fot. Judita Tamosiunaite/Pexels.com

Wolontariuszka hospicyjna: uśmiech umierającego człowieka, którego trzymam za rękę jest czymś bezcennym

Justyna jest wolontariuszką medyczną w jednym z polskich hospicjów. Służy chorym, których życie zbliża się już do końca. Moment śmierci określa jako „misterium”. 

To było już 30 lat temu. Justyna miała 44 lata, gdy została wdową. Jej mąż zmarł nagle, w karetce pogotowia. Nie mogła sobie wtedy poradzić. Odezwał się do niej kapłan, który wówczas pracował z ciężko chorymi w ich domach, tworzył coś w rodzaju hospicjum domowego. – Próbował mnie wyprostować, a potem zaprosił do posługi w hospicjum – opowiada kobieta. Przemodliła te sprawę i wkrótce stała się wolontariuszką medyczną w hospicjum. – Zawierzyłam wszystko Matce Bożej na Jasnej Górze. Uznałam, że to jakaś odpowiedź Pana Boga na różne niepokoje i żale, które były w moim sercu. 

Dom 

Justyna ukończyła niezbędne kursy i została wolontariuszką hospicyjną – najpierw w hospicjum domowym. – Pan Jezus mnie wtedy uzdrowił. Zobaczyłam ogrom cierpienia innych ludzi, innych rodzin, wdów znacznie młodszych ode mnie. Wszystko zaczęło we mnie się uspokajać, łagodnieć – opowiada. W hospicjum domowym służyła ok. 10-12 lat. Potem zaczęła już służbę w hospicjum stacjonarnym. Jak sama mówi – odkryła swoje nowe powołanie. – Przyjęliśmy taką zasadę, że tworzymy z hospicjum dom. Dom na czas odchodzenia, na czas umierania. Żeby był dom musi, to musi w nim być ciepło – ale nie takie z kaloryferów, ale takie między nami. Ciepło między wolontariuszami a chorymi – dzieli się kobieta. 

>>> Hospicjum to nie „umieralnia”, ale dom na czas choroby

Miłość 

Aby zostać wolontariuszem hospicyjnym trzeba ukończyć dwuetapowy kurs. Najpierw część teoretyczna, podczas której zainteresowani zapoznają się z podstawową pielęgnacją chorego i z tym, jak budować z nim relację. W drugiej części kandydat na wolontariusza jest wprowadzany na oddział i działa tam pod okiem doświadczonego już ochotnika. Nie każdy może zostać wolontariuszem. – Podstawą bycia przy osobach chorych czy umierających jest bezinteresowna miłość. Nie możemy się niczego spodziewać. Przychodzę do tego miejsca, bo wiem, że tam czeka na mnie człowiek, który potrzebuje obecności. Bycie przy umierających to po prostu towarzyszenie. To jest obecność, czuwanie… – mówi Justyna.  

Gościnność 

Słowo hospicjum ma swój rodowód w łacińskim słowie hospes oznaczającym gościnnośćWolontariusze medyczni pokazują swoją gościnność serca. Ideałem w tej materii był prof. Jacek Łuczak, jeden z twórców opieki paliatywnej w Polsce. On pokazywał, jak być przy umierających i jak okazywać im tę gościnność. Jego praca owocuje teraz w całym kraju, choć nie dla każdego taka służba jest łatwa. – Kursy zaczynało często z 40-50 osób. A po przyjściu na oddział okazywało się, że zostawało ich z 5-6. Bycia przy umierających nie da się nauczyć. To powołanie. Trzeba mieć oparcie w Bogu, w Jego miłości – opowiada Justyna. Śmierć nigdy nie jest łatwy doświadczeniem, jednak wolontariusze hospicyjni starają się jej nie przeżywać zbyt emocjonalnie. – Teraz po prostu dziękuję Bogu za każdą osobę, przy której mogłam być. Naprawdę czułam zawsze, że przytulam Kogoś przez wielkie „K”. To były misteria. Umieranie człowieka jest doświadczeniem pięknym, choć dla rodziny i najbliższych jest czymś tragicznym.  

>>> Hospicjum w Pucku: w lodówce i winko się znajdzie, jeśli jest takie marzenie [REPORTAŻ]

zdj. ilustracyjne, fot. Kuprevich – Freepik

Przyspieszenie 

Justyna podkreśla, że wypieramy ze świadomości, że jest gdzieś śmierć. Mówimy o tym, jak żyć pięknie tu i teraz – a zapominamy o tym, by mówić, jakie powinno być umieranie. – Człowiek to nie tylko ciało, zapominamy o tym. Życie daje nam Bóg. Każdy z nas otrzymuje życie od Boga, ale ciało otrzymujemy od rodziców. Jak Jezus – przyjął ciało z Maryi, choć był Bogiem. Przejmujemy ciała z różnymi wadliwymi komórkami, problemami genetycznymi. Do tego dochodzą stresy, wszechobecna chemia, zanieczyszczenie powietrza… To wszystko ma wpływ na to, że my sami gotujemy sobie przyspieszoną  śmierć. Pan Bóg śmierci nie wymyślił, to nasz grzech sprowadził ją na ten świat. Czas nam się kurczy, mamy niesamowite tempo życia. Młodzi ludzie wciąż za czymś teraz gonią. A to nie jest droga do tego, by w zdrowiu dożyć sędziwego wieku. – Często w hospicjum spotykałam się z postawą, że choroba to kara od Boga. To nieprawda. Pan Bóg nikogo nie karze, śmierć przychodzi, bo tak to życie jest zaprogramowane. Jesteśmy stworzeni do życia wiecznego. To życie na ziemi jest tylko pewnym etapem. Jezus mówi, że wolą Ojca jest, byśmy mieli życie i mieli je w obfitości – ale chodzi o życie wieczne.  

>>> Wolontariusz hospicjum: świadomość śmierci jest oczyszczająca [ROZMOWA]

Uśmiech 

Hospicjum bywa nazywane „umieralnią”. Tymczasem wolontariusze i inni ludzie, którzy zetknęli się z takim miejsce mocno podkreślają, że hospicjum to nie miejsce śmierci – ale miejsce życia. – Hospicjum to ostatni etap życia, ale to życie w hospicjum ma sens. Wiele otrzymujemy od tych ludzi… Uśmiech umierającego człowieka, którego trzymam za rękę czy zwilżam mu usta jest czymś bezcennym. To Boży uśmiech. Ci ludzie z życia przechodzą do życia wiecznego. Śmierć to po prostu nazwa przystanku – opowiada Justyna. Podkreśla też, że ogromnie wdzięczni za służbę wolontariuszy są członkowie rodzin umierających. Są zaskoczeni, że dzięki ochotnikom ich bliscy tak pięknie odchodzą z tego przystanku.  

Położna 

Człowiek potrzebuje drugiego człowieka w ważnych chwilach życia. Gdy przychodzimy na ten świat, to trudno przeprowadzić poród bez położnej czy lekarza. Ktoś zazwyczaj pomaga zaistnieć człowiekowi na tym świecie. Z takim „towarzyszem” jest znacznie prościej. – W narodzinach do tego drugiego świata też ważne jest, by był ktoś, kto pomoże. – Wolontariusz staje się położną w czasie tych drugich narodzin. Dużo daje wtedy modlitwa. Modlimy się przy zapalonej świecy. Dla wszystkich mamy czas i ufamy, że Pan Jezus przygarnie po śmierci swoje każde dziecko – mówi Justyna. Do hospicjum trafiają ludzie wierzący i niewierzący. Wolontariusze nie wybierają i pomagają każdemu. Wobec śmierci każdy jest równy. I każdy może znaleźć w tych ostatnich dniach, tygodniach czy miesiącach życie swój dom w hospicjum. Tam toczy się życie.  

Imię bohaterki opowieści zostało zmienione. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze