zakonnikami, ale żyją według reguły zakonnej – świeccy dominikanie [ROZMOWA]

Ewelina Szymańska jest świecką dominikanką, jeszcze przed złożeniem ślubów wieczystych. O tym,  co to znaczy, jak wygląda dzisiaj jej codzienność i co jest dla niej w tym wszystkim najtrudniejsze opowiedziała w rozmowie z Karoliną Binek.

Karolina Binek (misyjne.pl): Dlaczego postanowiłaś zostać świecką dominikanką?

Ewelina Szymańska: Właściwie nie wiem, to do mnie „samo przyszło” i było jakąś naturalną konsekwencją. Wciąż jednak jestem w fazie rozeznawania, bo jeszcze nie złożyłam przyrzeczeń wieczystych. A jak trafiłam do poznańskiej fraterni? Jest to mocno związane z moim nawróceniem, które dokonało się za sprawą dominikanów, którzy wręcz wprowadzili mnie na nowo do Kościoła i dzięki temu poczułam się związana z poznańskim klasztorem. Kilka lat temu wzięłam sobie za patrona świętego Jacka – dominikanina. Właśnie wtedy moja dzisiejsza przyjaciółka, a w tamtym czasie niemal nieznana mi osoba, powiedziała, że święty Jacek to jest taki szalony święty. Może właśnie dlatego pomyślałam sobie, że świetnie – w takim razie ja będę się do niego modlić. I tak minęło już właściwie siedem lat. W tym czasie przyglądałam się też bardzo dominikańskiemu charyzmatowi i rozeznałam w sercu, że moim pragnieniem jest głosić. I tak z tym chodziłam, chodziłam, ale nie wiedziałam za bardzo, co mam zrobić, jak dzielić się z innymi tą radością, którą miałam w sercu. Byłam też we wspólnocie u dominikanów, w pewnym momencie poczułam, że chciałabym się zaangażować głębiej. Myślałam też o zakonie zamkniętym. Długo był to przedmiot moich rozważań i modlitw. Aż się dowiedziałam, że jest coś takiego jak Trzeci Zakon, czyli świeccy żyjący w zakonie, ale też w świecie. Zaczęłam się tym interesować. Był to też moment kiedy zwolniłam się z pracy, dzięki temu nagle miałam czas, żeby iść na pielgrzymkę dominikańską, którą od kilku już lat proponował mi nasz duszpasterz. Nie ukrywam, że poszłam właśnie w intencji rozeznania powołania. I tam co chwilę w grupie spotykałam świeckich dominikanów. Stwierdziłam, że nie może to być przypadek. Jednej z sióstr powiedziałam też o swoim dylemacie, a ona zaprosiła mnie na spotkanie fraterni. Na początku nie chciałam przyjść, ale później jednak się zdecydowałam i tak już zostałam.

>>> Zbigniew Nosowski: jesteśmy obywatelami Kościoła, a nie jego klientami [ROZMOWA]

Jak wygląda Wasza formacja? Od czego się zaczyna?

– Nasza formacja zaczyna się od rozmowy z przełożonym. To on musi zgodzić się na to, żebyśmy mogli przyjść na spotkanie i zobaczyć, jak to wszystko wygląda. Na początku oczywiście uczestniczy się w spotkaniach ogólnych. Później rozpoczyna się prawdziwą formację, czyli czas postulatu (trwa maksymalnie rok, bo później są obłóczyny). A po obłóczynach rozpoczyna się czas formacji czasowej. I składa się co roku przyrzeczenia czasowe na rok, a odnawia się je maksymalnie sześć razy. Potem już składa się przyrzeczenia wieczyste albo podejmuje się decyzję, że się rezygnuję, że to nie jest ta droga.

Fot. Archiwum prywatne Eweliny Szymańskiej

Na czym polegają Wasze przyrzeczenia? Są podobne na przykład do ślubów, które składa się w zakonach?

– Staramy się żyć w duchu rad ewangelicznych, ale nie ślubujemy ich. A jak wyglądają obłóczyny? To jest takie przyjęcie do zakonu. Oczywiście odbywa się to w kościele, ale sam obrzęd jest po mszy świętej. Natomiast obrzęd przyrzeczeń jest już w trakcie Eucharystii – po Ewangelii. Wtedy na ręce przełożonego lub przełożonej składa się przyrzeczenia, że będzie się żyło Regułą Świeckich Zakonu Kaznodziejskiego  przez jeden rok. Podczas składania tych przyrzeczeń obecny jest także opiekun fraterni, czyli dominikanin, który występuje w tej chwili w imieniu generała zakonu. Ponadto przyjmujemy też wtedy imiona zakonne świętych lub błogosławionych z naszego zakonu lub z nim związanych. Zdecydowałam się na Maria Magdalena – opiekunkę Zakonu Kaznodziejskiego.

Macie jakieś znaki rozpoznawcze, po których można Was rozpoznać?

– Są fraternie, które mają habity. My jesteśmy akurat fraternią bezhabitową. Natomiast ogólnie w świecie nie nosimy habitów. To znaczy, że nawet te fraternie, które je mają (na przykład we Wrocławiu), ubierają je tylko na spotkania wewnętrzne. Zdecydowano się na takie rozwiązanie, ponieważ my możemy mieć też rodziny, bo nie obowiązuje nas celibat, więc moglibyśmy budzić kontrowersje w świecie. Poza tym mamy też szkaplerz, choć  jego raczej  nie nosimy. Częściej można nas spotkać z medalikami na szyi z wizerunkiem świętego Dominika i Matki Bożej, która daje mu różaniec. Czasami nosimy też małe, dominikańskie biało-czarne krzyże. Trzeba więc być spostrzegawczym. 

Jakie macie zasady? Jak żyjecie nimi na co dzień?

– Mamy Regułę oraz Dyrektorium. Są cztery filary duchowości dominikańskiej, czyli modlitwa, studium, wspólnota, kontemplacja. W miarę możliwości obowiązuje nas uczestnictwo w codziennej mszy świętej oraz odmawianie liturgii godzin, częsta spowiedź, częste życie sakramentalne. Ważna jest też modlitwa indywidualna oraz czytanie Słowa Bożego, ale ze skupianiem się też na Nowym Testamencie. Ponadto ważne jest dla nas życie we wspólnocie, ale rozumiane tak, że nie mieszkamy razem, tylko żyjemy w swoich rodzinach, jednak mamy ze sobą łączność. Modlimy się za siebie nawzajem.  Spotykamy się również na obowiązkowych spotkaniach raz w miesiącu. Mamy też dni skupienia w ciągu roku oraz wspólne rekolekcje. To tak w wielkim skrócie.

>>> Gdyby małżeństwo nie było sposobem na świętość, to Jezus nie ustanowiłby tego sakramentu [ROZMOWA]

Pełnicie we fraterni jakieś określone funkcje i role?

– Jeśli chodzi o role we fraterni, to mamy przełożoną lub przełożonego. Mamy radę fraterni, skarbnika, sekretarza, formatorów oraz mistrza formacji, który ustala plan formowania. Jest też infermiarz, czyli osoba, która wspomaga osoby chore. Poza tym jest też oczywiście służba liturgiczna, czyli osoby, które służą i śpiewają. Mamy również opiekuna, który jest dominikaninem – opiekuje się fraternią pod względem duchowym i sprawuje Eucharystię oraz przygotowuje dla nas rekolekcje.  

Fot. Archiwum prywatne Eweliny Szymańskiej

Jak wyglądają Wasz spotkania? Co na nich robicie?

– Nasze spotkania są podzielone. Jeżeli chodzi o formację czasową, to dostajemy tematy do przygotowania. Można powiedzieć, że jest to studium, które zgłębiamy. Zgłębiamy wiedzę, poznajemy tradycję i historię zakonu. Poza tym omawiamy zagadnienia z Katechizmu Kościoła Katolickiego dotyczące np. modlitwy, sakramentów itd.. Wymieniamy się też doświadczeniami, opowiadamy, w jaki sposób coś postrzegamy. Oczywiście wszystko zależy od aktualnie omawianego tematu. Na przykład w zeszłym roku często poruszaliśmy temat tożsamości świeckiego dominikanina. Ostatnio organizowaliśmy spotkanie w ramach forum „My w Kościele”, w którym każdy miał swoją rolę do odegrania.

Czym dla Ciebie jest życie we wspólnocie?

– Przede wszystkim nauką drugiego człowieka.

Czym się różni modlitwa, którą praktykowałaś, od tej modlitwy, którą praktykujesz teraz, gdy jesteś już świecką dominikanką?

– Przyznam szczerze, że nie ma dużej różnicy, ponieważ ja kilka lat wcześniej już na przykład zaczęłam codziennie chodzić na mszę i to nie było zapisane w żadnej regule. Poza tym jako członkowie fraterni odmawiamy codziennie poszczególne części różańca, a ja to też wcześniej już robiłam. Tak samo częste spowiedzi i życie sakramentalne były dla mnie elementem stałym. Jedynie, co się zmieniło, to zaczęłam odmawiać brewiarz. Nie ukrywam, że to dla mnie trudna modlitwa. Przed wstąpieniem nawet sama ćwiczyłam i sprawdzałam, czy dam radę.

>>> Misjonarka pracująca w Moskwie: ludzie przychodząc do kościoła szukali tam światła [ROZMOWA]

A Twoje życie zmieniło się, od kiedy wstąpiłaś do Trzeciego Zakonu?

– I tak, i nie. Zmieniło się pod kątem tego, że mamy regularne spotkania i jednak trzeba planować coś z wyprzedzeniem. Gdy pracowałam w poprzedniej pracy, w której miałam też weekendy pracujące, to faktycznie było to wyzwaniem, żeby być na wszystkich spotkaniach obowiązkowych. Ale poza tym nie odczułam większej zmiany. Może faktycznie to, że już jest się zobowiązanym Regułą i jednak wynikają z tego obowiązki. 

Jeśli ktoś żyje w zakonie i ma współbraci, z którymi codziennie razem się modli, to chyba łatwiej mu się do tego wszystkiego zmotywować i w jakiś sposób jest też „kontrolowany”. Tymczasem w przypadku świeckich dominikanów ważna jest chyba samodyscyplina.

– Tak, samodyscyplina jest bardzo ważna. Wstąpiłam do zakonu, kiedy była pandemia covida i duże restrykcje. Wtedy spotykaliśmy się tak naprawdę na Zoomie lub innej platformie komunikacyjnej. Moje początki były więc takie, że jak dołączyłam do zakonu, to odmawialiśmy nieszpory o 18:00, a o 21:00 kompletę. Jednak przyznam szczerze, że to było też duże wyzwanie, bo jeśli się pracuje i nie zawsze jest się w domu, to trudno połączyć się na przykład na ulicy. Dzisiaj na szczęście możemy uczestniczyć też w nieszporach, które odmawia się codziennie o 18:30 u dominikanów.

Co w tym wszystkim jest dla Ciebie najtrudniejsze? A co sprawia Ci największą radość?

– Co sprawia mi największą radość? Chyba takie małe rzeczy – kiedy faktycznie mogę realizować powołanie głoszenia. Albo gdy okazuje się, że kiedyś wcześniej też już robiłam coś, co jest takie dominikańskie i co ma wspólny punkt z naszą duchowością. A co jest trudnego? Nie wiem, czy tak jest w życiu zakonnym, ale w świeckim życiu zakonnym trudne jest połączenie dwóch światów.  Nie jesteśmy zakonnikami, ale żyjemy w świecie według Reguły zakonnej, więc obowiązują nas pewne zasady. Czasami trudno to wszystko spiąć, chociażby logistycznie, bo doba ma przecież tylko 24 godziny. 

Wspominałaś o głoszeniu. W jaki sposób to robisz? 

– Myślę, że to inni powinni odpowiedzieć na to pytanie, bo to oni doświadczają lub nie mojego głoszenia. Natomiast dla mnie sposobem na głoszenie jest żyć tak, aby inni widzieli w moim życiu Pana Boga, aby się o Niego pytali. To też było moje pragnienie, żeby moje życie było bardzo spójne we wszystkich obszarach. Poza tym można powiedzieć, że głoszę niedosłownie. Pracowałam chociażby w Fundacji Odzyskani, gdzie jest nastawienie na ewangelizację, ale też nie wprost, prowadząc dla młodych warsztaty, towarzysząc im. Poza tym podczas rekolekcji lub dni skupienia dla młodzieży salezjańskiej mówiłam młodym o tym jak pięknie są stworzeni, że mają dużo talentów i że są to dary od Boga. Prowadziłam też warsztaty w Schronie, czyli w duszpasterstwie młodzieży u dominikanów. Nie będąc jeszcze we fraterni przez kilka lat organizowaliśmy wraz z jednym ojcem wielbienia „Trzy razy pół dla Pana”, które składały się z trzech części:  cisza, lectio divina i śpiew

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Przed Tobą przyrzeczenia wieczyste. Jak myślisz, co się po nich zmieni?

– Nie wiem. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Zadałaś mi wcześniej pytanie, co się zmieniło po dołączeniu do fraterni. I teraz też przychodzi mi taka refleksja, że zyskałam wielu braci i wiele sióstr, bo jestem częścią wielkiej rodziny dominikańskiej. Poza tym niedługo po dołączeniu do niej dostałam pracę w Łączniku. I dopiero, gdy otrzymałam w ramach prezentu od jednej z osób modlitewnik z modlitwami Piotra Jerzego Frassatiego, który jest patronem naszej fraterni, a także  młodzieży, to  dotarło do mnie, że przecież  właśnie rozpoczynam pracę z młodzieżą i że ona zawsze była mi bliska. Dziś nie mam pojęcia, co wydarzy się po przyrzeczeniach wieczystych, jeśli takie nastąpią. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze