Świeccy: czy dobrze im w Kościele? [ANKIETA]
Świeccy stanowią większość Kościoła. Najczęściej po prostu siedzą w kościelnych ławkach i uczestniczą w niedzielnej liturgii. A potem prowadzą swoje zwykłe, świeckie życie, w którym próbują żyć wg wskazań Jezusa. Bywa że angażują się też we wspólnoty czy pracują w instytucjach kościelnych. A jak czują się w Kościele? Czy jest im w nim dobrze?
Nie można generalizować. Każdy świecki ma inne doświadczenie Kościoła. Pełni w nim inne zadania. I spotyka się z różnymi przedstawicielami Kościoła hierarchicznego. I to wszystko kształtuje pryzmat, przez który konkretny wierny odbiera Kościół. Dlatego są wierni, którzy z ogromnym entuzjazmem odbierają to, co dzieje się w Kościele. Ale są też wierni, którzy bardzo krytycznie postrzegają wspólnotę i swoje w niej miejsce. Oddajmy głos siedmiu osobom świeckim, które zgodziły się podzielić tym, czym jest dla nich Kościół i jak go odbierają.
Julia: coraz bardziej zauważam wady Kościoła
Kościół od zawsze utożsamiałam z domem, z rodziną. Mam takie szczęście, że na drodze życia mogłam dołączyć do wspólnoty, która uformowała mnie w wierze. Pośród tych ludzi naprawdę czuję, że mam wpływ na wiele spraw i że moje zdanie jest ważne – szczególnie dla kapłanów posługujących w Kościele. Inaczej wygląda to jednak w odniesieniu do całego Kościoła. Tak jak rosła moja dojrzałość, tak coraz bardziej zauważałam wady Kościoła. Obecnie jedyną rzeczą, jaką mogę wobec tego zrobić – jest przyjęcie ich. Nie widzę za bardzo możliwości, żebym mogła wpływać na decyzje podejmowane w Kościele. Obserwuję różnych katolickich publicystów i myślę sobie, że nawet oni, choć są znani i szanowani, również nie mają tej mocy do zmiany. Mam takie wrażenie, że w Kościele ciągle za mało słuchamy siebie nawzajem. Brakuje nam otwartości i zrozumienia.
>>>Kościół naucza: świeccy mają powołanie i misję, są niezbędni
Aleksandra: wiem, że dla Chrystusa jestem ważną częścią Kościoła
Moje miejsce w Kościele – pytanie na pozór banalne, ale gdy o tym myślę, to w głowie mam wiele różnych myśli i nie wiem, od czego rozpocząć. Od zawsze byłam w Kościele, angażując się najczęściej w oprawę muzyczną liturgii, wzbogacając ją swym śpiewem. Obecnie w czasach pandemii niestety to trochę się zmieniło, bo nasza schola nie może śpiewać na liturgii, nie mamy prób. Jednak cały czas czuję się częścią Kościoła. Częścią, bez której Kościół nie byłby całością. Mogę uczestniczyć w liturgii – czy to w kościele, czy w domu łącząc się online, gdy sytuacja zdrowotna nie pozwala mi pójść na mszę czy nabożeństwo. Fakt, nie zawsze zgadzam się z decyzjami podejmowanymi przez duchownych, jednak moja wiara, moje uczestnictwo opiera się na tym, co głosił i czego uczył nas Jezus. Dlatego wiem, że jestem dla Niego ważną częścią Kościoła i staram się jak najlepiej wypełniać powierzone mi zadania. Wiem, że od mojej postawy, mojego zaangażowania uzależnione jest to, jak patrzą na Kościół inni ludzie. Ludzie, których nie zawsze instytucja Kościoła pociąga, przekonuje. Kościół to każdy człowiek, któremu zależy na tym, żeby działo się w nim dobrze, a nie tylko duchowni, osoby konsekrowane. Uważam, że ważną sprawą jest to, abyśmy wszyscy to zrozumieli i starali się angażować, nawet w najdrobniejsze inicjatywy – aby Kościół wzrastał i był przepełniony dobrymi ludźmi, którym zależy na Chrystusie.
Franciszek: czuję się odpowiedzialny za Kościół
Jestem w Kościele odkąd do tego grona włączyli mnie rodzice na chrzcie. Z czasem, oczywiście, coraz bardziej świadomie zacząłem uczestniczyć w życiu Kościoła, parafii, różnych wspólnot. Ważną częścią mojej praktyki religijnej jest także służba przy ołtarzu – przez pewien czas angażowałem się w struktury organizacyjne służby liturgicznej w archidiecezji. To pozwoliło mi nieco bardziej od kuchni obserwować pewne zjawiska czy funkcjonowanie Kościoła jako instytucji.
Czuję się odpowiedzialny za Kościół – bo przecież jest on ostatecznie wspólnotą wierzących. Z tej perspektywy to, jakim ja będę członkiem Kościoła, jak będę dbał o Kościół, o bliźnich i ludzi spoza Kościoła decyduje o wizerunku wspólnoty, a przede wszystkim o realizowaniu słów Jezusa. Obecnie często nie rozdziela się wspólnotowego charakteru Kościoła od jego wymiaru administracyjnego czy instytucjonalnego. To właśnie, moim zdaniem, jest przyczyną licznych nieporozumień i polemik. Zło, które pojawia się przecież w każdej ludzkiej zbiorowości, w Kościele okazuje się być znacznie bardziej medialne i chwytliwe. Będąc jednak członkiem Kościoła doskonale widzę, jak wielkie dobro się w nim dzieje, jak wspaniałe i szlachetne dzieła miłosierdzia są w nim podejmowane, jak prawdziwa i prosta wiara nieraz przenosi góry ludzkich słabości i trudności życia – biednych, potrzebujących, wykluczonych.
Sądzę, że prawdziwa miłość do Kościoła realizuje się w trosce o człowieka, każdego, bez wyjątku. Każdy z nas odpowiedzialny jest za kształt i świętość Kościoła.
>>>Mistyk przyszłości, czyli o duchowości dnia codziennego
Kinga: we wspólnocie odnajduję swoje miejsce w Kościele
We Wspólnocie Życia Chrześcijańskiego, w której jestem od 11 lat, a która jest wspólnotą ludzi świeckich – jak najbardziej odnajduję swoje miejsce w Kościele. Tu działam, angażuję się w życie Kościoła, mam relacje – tworzę wspólnotę. Bardzo dobrze oceniam też współpracę jezuitów ze świeckimi. Od niedawna jestem odpowiedzialna za całą poznańską wspólnotę, więc dużo ode mnie zależy. Współdziałam z innymi świeckimi ze wspólnoty, razem podejmujemy decyzje co do spraw formacyjnych oraz wspólnych działań na rzecz innych. Organizujemy sesje weekendowe, rekolekcje w życiu codziennym czy wydarzenia kulturalne, współprowadzimy poradnię psychologiczno-duchową.
Aleksandra: czuję się w Kościele równie potrzebna jak księża
Jako osoba świecka w Kościele czuję się bardzo dobrze. Kościół to jest moje miejsce. Staram się, żeby Kościoła nie dzielić na przestrzeń, która jest przeznaczona tylko dla księży i osób konsekrowanych i na przestrzeń, która jest tylko dla świeckich. To jest jeden Kościół, jedna przestrzeń. Wszyscy mamy w Kościele różne zadania, różne role. W Kościele chodzi o to, by te zadania odkrywać w codzienności. Jeżeli mówimy Bogu „tak”, jeżeli za Nim bardzo mocno idziemy – to dla naszego serca nie ma znaczenia fakt, czy nosimy strój zakonny czy nie. To serce będzie płonęło dla Chrystusa jednakową miłością. Będziemy podążać za Bogiem z tą samą gorliwością. Czuję się w Kościele równie potrzebna jak księża. Świeckość realizuję codziennie w normalnej pracy. Czy czuję się zauważona w Kościele? Jako kobieta i osoba świecka w Kościele czuję się czasami odsuwana na bok, pomijana. To jest kwestia pewnych kulturowych naleciałości, przyzwyczajeń, przekonania, że ksiądz i mężczyzna jest ważniejszy. Nie, Jezus pokazywał, jak bardzo kobiety są ważne dla Boga. Cała Biblia mówi o wspaniałych, cudownych kobietach, mówi też o wspaniałych, cudownych mężczyznach. To są wzory dla nas – dla kobiet i mężczyzn. Ale rzeczywiście doświadczyłam w Kościele pewnego lekceważenia, ale to nie jest coś, co charakteryzuje mężczyzn wyłącznie w Kościele. To się w ogóle zdarza mężczyznom i temu jasno trzeba powiedzieć „nie”. Czuję się bardzo mocno odpowiedzialna za Kościół. Ta odpowiedzialność jest na kolanach, w modlitwie. Nie wychodzi mi to tak, jakbym chciała, ale wiem, że najważniejsza jest wytrwałość. Marzy mi się taki Kościół, w którym przestrzeń świecka i klerykalna będą się cudownie dopełniały. Kościół, w którym byśmy prawdziwie jedni drugich brzemiona nosili.
>>>Świeccy w misji ewangelizacyjnej Kościoła
Dominika: jako wierni mamy bardzo wiele do powiedzenia
Myślę, że jako osoba świecka w Kościele znalazłam przestrzeń swojego zaangażowania i czuję się w nim bardzo dobrze. Z pewnością czuję się zauważona. Przez lata angażowałam się w działania na rzecz Lednicy, dbając o jej promocję czy współpracę z mediami. To była moja realna obecność w Kościele i konkretne zadania jakie przede mną stały. Obecność we wspólnocie lednickiej sprawiła też, że czułam się w Kościele coraz bardziej jak u siebie – czytając modlitwę powszechną, czytania, widząc moich bliskich śpiewających psalmy i niosących dary. Takie doświadczenie mam też ze swojej parafii. Byłam w wielu kościołach w całej Polsce, spotkałam wiele wspólnot i inicjatyw katolickich i widzę, że zaangażowanie wiernych jest widoczne i cieszy samych kapłanów, którzy są za parafie odpowiedzialni.
Czuję się odpowiedzialna za Kościół i czuję, że mogę go zmieniać. Przez ostatni rok pracuję w projekcie, który promuje encyklikę papieża Franciszka Laudato si’. Podejmujemy konkretne działania, by zmieniać parafie na bardziej ekologiczne. Widzę, że prowadzone przez nas warsztaty i cała kampania przynoszą realne efekty. Odwiedzam konkretne kościoły, które są coraz bardziej „zielone”. Czuję, że jako wierni mamy bardzo wiele do powiedzenia, wystarczy tylko chcieć.
Czuję się odpowiedzialna przede wszystkim za to, jaką jakość prezentują moje działania w Kościele – czy one wynikają z głębokiej relacji z Bogiem i czy są podejmowane na Jego chwałę? Czy one niosą dobro? Mamy czas, w którym wiele mówi się o tym, co złe w Kościele. Wiem, że jako osoba świecka muszę to zauważać i głośno o tym mówić, by mój Kościół był prawdą. Przede wszystkim jednak czuję potrzebę, by modlić się o naszą mądrość i jedność. Wielu moich bliskich ostatnio oddala się od Kościoła i obserwując to mam w sobie wiele pytań.
Do czego ja jestem w tej sytuacji powołana? Jak być żywym świadectwem dla tych ludzi, jak sprawić, by nasza relacja z Bogiem nie gasła? Dochodzę do wniosku, że jako osoba świecka w Kościele muszę dbać o jakość swojej obecności – by ta obecność była pełna zaangażowania, dobra i wynikająca z głębokiej potrzeby serca.
>>>Świeccy misjonarze znają Kościół z wielu stron
Bartek: świeckich w Kościele traktuje się jak szarą masę
Kościół jest moim domem, jest moją rodziną. Niestety, w ostatnim czasie mam wrażenie, że ta rodzina jest patologiczna. Z każdej strony bombardują mnie kolejne informacje o tym, jak źli potrafią być „oficjalni” przedstawiciele Kościoła. To rodzina patologiczna, w której „rodzice” rządzą twardą ręką „dziećmi” – czyli świeckimi. I choć próbujemy czasem dojść do głosu, zmienić coś – to ostatecznie i tak nasze zdanie się nie liczy. Przecież „dzieci i ryby głosu nie mają…”. Jestem w Kościele, bo to moja wspólnota, bo to miejsce pełne Boga i sakramentów. Ale jest mi przykro, że w jakiś sposób ten Kościół mnie odrzuca. Że w jakiś sposób nie mam dla tego Kościoła żadnego znaczenia – a przynajmniej nie mam znaczenia dla księży i biskupów, którzy wciąż są oderwani od rzeczywistości. Chciałbym, żeby ktoś kiedyś zauważył, że w Kościele są też świeccy. Ale nie chodzi mi o deklaracje – takie wciąż słyszymy, często nawet podczas niedzielnego kazania. Nawet dobrze brzmią. Nie chcę słów, ale czynów. Chcę, żeby księża i biskupi pozwolili świeckim realnie kształtować obraz Kościoła. Żeby nas wysłuchali i zauważyli, jak bardzo bujają w obłokach i nie mają pojęcia o tym, jak wygląda normalne życie. Żeby dopuścili nas do głosu w sprawie pracy, rodziny, związków, seksu i innych kwestii, na których my znamy się znacznie lepiej od nich. Znam wielu świeckich, którzy pracują w instytucjach kościelnych. Nawet oni podkreślają, że nikt się z nimi nie liczy. Nawet gdy są wysłuchani – to ostatecznie i tak ich zdanie nie ma żadnego znaczenia. Kościół to w większości świeccy, szkoda tylko, że tych świeckich traktuje się jak szarą masę. Choć kocham Kościół, to czuję, że ze strony jego hierarchicznych przedstawicieli jest to miłość nieodwzajemniona.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |