zdj. poglądowe, fot. PCPM

Wolontariusze Klubu Inteligencji Katolickiej uniewinnieni od zarzutu przemytu ludzi

Białostocka prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie pomocnictwa w nielegalnej imigracji wolontariuszy Klubu Inteligencji Katolickiej na Podlasiu – informuje dziennik „Rzeczpospolita”. Główną przyczyną takiej decyzji jest brak danych uzasadniających popełnienie przestępstwa na granicy – Prokuratura Rejonowa w Białymstoku zrobiła to po półrocznym śledztwie.

To głośna sprawa, która dotyczyła wolontariuszy pomagający migrantom z granicy polsko-białoruskiej. W połowie grudnia ubiegłego roku policjanci wkroczyli i przeszukiwali przez całą noc punkt pomocy humanitarnej prowadzony na Podlasiu przez Klub Inteligencji Katolickiej. Funkcjonariusze skonfiskowali wszystkie komputery i telefony wykorzystywane do pracy oraz prywatne telefony wolontariuszy, inny sprzęt elektroniczny i całą dokumentację.

fot. wikipedia

Jak ujawniła „Rzeczpospolita” powodem policyjnego nalotu miały być tzw. pinezki w telefonach współpracowników, których zatrzymano w samochodach niedaleko granicy. Śledztwo z zawiadomienia policji wszczęto z art. 264 par. 3 kodeksu karnego – kto organizuje innym osobom przekraczanie wbrew przepisom granicy Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8. – 30 czerwca postępowanie umorzono. Obecnie decyzja ta stała się prawomocna – informuje Rzeczpospolitą Karol Radziwonowicz, szef Prokuratury Rejonowej w Białymstoku.

Śledztwo, głównie oparte o analizę nośników elektronicznych nie dało podstaw by stwierdzić, że wolontariusze mogli brać udział w przemycie ludzi. – W części odblokowanych urządzeń nie ujawniono danych mających znaczenie dowodowe w sprawie – mówi prok. Radziwonowicz.

fot. arch. / PAP

Problemy wolontariuszy zaczęły się od rutynowej kontroli dwóch samochodów, które wieczorem z 15 na 16 grudnia ub.r. jechały drogą dojazdową do gminy niedaleko granicy. Policjantów miały zainteresować tzw. pinezki w telefonach podróżujących. To lokalizatory, które wysyłają nielegalni imigranci np. przemytnikom wskazując punkt w jakim mają ich odebrać. Tyle tylko, że „pinezka” podawała adres, gdzie mieści się oficjalny punkt KIK. Jak podkreślali wtedy aktywiści KIK ich działanie na Podlasiu jest znane policji, a wolontariusze są solidnie wyszkoleni w tym, co wolno im robić, a czego nie.

Tak zwane pinezki

Jakub Kiersnowski, prezes KIK w Warszawie w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” tłumaczył schemat działania organizacji, wspominając również o roli tzw. pinezek. „W swoich mediach społecznościowych uchodźcy mogą znaleźć informacje, jak połączyć się z organizacjami humanitarnymi działającymi w Polsce. Podają nam koordynaty i podstawowe dane o sobie: ile jest osób, ile kobiet, mężczyzn, dzieci. To oczywiście nie zawsze się potwierdza na miejscu, ale generalnie wiemy, do kogo idziemy i gdzie powinni na nas czekać, a raczej – skąd nas wzywają. Koordynaty to właśnie tzw. pinezki” – mówił. Potrzebujący pomocy – jak tłumaczył Kiersnowski – dostają m.in. buty, jedzenie. „Są przygotowywani do tego, by po przekazaniu Straży Granicznej mieli jak największe szanse na złożenie wniosku o azyl” – wyjaśniał.

Jak donosi „Rzeczpospolita” – białostockie prokuratury od kryzysu migracyjnego na granicy są zasypywane sprawami przeciwko przemytnikom ludzi z granicy. Tylko do jednej prokuratury w Białymstoku w 2021 r. wpłynęło 109 takich spraw, w tym roku – już 110. Dla porównania – w 2020 r. przed wielkim kryzysem na granicy polsko-białoruskiej – zaledwie 6.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze